Beyond Undertale PBF
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Sans

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Sans
Mistrz Gier
Sans


HP : 49
Poziom duszy : 15
Doświadczenie : 95
LOVE : 1
Liczba postów : 276
Join date : 22/12/2015
Age : 32

Sans Empty
PisanieTemat: Sans   Sans EmptyNie Maj 28, 2017 7:39 pm

Personalia: Sans. Szkielet Sans.
Rasa: Yyy, Szkielet?
Wiek: Under twenty x ilość linii czasowych, których do tej pory był już świadkiem
Wygląd:

Jaki koń jest, każdy widzi. Choć w tym akurat przypadku nie tyle o konia, co o humanoidalnego, grubokościstego szkieleta chodzi. Gdyby go rozebrać z wiecznie znoszonej, grubej, niebieskiej bluzy z kapturem, szarej koszulki, czarnych szortów z modnie podrabianymi, adidasowymi paskami i nieprzyzwoicie puchatych, różowych kapciuchów, ludzkie dzieci mogłyby się w szkole uczyć na nim własnej anatomii. A sprawa byłaby dla niech o tyle prostsza, że szkielet ten nadmiernym wzrostem nie grzeszy – coś niecoś może ze 165cm będzie? Inna zgoła kwestia, że Sans ze swoich ciuchów niezbyt chętnie wyskakuje nawet wtedy, gdy trzeba walnąć się w wyrko. Że niby to jakiś wielki problem spać w ciuchach? Pfi! Nie dla niego!
Wyżej wymieniony zestaw ciuchów pozostaje jego standardowym i rzadko zmienianym. Zdarzy się jednak, że w głębokich odmętach szafy - tudzież którejś z licznych stert piętrzących się w rogach jego pokoju – znaleźć można dla nich zamienniki. Naturalną koleją rzeczy, rzadko odchodzą stylem bądź kolorami od oryginalnego kompletu, a kupione zostały najpewniej tylko i wyłącznie za sprawą realnej obawy przed misjami wypadowymi Papyrusa - organizowanymi randomowo w celu pozbierania rzeczy do prania. Oh, racja! Są jeszcze oczywiście skarpetki! Cała masa skarpetek! Rzadko miewają pary i jeszcze rzadziej przyozdabiają Sansowe stopy. Z jakiegoś powodu wolą walać się po całym domu szkielecich braci.      
Jakkolwiek przerażająca może wydawać się wizja samodzielnie poruszającego się szkieletu, gdy powierzchownie spojrzeć na Sansa, nie da się nie odnieść wrażenia, że najprawdopodobniej stanęło się właśnie przed jednym z najsympatyczniejszych wśród potworów. Pełnym uśmiechem bieluchnym zębów dzieli się ze wszystkimi i z każdym z osobna. Nawet tym spośród mieszkańców Podziemia znającym go nie od dzisiaj, ciężko byłoby wyobrazić sobie moment, w którym szeroki wyszczerz nie obejmował jego twarzy. Nie żeby on sam mógł w tej kwestii nadmiernie wiele zmienić. Odkąd tylko sięga pamięcią, uśmiech od zawsze był dla niego najlepszą drogą ucieczki od niezręcznych pytań i jeszcze bardziej niezręcznej potrzeby udzielania na nie odpowiedzi. Musiał się uśmiechać ze zbyt wielu odległych od okazywania tym gestem radości powodów. Aby uniknąć kłopotów. Aby chronić przed nimi Papyrusa… Choćby i sam Król nakazał mu przestać, najpewniej kompletnie nie wiedziałby jak to zrobić. Potrafi sprawić, by jego uśmiech był bardziej lub mniej przyjemny czy sympatyczny, czasami wręcz przerażający w realnym gniewie lub złości, ale kompletne pozbycie się go z twarzy wydaje się na chwilę obecną życzeniem niemożliwym do spełnienia. Obecnie coraz częściej za to dostrzec w nim można zmęczenie.
Duże, wypełnione głęboką czernią oczodoły, odznaczają się drobnymi, ruchomymi, świecącymi na biało punkcikami, które dla potwora jego rodzaju stanowić mogą coś na kształt źrenic. W zależności od stanu emocjonalnego, mogą one zupełnie znikać lub rozszerzać się. Bywa też w przypadku samego Sansa, że biały punkcik lewego oczodołu nabiera bardzo ludzkiego wyrazu w trakcie używania przez niego magii. Wówczas to „źrenica” staje się czarna jak u większości istot organicznych/magiczno-organicznych, lecz otacza ją światło mieniące się błękitem ze złotawymi poblaskami, tworząc dookoła niej rodzaj „tęczówki”.      
Sans Tumblr_ny8iuuDuCs1qdxz9yo1_r4_1280
Charakter:
Sucharmistrz to jego drugie imię. Pierwszym pewnie byłoby: „Lenistwo”, gdyby tylko jeszcze rodzicielka trochę wcześniej wiedziała na kogo toto wyrośnie. Wszelkiego rodzaju suchary (zwłaszcza te o szkieletach) ma w kościach małego palca, podobnie jak dopracowaną do perfekcji, zawsze niezawodną i nieocenioną umiejętność zasypiania w każdym miejscu i o każdej porze, a już najlepiej w trakcie pracy.
Dzięki swojemu luźnemu podejściu oraz postawie, bardzo łatwo mu zaskarbić sobie ogólną sympatię otoczenia. Zawsze chętnie pomoże dobrą radą, poklepie po plecach jeśli trzeba i rozgoni napiętą atmosferę jednym ze swoich okropnych dowcipów-…
…heh.
Cóż… Przynajmniej kiedyś tak właśnie było.
Oh nie, to nie tak, że jego osobowość jakoś drastycznie się zmieniła – nie na pierwszy rzut oka w każdym bądź razie. Może lepiej więc nie dociekać nadmiernie? Pozwolić mu nadal w spokoju być ulubionym bywalcem Grillbiego i serdecznym kumplem każdego w Snowdin? Potworem o opiekuńczych skłonnościach w stosunku do najbliższych; kochającym się w gwiazdach, motoryzacji, fizyce kwantowej, matematyce i masie naukowych bzdetów.
Byłoby diabelnie miło, gdyby tak właśnie mogło zostać na zawsze. Jeszcze milej – gdyby zamiast udawać, mógłby pozostać taki bez wymuszania na sobie większości zachowań, podczas gdy reszta pozostawała starannie wypracowanymi, często wyuczonymi odruchami lub zwyczajnymi przyzwyczajeniami.
W dalszym ciągu stara się zachowywać pozory, acz wychodzi mu to dużo ciężej niż za poprzednich linii czasowych. Wszystko z winy nowego Resetu, który tym razem skutecznie namieszał w jego wspomnieniach. Bywa iż nakładają się one na siebie, tworząc tym sposobem pod czaszką nieścisłą chronologię, przez co Sans niezamierzenie myli wątki w trakcie prowadzonych rozmów. Podczas gdy jednym razem będzie śmiał się wspólnie z innymi potworami z jakiejś głupiej wpadki, innym doprowadzi to samo towarzystwo do niezręcznej ciszy, zaczynając wspominać zdarzenie, które nigdy nie miało dla nich miejsca. Jakkolwiek wybitnego umysłu by nie był, nie zawsze jest w stanie odróżnić jedno wspomnienie od drugiego ani nawet powiedzieć czy są one w ogóle prawdziwe. Być może zostały zmodyfikowane? Tak jak wspomnienia z obecnej rzeczywistości, gdzie rodzice jego i Papyrusa powrócili na ten niespokojny padół?
Dużo częściej wpada przez to wszystko w nerwowość i stres, pogłębiające głęboko skrywaną depresję. Czy można się temu w ogóle dziwić? Trudno sobie wyobrazić rozmiar frustracji w stosunku do samego siebie, kiedy nie jest się w stanie odróżnić jednej rzeczy od drugiej, niezależnie od starań.
Czasami zastanawia się ponuro, czy pewnego dnia straci przez to wszystko rozum. To chyba najgorsza z wyobrażalnych możliwości dla kogoś jego umysłu.
Obecnie nie chce się w nic angażować. Nie zamierza robić sobie złudnych nadziei, że tym razem jego starania nie pójdą to na marne, bo przecież i tak pójdą. Czy nie zrobił już dotąd dość? I jaki miało to wszystko sens? Prędzej czy później, świat znowu zostanie zresetowany. Jeśli nie dziś, to jutro; jeśli nie jutro, to pojutrze. Za tydzień, za miesiąc, może dopiero za 10 lat, ale i tak zostanie. Zbyt wiele się schrzaniło. Zbyt wiele majstrowano przy Resecie, przy czasie… Przy rzeczach, które nigdy nie powinny być ruszane. Ni ludzkimi, ni potworzymi rękoma.
Nigdy więcej nie zamierza popełnić tego błędu. Pewnych rzeczy nie dało się naprawić, nieważne jak mocno się próbowało. Po prostu się nie dało…  
A jednak dopóki Papyrus był ciągle żywy, dopóki ten świat raczył mu go nie wymazywać – dopóty zamierzał kontynuować swoją rolę w tej popapranej linii czasowej. Lecz tym razem jedynie jako bierny obserwator. Przynajmniej dopóki nikt nie podnosi ręki na jego brata.

Historia:
Czy jego historia rzeczywiście miała jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Jasne, gdyby mógł, chętnie utknąłby wspomnieniami w czasach sprzed pierwszego Resetu. Zanim to wszystko zaczęło się chrzanić. Zanim przestało mieć sens.  
Jedynym co trzyma go jeszcze przy zdrowych zmysłach, jest najprawdopodobniej jego brat. Tylko jego uśmiech wciąż jeszcze sprawia, że nie chce mu się zwrócić zawartości nieposiadanego żołądka za każdym razem, kiedy patrzy na roześmiane twarze/pyski/etc potworów dookoła. Poza nim, nikt nie wyglądał już nawet w jego oczodołach zbyt prawdziwie… Cieszy go więc, że Papyrus nie zmienił się zbytnio pomimo tych wszystkich popieprzeństw, które zaczęły wyprawiać się w tej zupełnie nowej, zmienionej linii czasowej. Heh. Nawet ich „rodzice” byli zdolni do tego, aby się w niej na nowo znaleźć. Czy może raczej wartałoby powiedzieć, że nigdy w niej nie zginęli? …Nie. To nie tak. Dla niego w dalszym ciągu byli MARTWI. Nie powinno ich tutaj być. Mogli wyglądać jak ci, którzy dali im obu życie, ale ON wciąż nie uważał ich za prawdziwych. Nie chciał uważać. Nie powinien uważać. Dokładnie tak, jak zmarli nie powinni móc wracać do życia.
Ta linia to tylko kolejna porażka. Kolejny błąd. Błąd, który w każdej chwili mógł zostać ponownie ZRESETOWANY. …Nie chciał więc interesować się tym światem bardziej niż powinien.

A jednak… Być może gdyby nie miszmasz w jego głowie, naprawdę mógłby cieszyć się nowymi możliwościami tak jak inni? Tym razem nie musiałby godzić się ze śmiercią matki. Nie musiałby uciekać z domu, będąc przy okazji świadkiem tragedii podczas eksperymentu prowadzonego przez niego i Gastera. Nie musiałby przeżywać tych cholernych traum w swojej głowie raz za razem.
Ah. Ale tutaj nie było idealnie. Gaster zdawał się w pewnym sensie jeszcze gorszym skurczysynem niż w oryginalnej linii czasowej, a jego eksperymenty na nim zostały zapoczątkowane dużo wcześniej. Były podobnie brutalne. Podobnie okrutne. Czy może tylko mu się wydawało przez nawiedzające go jeszcze czasami koszmary? I podobnie tym razem nie mógł się sprzeciwić. Ponieważ na szali zostało położone życie, zdrowie i szczęście Papyrusa. Heh, najwyraźniej nieważne jak ułożyłaby się ich przeszłość, dopóki był tam jego młodszy braciszek, Sans nie potrafił nie czuć się za niego w pełni odpowiedzialny. Bo skoro matka nie potrafiła go obronić, kto inny miał to robić? Nigdy więc się nie wygadał. Nigdy nie zdradził zawartej umowy między nim, a groteskową parodią ojca, choć trudno mu było uwierzyć, że matka rzeczywiście niczego się nie domyślała. Bo ile to razy wracał z zaklejonym oczodołem? Z bandażami? Z lepcami? Naprawdę sądziła, że to tylko razy spuszczane przez zły nastrój Gastera? On… Nie był taki prosty. Nie znęcał się nad nim jedynie przez złe humorki. Po co w taki głupi sposób niszczyć cenny obiekt badań i idealnego asystenta?  
Miał więc za to żal. Żył w nim głęboko osadzony. Dlaczego znowu musiał brać na siebie wszystko i tym razem? Dlaczego nie mógł mieć bardziej normalnego dzieciństwa, jak Papyrus?
Zatem i tym razem zabrał brata ze sobą. Nie wiedział ile jeszcze zniosą jego kości. A gdyby zniknął, młody szkielecik naturalnie zająłby jego miejsce. Jak się później okazało, Gaster zniknął dzień może dwa po ich ucieczce. Co za ironia. Mimo tego, Sans nigdy nie zdecydował się wrócić. Nie chciał ryzykować. Nie dopóki Papyrus wciąż był zbyt mały, aby móc o siebie dobrze zadbać. Później ich początki były nieco łatwiejsze niż poprzednim razem. Ostatecznie młodszy brat przestał wypytywać kiedy znowu zobaczą „mamę i tatę”. Ciekawe czy postanowił tego nie robić przez smutek jaki widział wtedy w oczodołach Sansa, czy miał ku temu inny powód. Sans nigdy nie odważył się go o to zapytać. Wiedział natomiast, że nie zapomniał o nich.    
Oh. Czyli koniec końców wcale nie zmieniło się aż tak wiele.
Wciąż pracował na kilka zmian, wciąż w tajemnicy odwalał masę rzeczy, żeby móc sprawić po cichy tą czy inną przyjemność młodszemu bratu. Czy to prezenty na święta, czy przybory do tworzenia nowych pułapek-zagadek.
I wciąż… Wciąż stawiał własne potrzeby jako najniższy priorytet.

Ciekawostki:
- Skrycie uwielbia wszelkie ciasta i ciasteczka. Sam potrafi całkiem nieźle piec, ale z jakiegoś powodu nigdy się do tego przyznaje. Może nawet na to jest zbyt leniwy?  
- To nie tak, że nie trawi włoskiej kuchni czy coś w ten deseń. Po prostu… Ile razy w ciągu dnia można jeść spaghetti?!
- Ketchup nadal stanowi jego jedyną i najprawdziwszą miłość.
- Potrafi grać na puzonie i idzie mu to całkiem nieźle, choć pierwotnie nauczył się tego tylko po to, aby drażnić brata. Zna tez podstawy gry na gitarze.
- Ma słabość do Fastfoodów. Nie byle jakich rzecz jasna! Najlepsze żarcie tego rodzaju podają wyłącznie u Grillbiego!
- Wbrew duszy naukowca i zamiłowania do naukowych „bzdetów”, sili się na to, aby trzymać się od tego rodzaju zabaw z daleka. Czasami tylko jeszcze odwiedza swoją piwnicę, podkręcając jakieś śrubki w stojącej tam, nie mającej prawa działać maszynie, szkicując plany mechanizmów, których nigdy nie skonstruuje czy robiąc poprawki do tych starszych spośród nich.
- Częściej niż dawniej upija się u Grillbiego tylko po to, aby brat musiał go od niego odebrać i zaprowadzić (albo raczej zanieść?) do domu.  
- Nie przejawia specjalnych chęci do kontaktowania się z rodziną powiększoną o nowe rodzeństwo, choć cieszy się, że nie są to kolejne genów Gastera.
- Tego wyżej wymienionego też woli unikać, aczkolwiek nie robi tego w sposób wybitnie ostentacyjny.
- Trudno go zdenerwować czy sprowokować do jakiegokolwiek, ambitniejszego działania. Ale powiedz jedno, niewłaściwe słowo na temat jego brata, a będziesz miał ZŁY CZAS.
- Jak na szkieleta, ma zaskakująco dużo dobrych znajomych wśród psowatych potworów.

***
Zdolności:
Umiejętności:
Szybkość/Zwinność – jak na tak „leniwego” potwora, zawsze kiedy sytuacja tego od niego wymaga, potrafi poruszać się wyjątkowo szybko i zwinnie. Nie wydaje się nadmiernie łatwo męczyć podczas wykonywania sporej ilości uników oraz ataków na raz, jednak aby go do tego w ogóle zmusić, trzeba najpierw samemu nieźle się wysilić.  
Magia:
Teleportacja – bo po co chodzić, kiedy można się teleportować? Oszczędność czasu i energii! Sans korzysta z tej zdolności odkąd tylko pamięta. Już za dzieciaka potrafił przenieść się na szczyt kuchennej szafki, aby dorwać się do słoika z ciasteczkami.
Blue – bezpośrednie przejęcie kontroli nad ciałem drugiej osoby. Naturalnie nie musi być to stosowane we wrogich zamiarach, aczkolwiek gdy już do tego dojdzie – o Gwiazdy, dopomóżcie! Jest w stanie wówczas do woli miotać przeciwnikiem – góra, dół, lewo, prawo! Jedna ściana, druga ściana, podłoga i sufit! I wszystko pięknie wytarte! Kosztem twarzy i reszty ciała, ale to tam takie niezbyt istotne szczegóły.
Ingerencja w ciało drugiej osoby może trwać max 2 posty (zazwyczaj jednak trwa 1 posta), po czym następuje przerwa przynajmniej 4 postów.      
Bones – kości jak kości! Kości z natury są twarde. Bo zdrowe i pełne szpiku! Oraz odrobiny magii rzecz jasna. Sans opanował tę zdolność do perfekcji, potrafiąc  wykorzystywać je na wiele sposobów. Możliwości są praktycznie nieograniczone, ponieważ potrafi je dowolnie formować bądź kreować z nich dowolne twory.

Relacje:

Papyrus – ukochany, młodszy braciszek i najbardziej klawy koleś w całym Snowdin (zdaniem Sansa)! Wręcz nie sposób go nachwalić, nawet jeśli jest przerażająco naiwnym i zbyt dobrym jak na ten świat potworem. Sans uwielbia droczyć się z nim swoimi sucharami.  
Toriel – opiekunka Ruin, przyjaciółka Po-Drugiej-Strony-Bramy i niegdyś ponoć naprawdę wspaniała królowa. Jej zamiłowanie do kiepskich żartów sprawiło, że Sans wprost nie był w stanie od razu jej nie polubić. Nadal często ją odwiedza, choć sporą konsternację wzbudza w nim każdorazowa prośba o opowiedzenie jak miewa się jej przybrana, ludzka córka.  
Asgore – Król-Ciepła-Klucha – jak ma po cichu w nawyku go nazywać. Ogólnie to dobry z niego gościu. Popełnił w życiu kilka błędów, ale Sans nie jest w stanie go za to krytykować. Kiedyś dla niego trochę pracował. Odwalał brudną robotę. Hej! Trzeba było za coś wychować Papiego, ‘kay?
Undyne – najlepsza rybia towarzyszka o jakiej można marzyć! Trochę przesadnie jak dla niego energiczna i głośna, ale Sans wiele jej zawdzięcza. Głównie przez wzgląd na Papyrusa. Kiedyś sporo walczyli ramie w ramię. …A może było tak tylko w poprzedniej linii czasowej? Trochę trudno mu obecnie stwierdzić.  
Alphys – ciągnie swój do swego – jak mawia słynne, ludzkie przysłowie. W wypadku Alphys i Sansa sprawdza się to w 100%. Sans wielokrotnie użyczał jej swojego intelektu w rozwiązaniu wielu spraw. Pomagał odnaleźć się w roli Królewskiego Naukowca i udzielał cennych rad. Chętnie urządzali sobie też czasami wieczorki przy zupkach chińskich i grach wideo, jak na prawdziwych nerdów przystało!
W.D. Gaster – ojciec i zarazem najbardziej popieprzona osoba z jaką Sans miał kiedykolwiek styczność. Byłby w stanie stwierdzić, że nawet demoniczna strona Chary nie jest aż takim zagrożeniem dla ich świata, co samo istnienie w nim Gastera.
Choć ceni go jako wybitnego naukowca i to z pewnością właśnie jemu zawdzięcza swoje własne zamiłowanie do nauki jak i większą część posiadanych obecnie zdolności, nie jest w stanie skojarzyć z nim żadnych ciepłych uczuć zarówno z oryginalnej linii czasowej jak i obecnej. Zbyt dobrze i przejrzyście pamięta znaczną większość eksperymentów w jakich brał za jego sprawą udział. Nigdy rzecz jasna nie powiedziałby, że nie było warto. Od tego zależało przecież bezpieczeństwo Papyrusa.
Obecnie nie zamierza wchodzić mu w drogę. Przynajmniej dopóki trzyma się z daleka od jego młodszego brata.  
Hazel – matka. Dobra kobieta, ale zdaniem Sansa zbyt niekonsekwentna i naiwna. Uważa iż nadmiernie łatwo daje się manipulować Gasterowi i nie jest w stanie się od niego uwolnić nawet po tych ośmiuset latach tragicznie nieudanego małżeństwa.
Nie była idealną matką. Nie potrafiła ich ochronić. To Sans musiał zadbać o bezpieczeństwo Papyrusa, płacąc przy tym własnym zdrowiem, zarówno fizycznym jak i psychicznym, a w ostateczności zabrać malca i uciec z rodzinnego domu dla jego dobra. A jednak choć żywi pewną urazę, nie potrafi jej nienawidzić. Jednocześnie nie uważa jej do końca za „prawdziwą matkę”. W linii czasowej, którą Sans uznaję „Prawdziwą Linią”, Hazel umarła niedługo po urodzeniu Papyrusa. Tym samym ma ciągłe wrażenie, że obecny stan rzeczy jest zbyt nietrwały i nie chce się przyzwyczajać czy choćby łudzić, że tak będzie już zawsze. Ewentualnie świat zostanie ponownie Zresetowany – jest tego pewien - a to oznacza, że najpewniej znowu ją stracą. I to on będzie tym, który znowu będzie o tym pamiętał… Dlatego czuje się w jej obecności niepewnie i niekomfortowo.  
Frisk – stara się… Mieć oko na tego „dzieciaka”. To bardzo skomplikowana relacja. Zbyt wiele między nimi zaszło, jednak dopóki nie stwarza problemów, Sans również jej ich oszczędza.
Chara- … <- nie trzeba chyba niczego dodawać? A tak szczerze, dopóki nie podnosi swojego ostrza  na Papiego, może ją śmiało ignorować.  
Grillby – świetny kumpel i najlepszy barman w całym Podziemiu! Serio! I wcale nie uważa tak tylko dlatego, że liczy na to, że ten pewnego dnia anuluje jego zeszyt zadłużeń! …No może troszeczkę ma tylko nadzieję.
Bywa iż zwierza mu się przy szklaneczce mocniejszego ketchupu. Jest jedną z niewielu osób, które mógłby nazwać przyjacielem, choć boi się jednocześnie jego relacji z Gasterem, a raczej wpływu, jaki może mieć na niego szkielet. Stara się niczego po sobie nie pokazywać i unikać chwil, w których Gaster pokazuje się w jego barze, nie chcąc aby doszło do jakichkolwiek konfrontacji.
Rana – czasami ją pamięta, czasami o niej zapomina. W poprzedniej linii byli ze sobą w bardzo dobrych relacjach. Sans bardzo jej pomógł. Może tym razem to ona pomoże jemu…?

Skarbiec
Powrót do góry Go down
Wingdings Gaster
Zakorzeniony
Wingdings Gaster


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 77
LOVE : 6
Liczba postów : 519
Join date : 01/01/2016
Skąd : Powierzchnia

Sans Empty
PisanieTemat: Re: Sans   Sans EmptyNie Maj 28, 2017 7:58 pm

AKCEPTACJA KARTY POSTACI
Powrót do góry Go down
 
Sans
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Sans
» Sans

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Beyond Undertale PBF :: Spis Mieszkańców :: Karty Postaci-
Skocz do: