Na 5 tysięcy połamanych widelców... Ja... Przeżyłam?
Tak, był to dla mnie dosyć spory szok, zwłaszcza że byłam pewna, że moich flaków rozpaćkanych po skałach nie będzie miał kto pozbierać. Tymczasem wylądowałam na czymś bardzo miękkim... Zapach szybko mi uświadomił, że upadałam na kwiatowy dywan. Złote kwiaty... Aż ciężko uwierzyć, że mała polanka kwiatów ocaliła mnie przed śmiercią.
Nie zdążyłam nawet zastanowić się gdzie jestem, kiedy poczułam, że coś się pode mną wierzga, jednocześnie piszcząc i krzycząc.
Eee? Spadłam na dziecko? Co do... - przeszło mi przez myśl, kiedy podniosłam się z kwiecistego łoża, jednocześnie przekonując się, że z kostką na szczęście nic się nie stało.
- Przepraszam, potknęłam się i... - zaczęłam, jednak nie dokończyłam zdania, widząc z kim... z czym... z kim-czym mam do czynienia.
KWIATEK.
Uszczypnęłam się w rękę, żeby sprawdzić, czy być może nie śnię. Podejrzewałam, że na moją twarz wpełzł wyraz największej konsternacji w historii świata.
Po uświadomieniu sobie, że szczypanie najwyraźniej nie ma sensu, postanowiłam obrać inną metodę.
- Wybacz, ale czy ty... Jesteś kwiatkiem? Przepraszam ale... Eee... Może się uderzyłam w głowę spadając... - powiedziałam, ostatnie zdanie wypowiadając bardziej do siebie.
Co się tutaj dzieje?