Beyond Undertale PBF
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Wilcza dolina

Go down 
+2
Hazel
Duch Tobiego
6 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Duch Tobiego
Widmo Stworzyciela Podziemia
Duch Tobiego


HP : 0
Poziom duszy : 0
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 117
Join date : 09/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyNie Kwi 09, 2017 9:44 pm

Wilcza dolina Wolf-snow-forest-winter

Spacerując lasami Snowdin można natrafić na pokrytą śniegiem wielką łąkę o nierównym terenie - w wielu miejscach trafiały się wyrwy, zewsząd wyrastały kamienie, a gęste krzaki potrafiły kryć kilka dołków. Niektóre z miejsc w całości zakrawają ośnieżone rośliny, inne zaś wydają się suchą ziemią skutą lodem - można znaleźć tutaj więc dowolne podłoże, jakiego się pragnie. Oczywiście przybywając tutaj należy pamiętać o tym, że nazwa tego miejsca nie jest przypadkowa - często pałętają się tutaj wilkowate.

Pomysłodawcą lokacji jest Toriel
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 7:17 pm

Haz miała w końcu wolną chwilę od rodziny. Więc jak lepiej to spożytkować, niż idąc sobie na spacer? Oczywiście jak zwykle nie pomyślała o tym, żeby wziąć ze sobą coś cieplejszego, no bo po co? W Snowdin pada śnieg w zasadzie od zawsze, ale "po co brać, może tym razem będzie cieplej". No to właśnie się przekonała o tym jak bardzo jest ciepło. Istne tropiki! Oby się tylko nie przeziębiła!
Oczywiście przez skupienie się na zimnie nawet nie patrzyła, dokąd idzie. W ten oto sposób wlazła w jakieś krzaki, za którymi krył się... dół. No pięknie. Wstała i otrzepała się, po czym próbowała wyjść, ale... Dół był większy niż ona sama, a jego krawędzie były skute lodem. Nic więc dziwnego, że upadek tak bolał. Miała tylko nadzieję, że niczego sobie nie złamała...
- H-halo...? Halo! Czy ktoś tu jest?! - wołała dość głośno. Miejmy nadzieję, że ktoś mimo wszystko będzie spacerował po tym pustkowiu i ją stąd wyciągnie. Najwyżej zamarznie NA KOŚĆ, hahaha...
Powrót do góry Go down
Doggo
Mistrz Gier
Doggo


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 0
LOVE : 1
Liczba postów : 356
Join date : 10/07/2016

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 7:30 pm

Znów zagubił się podczas powrotu z pracy. W jego sytuacji wystarczyło tylko drobne odwrócenie uwagi, aby kompletnie się zagubić. Wędrując nagle usłyszał jakiś głos z dołu... Dziwne. Zaczął szybko rozglądać się na wszystkie strony. - Ja jestem! Kto pyta?! ...czy to znów tylko moja wyobraźnia? - Starał się zlokalizować źródło głosu mając nadzieję że to mu się nie zdawało. To by było naprawdę głupie i ani trochę nie pasujące do poważnego członka straży królewskiej.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 7:39 pm

O, a więc jednak ktoś tu był! Całe szczęście! Zaczęła skakać w tym dole wymachując rękoma i mając nadzieję, że ten ktoś ją zauważy. Co ciekawe poznawała ten głos! To chyba był jeden z tych psów ze Straży. Jak dobrze, że akurat dziś miał patrol!
- Tak, tu jestem! O, tu w dole! Za krzakiem! - wołała chcąc jakkolwiek przykuć uwagę strażnika. Bądźmy szczerzy, tutaj się cieplej nie robiło, a jakoś nie widziało jej się spędzenie nocy w tej dziurze! Miejmy tylko nadzieję, że nie wpadnie tutaj jak ona. Inaczej serio będzie niefajnie.
Dla dodatkowego przyciągnięcia uwagi wystrzeliła w górę parę kości. Psy je lubią, prawda? Oby to zadziałało!
Powrót do góry Go down
Doggo
Mistrz Gier
Doggo


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 0
LOVE : 1
Liczba postów : 356
Join date : 10/07/2016

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 8:03 pm

Usłyszał znów ten głos... wydawał się... znajomy. Nie potrafił powiedzieć dokładnie skąd go znał, ale wiedział że wcześniej gdzieś go już słyszał. Gdy spojrzał w stronę z której słyszał go, zauważył że coś leci w górę, a ktoś jest nieco niżej od niego. - O co chodzi? Co się stało? Czekaj... zaraz tam zejdę i ci pomogę! - Nie widział kompletnie dołu, więc nie miał świadomości że ktoś tam utknął. Nie ruszał się jednak bo chciał jeszcze coś powiedzieć. - Emm... gdzie jest najszybsze zejście do tego miejsca co teraz jesteś? - spytał nie będąc pewny gdzie powinien teraz pójść.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 8:18 pm

Zejdzie? NIE, NIE, NIE. TO BYŁ STANOWCZO ZŁY POMYSŁ.
- Nie, nie, nie! Nie schodź tutaj! - zawołała - Ten dół jest spory i oblodzony, jeśli tu zejdziesz, oboje utkniemy!
No dobra. Tylko teraz pytanie jak stąd wyjść, aby psiak nie musiał schodzić. W sumie brzeg chyba nie był oblodzony, A psy ze Straży raczej powinny być dość silne.
- Wiesz co? Po prostu idź za moim głosem i zatrzymaj się przy dole! Wtedy będziesz mógł podać mi łapę, a ja spróbuję jakoś stąd wyjść! Będziesz miał siłę, żeby mnie udźwignąć? - może i nie ważyła zbyt wiele, ale zawsze lepiej się upewnić. W końcu mógł być zmęczony. Wtedy raczej wystarczyłby jakiś kijek, czy lina. No ale to już w ostateczności.
Powrót do góry Go down
Doggo
Mistrz Gier
Doggo


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 0
LOVE : 1
Liczba postów : 356
Join date : 10/07/2016

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Maj 06, 2017 8:33 pm

- Co? Jaki dół? - dopiero po chwili zrozumiał o co chodzi. Zrobił jak mu kazano, podszedł do dołu (Albo przynajmniej tam gdzie mówili mu że jest dół) - Raczej dam sobie radę. proszę pani! - po tych słowach wyciągnął łapę w dół, aby nieznajoma mogła ją złapać. - Można się już łapać! - przygotował się do wyciągnięcia, gdy tylko poczuje że coś go złapało. Miał nadzieję że to nie jest kolejny głupi żart z jego wady wzroku. To było naprawdę wredne.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyNie Maj 07, 2017 3:19 pm

Zauważyła tę łapę. Super! Teraz powinna mieć łatwiej. Od razu za nią złapała.
- Dobrze, teraz musisz mi pomóc! Ten dół jest oblodzony, więc nie mogę sama wyjść! Będziesz musiał mnie wyciągnąć! - wołała na wszelki wypadek łapiąc się jeszcze drugą ręką. Chwilę zajęło, zanim w końcu złapała wygodnie i stabilnie. Ale udało się!
- Dobra, już jest ok! Możesz zacząć ciągnąć! Na trzy! Raz, dwa, TRZY! - krzyknęła już próbując się jakoś wybić, żeby ułatwić psiakowi robotę. Tylko że no masz, dalej było ślisko, więc nie było to najprostszym zadaniem. Ale próbowała? Próbowała! I to się liczy!
Powrót do góry Go down
Doggo
Mistrz Gier
Doggo


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 0
LOVE : 1
Liczba postów : 356
Join date : 10/07/2016

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPon Maj 08, 2017 1:49 pm

Na sygnał zaczął wciągać łapę do góry. Nieznajoma nie była zbyt ciężka, więc po jakimś czasie udało mu się wyciągnąć kobietę z dziury. Był już nieco zmęczony, więc usiadł sobie na ziemi. Nigdy wcześniej nie musiał się używać aż tyle siły. - Co pani tam robiła? - spytał jak już trochę odpoczął. - Wie pani może jak dotrzeć stąd do Snowdin? Zgubiłem się trochę, - dodał po chwili Mógł już przyjrzeć się tej postaci. Wydawała mu się jeszcze bardziej znajoma. Musiał ją gdzieś wcześniej widzieć, tylko nie był pewny gdzie.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyCzw Maj 11, 2017 6:36 pm

No, udało się jej jakoś stamtąd wyjść! Było ciężko, ale warto! Trochę niestety się tam ślizgała, no bo cóż, lód to lód mimo wszystko. Ale liczyło się to, że była już wolna.
A więc tak, okazało się, że znała tego psiaka! Oczywiście głównie z widzenia. Ale to zawsze coś! Oczywiście, że widziała, że się zmęczył. Podeszła do niego, ukucnęła i pogłaskała go po łebku. Psy chyba to lubią, prawda?
- No widzisz... Niezdara ze mnie po prostu~ - zaśmiała się cicho - Zamyśliłam się, nie zauważyłam dokąd idę i wpadłam do tej dziury... No ale cóż, dziękuję za ratunek~ - wyszczerzyła ząbki. Na jego pytanie pokiwała głową.
- No pewnie! Daj mi łapę, zaprowadzę cię. Akurat też wybierałam się w tamtym kierunku - uśmiechnęła się - Chodzi ci o miasto, tak?
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPią Sie 25, 2017 7:15 pm

//Sesję wyżej uważam za przedawnioną

Czterolatka, odziana w białą, grubą kurtkę (pewno wybrali jej taki kolor, żeby łatwo można było ją zgubić), czarną czapkę, dość długie spodnie z ciepłego materiału oraz buty przybyła ponownie do Snowdin. Sama nie wiedziała, czemu tak często odwiedza to miejsce. Emanowało bardzo przyjazną, niemal rodzinną aurą. Poza tym, Patience zawsze lubiła śnieg. Od kiedy pierwszy raz mogła iść się w nim pobawić zaczęła uwielbiać tę puchową pierzynę, która przykrywa świat podczas tej jednej pory roku. A tu był on przez cały czas! To było niesamowite!
Nie słyszała o miejscu takim, jak Wilcza Dolina. Nikt jej nie powiedział, że miała trzymać się od niego z daleka... A może jednak? Na złość, im bardziej chciała sobie przypomnieć cokolwiek o tym miejscu, tym większą miała dziurę w pamięci. Postanowiła zbyć natrętną myśl odpowiedzią, że i tak teraz nie znajdzie odpowiedzi. Poza tym... Pewno nie dotrzymałaby słowa. Patrz: zakaz Frisk dotyczący chodzenia po Wodospadach, a wiele przyjaźni w niej nawiązanych. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że mogło się przez jej lekkomyślność coś stać.
Po dłuższej chwili marszu przez dolinę, przystanęła i rozejrzała się. Dookoła wszędzie śnieg... Wiecie, co to oznacza, prawda? LEPIMY BAŁWANA. Także Patience rozpoczęła budowę swojego tworu od zrobienia w dłoniach, na których miała rękawiczki małej, śniegowej kulki, po czym zaczęła ją turlać. I do chwili, kiedy nie mogła jej już popchnąć nie zaprzestała budowy, przez co nogi jej nowego znajomego były dość... Szerokie. Zabrała się, pełna dziecięcego zapału za budowę kolejnej części, którą z ledwością postawiła na pierwszej. Gdy tylko jej się to udało, oparła się o śniegowego ludka i odsapnęła. Musiała przyznać, to było męczące! Ale nie miała czasu to stracenia! Zaczęła lepić ostatnią część, a kiedy dotarła już do samego końca i już miała umiejscowić głowę na swoim miejscu... Okazało się, że była za niska. Nawet stanie na palcach nic nie dawało!
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPią Sie 25, 2017 8:25 pm

Lynx nierzadko tędy przechodził. Głównie dlatego, iż miejsce to znajdowało się w pobliżu jego, hmm, można by powiedzieć domu. To nie do końca prawda, ponieważ poprawniej byłoby powiedzieć o tamtym miejscu jako o tymczasowej noclegowni. Nie jest to mimo wszystko czymś dziwnym - sam zdążył się do tego przyzwyczaić. Zawsze był w ruchu, czyli dokładniej mówiąc, prowadził bardziej koczowniczy tryb życia. Jeżeli zasiedział się zbyt długo w jednym miejscu, miejscowi wołali straż królewską jakoby to widzieli w pobliżu kolejną, zabłąkaną duszę człowieka. Tłumaczenie się było zbyt uciężliwym zajęciem dla tego potwora, z tego też powodu wolał ukrywać się przed ciekawskimi ślepiami "bardziej potworzych" stworzeń, a także uciekać gdy komuś udało się go zauważyć. Wcale nie czuł się tchórzem - w końcu nie bał się nikogo, a jedynie chciał żyć w miarę spokojnie, o ile prowadzony przez niego tryb życia był takowym. Oczywiście, najgorszym było to, że musiał żegnać się ze swoimi przyjaciółmi; nie zapominał o nich, ponieważ pozostawali w kontakcie (chociażby dzięki undernetowi oraz telefonom komórkowym), ale kontakty na odległość na dłuższą metę były dla niego wyczerpujące. Klimaty Snowdin nigdy nie przekonywały Lynxa - zimno, które tutaj panowało tak naprawdę niezbyt go krępowało, aczkolwiek sam śnieg był niesamowicie denerwujący. Nie był w stanie zrozumieć uroku tego miejsca i tego, jak wiele potworów osiedliło się akurat w tym miejscu. Krwiopijca kroczył dumnie, ubrany jedynie w swoją zwyczajową białą kurtkę oraz równie białe spodnie. Na tle śniegu wyróżniały się jedynie jego długie, różowe włosy upięte w koński ogon oraz... Czarny, koronkowy parasol. Jego przesądność dotycząca słabości wampirów na słońce była wręcz niedorzeczna i nierealna. Zamyślony obracał rączką przedmiotu dookoła jej własnej osi, dreptając tak, by nie nasypać sobie śniegu do butów, które nie były dobre na właśnie taką pogodę jak ta, która panowała w Wilczej dolinie.
Rozglądając się dookoła (samemu nie wiedząc czemu), przystanął. Wokół jedyną widoczną rzeczą była śnieżnobiała biel puchu, który opadł delikatnie na ziemię. Gdyby Lynx wiedział, jak wyglądają chmury, prawdopodobnie pirownałby ów pierzyne do nich; zamiast tego, skojarzyła mu się ona z watą cukrową, lecz tą najzwyklejszą, barwy tej samej co jego kurtka czy też zjawisko atmosferyczne leżące na ziemi. Czuł się niczym na śnieżnej pustyni, którą przemierzał od bardzo dawna w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia, lub czegokolwiek. Nie widząc jednak nikogo, ani niczego... Moment. Jego wzrok zatrzymał się na bałwanie. Najprzód pomyślał - może to jakiś golem? Co prawda nie z ziemi, aczkolwiek golemy w swoim życiu widział różne i nie zdziwiłby się, gdyby i ta figura okazałaby się takowym być. Dopiero po chwili zorientował się, że przy jednym z jej boków odpoczywała jakaś żywa istota. Najwyraźniej do tego bardzo młoda, nawet z tej odległości był w stanie to wywnioskować. Powolnym krokiem o sztywnych nogach poruszył się w tamtym kierunku, wpatrując się z zaciekawieniem w być może przyszłą ofiarę... Zastanawiało go jednak: Co ta smarkula robi sama w takim miejscu jak to, bez absolutnie żadnej opieki? Zmarszczył brwi, zatrzymując się w pewnej odległości, lecz po chwili znów przybliżył się na parę kroków. Zrobił tak parę razy, aż w końcu znalazł się przy dziecku. Zanim się jakkolwiek odezwał, pomyślał: człowiek, a może wampir? Wyjdzie w praniu - zdecydował, po czym przybrał na swoją twarz sztuczny uśmiech. - Hej mała, zgubiłaś się? Nie masz żadnych opiekunów? A może... - urwał na chwilę -... Potrzebujesz jakieś pomocy?
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPią Sie 25, 2017 11:05 pm

Po paru nieudanych próbach wepchnięcia najmniejszej śnieżnej kuli na sam szczyt bałwana, położyła ją na podłożu i odsunęła się nieco od swojego tworu, próbując jakkolwiek ocenić swoje siły w starciu ze wzrostem i siłą przyciągania… Które były bardzo małe. A gdyby tak podrzucić ją tak, aby wpasowała się w odpowiednie miejsce? Ale… Jest również szansa, że kula wyląduje zupełnie nie tam, gdzie trzeba, rozbijając się przy tym… Podczas rozmyślań nawet nie dostrzegła osoby, która zaczęła podchodzić bliżej. Przeniosła na nieznajomego błękitne oczy dopiero wtedy, kiedy się odezwał. Uśmiechnęła się przy tym radośnie. Nie jest tu sama!
- Cześć! Nie, nie zgubiłam się. ~ Prawie zawsze chodzę bez opiekunów. Chyba, że z kimś idę na spacer, wtedy nie sama – odpowiedziała entuzjastycznie, pozostawiając kulę jak na razie w spokoju, po czym odwróciła się do jegomościa, zadzierając mocno głowę. Oczywistym był fakt, że była człowiekiem. Nie żadnym potworem czy wampirem.
- Tak! Możesz mi pomóc wsadzić głowę bałwana na swoje miejsce? Prooooszę – zapytała, przekrzywiając głowę delikatnie do boku, a twarzyczka zmieniła się z szerokiego uśmiechu na proszący wyraz. Po odpowiedzi, jakakolwiek by ona nie była, uważnie przyjrzała się nieznajomemu. Dużo stworzeń już widziała w Podziemiach, ale jeszcze nigdy kogoś, kto miałby różowe włosy.
- Ale jesteś wysoki! Kiedy tak urosłeś? A czy ja też tak urosnę? – zaczęła zadawać pytania, co mogło oznaczać jedynie tyle, że jest zdrowa i pełna energii. Czyli jak zwykle. Obeszła nieznajomego dookoła, w głowie przygotowując sobie kolejny zestaw pytań. Były one dla dziewczynki niezwykle ważne, w końcu pomagały jej poznać drugą osobę. I się czegoś ciekawego dowiedzieć o świecie.
- Czemu masz takie dłuuugie kły? Każdy dorosły tak ma? Chociaż… Mama i tata takich nie mieli… Czemu ci takie urosły? Są bardzo fajne! Twoi rodzice też je mieli? A rodzeństwo? Bo miałeś rodzeństwo pewno. A może nie? – kolejny słowotok poleciał z ust Patience, a chwila ciszy dała możliwość na odpowiedź na wszystkie pytania. Nie przerywała mu nigdy w połowie słowa, a kiedy zaczął już mówić, stanęła w niedalekiej odległości od niego, żeby aż tak bardzo nie zadzierać głowy. Po tym kark bolał!
- I skąd masz takie różowe włosy? Masz je takie od urodzenia? Nigdy nie widziałam kogoś tak wyjątkowego! – zakończyła tę falę pytań, ponownie czekając na odpowiedź, a jednocześnie przemycając nieświadomie komplement dla nieznajomego, na którego patrzyła zaciekawionymi i radosnymi oczętami, czekając na odpowiedź.
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 8:20 am

Wesołość młodej osoby stojącej przed nim zaskoczyła go nieco. Zwykle dzieci, które miał "przyjemność" poznać, smarkały we własną koszulę i były na tyle niechętne do obcych (lub przynajmniej do Benkiego), iż po chwili niezręcznej ciszy uciekały z dala od niego w popłochu. Sam nie był pewny, czy entuzjazm dziewczynki to coś z czego powinien się cieszyć czy też nie; nigdy nie miał zbyt dobrego podejścia do dzieci i nie był w stanie przestawić się na ich światopogląd. Chcąc nie chcąc delikatnie pochylił się w kierunku błękitnookiej, mając swój parasol wciąż uniesiony ku górze. Obrócił nim jednokrotnie, dbając przy tym oto, by zakrywał możliwie jak najwięcej jego twarzy i ciała.
- Jesteś dość samodzielna jak na swój wiek. - zaśmiał się nieco, mając na twarzy wciąż ten sam wyszczerz. ...I wygadana... - dodał, lecz jedynie w myślach. Było w nim ewidentnie coś dziwnego i być może niepokojącego, ale na szczęście dla tej dwójki żadne z nich wydawało się tym nie przejmować. Lynx ze zdziwieniem przyznał, że dziecko to miało temperament jakich mało w tym wieku; możliwe, że wynika to z faktu, iż on sam bogatego doświadczenia z dziećmi nie miał. Ile ona właściwie ma lat? Wygląda na maksymalnie pięciolatke... To nic, kiedy przyjdzie jego kolej na pytania się oto zapyta. Rozmowa z dziećmi jest wykańczająca - nie znosił tej udawanej życzliwości. - Hmm, łatwo się tu zgubić. Zawsze gdy idę do noclegowni po jakimś czasie błądzę...
Dopiero teraz, gdy mała zapytała się o pomoc w ulepieniu jej bałwana zauważył, że śnieżny golem z oddali nie jest ani golemem, ani skończony. Zapomnijmy o tym, co mówiłem o samodzielności. - mruknął do siebie w myślach. Spojrzał na swoje ręce; nie miał na nich rękawiczek, dlatego zaczął też szukać ich po kieszeniach, wsadzając przy tym rączkę parasola pod pache. Nie znajdując nic, postanowił się poddać. Stojąc tak przez chwilę i wpatrując się w młodą osobę wyzywającym spojrzeniem odetchnął po chwili. Ludzie zwykle są bardziej chętni do współpracy gdy jest się dla nich miłym. - Oświecił siebie samego w myślach. Przyjrzał się kuli ulepionej przez Patience, po czym wciąż kłopocząc się z parasolem (który uginając się, narażał Lynxa na "promienie słoneczne"), co wyglądało dziwnie i zabawnie. Z pełnym skupieniem położył kule na miejsce i przyklepał. Nie było to dla niego żadnym problemem. Kiedy skończył, spokojnie otrzepał ręce od śniegu, po czym chwycił parasol w poprawny sposób.
- Wiesz, dzieci zwykle mają taką właściwość, że rosną. - tym razem odezwał się bardziej oschłym tonem głosu, a z twarzy znikł udawany uśmiech. Sztuczny czy nie, szczerzenie się zawsze męczy. - Chociaż... Zdaje się, że dziewczyny mniej od chłopaków. O ile nie cierpisz na wrodzoną karłowatość to masz jeszcze sporo czasu. - wciąż pochylony, starał się odpowiadać na pytania młodej, chociaż ich ilość nieco go dziwiła.
- Moje... Kły? - spojrzał na nią, dotykając tym samym jednego z tychże zębów. Nie miał pojęcia ile pytań mu zadała, aczkolwiek sama ich salwa sprawiła, iż poczuł się niczym gwiazda w wywiadzie do jakiegoś popularnego czasopisma. Ależ wścibska... Boli mnie mózg. Bolą mnie myśli... Skąd w niej tyle ciekawości? - pomyślał jedynie, po czym odparł: - Jesteś człowiekiem, prawda? Można powiedzieć, że to cecha rasowa. - prychnął, lecz po chwili znów przybrał przesłodzony ton głosu: - Zgaduje, że mieli takie jak ja. Rodzeństwa nie wiem czy miałem, w każdym razie skąd mam wiedzieć, skoro... - umilkł przygryzając wargę. ...Mieszkałem w sierocińcu. I nie powinno cię to smarkaczu obchodzić. Dokończył w myślach, jednak nie powiedział tego na głos.
- Moje włosy? - ożywił się słysząc to pytanie. Na samo wspomnienie o nich, zaczął się nieco bawić paroma najbliższymi kosmykami. - Od kiedy pamiętam są takie jakie są. - wzruszył ramionami.
- Teraz moja kolej. Ile masz lat, jak się nazywasz i co myślisz o wampirach. - Nie brzmiało to jak pytania, aczkolwiek miały właśnie taką formę - pytającą.


myśli
[b]mowa/b]
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 12:21 pm

Patience od chwili, kiedy pamięta zawsze była bardzo ufna w stosunku do obcych. Nie wyczuwała również fałszywości, którą niektórzy nakładali jako maskę, była na to zbyt… Nieuważna? Albo po prostu się tym nie przejmowała. Jeszcze nie spotkały ją żadne nieprzyjemności wynikające z jej dotychczasowego zachowania, więc była taka, jaka była. Ponad to, wszystkie potwory dla niej były do tej pory miłe (w końcu, kto by dla tak uroczej istoty nie był?), dlaczego teraz miałoby być inaczej? Na komplement uśmiechnęła się szeroko i zachichotała cicho.
- Dziękuję~ Lubię sama chodzić. Wtedy się więcej nowych osób poznaje! – powiedziała z entuzjazmem, dzieląc się sekretem swoich licznych znajomości. Cóż, jakby ktoś jej zrobił krzywdę nie przez przypadek czy nie w przyjacielskim sparingu, na pewno nie obyłoby się bez echa w całym gronie jej znajomych (tak samo, jak rozeszła się plotka o tym, że Doggo podawał się za przywódcę Królewskiej Straży).
- Noclegownia? Hm… Chyba wiem, gdzie to! Mogę cię zaprowadzić – zaproponowała, wcześniej na moment zamyślając się nad lokalizacją miejsca. Jak przechodziła przez Snowdin, łatwo było można ją dostrzec. Ale najpierw muszą dość do miasteczka, potem będą celebrować zwycięstwo. Co… Mogło nie być takie proste, skoro czterolatka będzie prowadzić. Patrzyła potem uważnie, jak potwór myśli nad śniegową kulą i męczy się z parasolem, który teraz przykuł uwagę dziewczynki.
- Skąd masz taki parasol? Nie wygląda jak te z Wodospadów. Mogę pomóc! – powiedziała, po czym podeszła do potwora i czekała, aż poda jej swoją własność. Albo i nie poda. Wszystko zależy od reakcji nieznajomego i od tego, czy wystarczająco jej ufa. Na pytanie, czy jest człowiekiem odpowiedziała przytaknięciem głowy z cichym „mhm” mrukniętym pod nosem. Czemu większość się tak dziwiła, że jest takiej rasy? Przecież jej rozmówca też wyglądał na człowieka… A może nie? W sumie, odróżniały go kły, ale gdzie to go klasyfikowało?
- Jesteś potworem czy człowiekiem? – zapytała w końcu, nie mogąc powstrzymać ciekawości. A potem wysłuchała jego pytań, ponownie przybierając na twarz szeroki uśmiech.
- Jestem Patience. Mam cztery lata. A wampiry? Jeszcze żadnego nie spotkałam~ - odpowiedziała grzecznie i wszystko zgodnie z prawdą, przekrzywiając głowę delikatnie w bok, patrząc na nieznajomego z nieukrywanym zainteresowaniem. Cały czas wierciła go wzrokiem błękitnych tęczówek, nie spuszczając ani na moment wzroku. No chyba, że patrzyła na parasol.
- A ty? Jak masz na imię? – dodała do swoich dotychczasowych pytań jeszcze jedno, a chwilę potem zreflektowała się, że mu nie podziękowała. No nie… Musi to naprawić! Korzystając z tego, że był pochylony, objęła swoimi łapkami szyję, a kiedy było trzeba nawet podskoczyła, żeby osiągnąć swój cel! I przez to mogła zawisnąć parę centymetrów nad ziemią, ale jakoś jej to nie przeszkadzało.
- Dziękuję za pomoc! Bez ciebie nigdy bym nie skończyła! – podziękowała, a jej myśli cały czas nawiedzała jedna, może niepokojąca dla innych myśl…
- Mogę dotknąć twoich kłów? – zapytała o pozwolenie, bo uważała, że zęby to sprawa bardzo osobista. Nie to, co reszta ciała! Wypadałoby o takie sprawy pytać.
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 1:49 pm

Ponownie przyjrzał się swojej tymczasowej towarzyszce. Jak na tak młodą osobę nie była spięta towarzystwem obcej, dopiero co poznanej osoby. Nie wyczuł w niej ani cienia lęku, którego najwidoczniej w sobie nie miała. Z początku zareagował na to zaskoczeniem, lecz po chwili pewnym podziwem. On sam był raczej trwożnym dzieckiem, unikającym nowych znajomości, a ona z taką lekkością mówiła o spotkaniu potencjalnych przyjaciół. Przez ten fakt czuć było od niej coś miłego i jednocześnie niewinno-naiwnego. Musiał jednak przyznać, że nieco zazdrościł jej tak beztroskiego podejścia, którego on nie miał w dzieciństwie. Wydawała mu się być wyzbyta jakichś zmartwień, a nawet jeżeli je miała, to świetnie się z tym ukrywała. To raczej rzadko spotykane u dzieci. Zwykle są płaczliwe, poddają się przy wszystkim i boją się każdego, kto nie jest z rodziny. - pomyślał, wytężając swój wzrok, którym zdążył już parokrotnie zlustrować tą pełną radości dziewczynkę. Cóż, dzieciom nie powinno odbierać się dzieciństwa. Nie tak, jak zrobiono to Jej. - dodał, prowadząc w swoim umyśle krótki monolog. Oczywiście miał na myśli nikogo innego, jak jego słodką Lil... Na moment spuścił z niej oczy, kiedy to myślami był gdzie indziej. Nie trwało to na tyle długo, by nie usłyszeć słów wypowiedzianych przez Patience. Szybko jednak otrząsnął się z zamyślenia, podążając wzrokiem za małą.
- Domyślam się, że wiesz. Ja jestem tutaj pierwszy raz. Dużo podróżuje, ale dopiero teraz w tych okolicach. - odparł z - już trochę mniej udawanym - uśmiechem. Nim się spostrzegł, zaczął odpowiadać jej szczerze. Nie miał pojęcia z czego wynikała jego niespodziewana otwartość względem tego dziecka. Zwykle był zbyt niedelikatny i niewrażliwy na dziecięcy świat, jednak ona wydawała mu się być psychicznie dojrzalsza od typowych dzieci. Trochę tak, jakby przeżyła parę lat więcej niż jej domniemani rówieśnicy. - Cóóż, w samej noclegowni już byłem. To poprostu wina tego, że gdziekolwiek nie spojrzysz widać śnieg. Ale czego można było się spodziewać po miejscu zwanym Snowdin?
Kiedy ta zaproponowała mu potrzymanie parasolu, przez chwilę jego walka z nim oraz śniegową kulą ustała. Była to jednak krótka chwila, którą przyuważyć można było jedynie bardzo sprawnym okiem; parasol szybko zaczął się zsuwać, aż w końcu jego tarcza w postaci wielokąta foremnego zatrzymała się, układając się wygodnie na czubku głowy Benkiego. Krwiopijca spróbował jeszcze raz chwycić parasol w podobny sposób jak przedtem, aczkolwiek skończyło się to tym samym, mizernym skutkiem. - Dzięki, ale dam sobie radę. To ważne, żeby był cały czas w nade mną. Nie chcę, żeby spaliło mnie słońce... - odpowiedział po chwili, wciąż siłując się z obiema rzeczami. Ostatnie zdanie dość zaakcentował. Po chwili jednak udało się Lynxowi dokończyć bałwana dziewczynki.- Mój parasol to pamiątka. Dostałem go bardzo dawno temu od kogoś bliskiego. Wieeesz, ludzie przemijają, a rzeczy zostają.
Dlatego każdy lubi po sobie coś... Zostawić. Z tego co wiem, nie jest z Wodospadów.
- wzruszył ramionami, spoglądając ponownie na błękitnooką. Zabębnił z lekka w rączkę domniemanego przedmiotu.
- Potworem. - powiedział zgodnie z prawdą, nie dodając właściwie nic więcej. W sumie, łatwo można było się domyślić, że jest wampirem ze względu na swój wygląd, aczkolwiek nie miało to dla niego znaczenia, czy Patie domyśli się, czy nie. Nie zapytała - przynajmniej jeszcze - jakim stworzeniem Benki Lynx jest konkretnie.
Krwiopijca wysłuchał odpowiedzi dziewczynki. Tak jak myślał, miała nie więcej niż pięć lat; ba, była nawet o rok młodsza niż się spodziewał. "Patience". Dziwne imię; Cierpliwość. Z czymś mu się to kojarzyło, jednak nie miał zielonego pojęcia z czym i czemu. A więc mówisz, że żadnego nie spotkałaś, he? Jeden z nich stoi przed tobą - najbardziej wampirzy wampir w całym Podziemiu. Och tak, Edward ze Zmierzchu się przy nim chowa!
- Moje imię? Mam powiedzieć wszystkie tytuły czy... A zresztą. Oszczędzę ci mojego pięciominutowego monologu z którego jestem znany na całe Podziemie. - mówiąc te słowa, strzepnął delikatnie śnieg z parasola, jednocześnie wciąż mając go ku górze. - Benki Lynx. Możesz mówić Benki, albo Lynx, cokolwiek. Co prawda niektórzy mówią na mnie jeszcze kompletnie inaczej, na przykład Pink Berry. BeryBery też może być.
Nie spodziewał się tego, że jego przestrzeń osobista zostanie tak prędko naruszona. Byli w nieco niezręcznej pozycji, a sam Lynx nie miał pojęcia w jaki sposób się ruszyć, by nie spowodować jakiegoś wypadku lub coś w ten deseń. Dzieci są takie uciążliwe... pomyślał, starając się przeczekać ten uścisk niedźwiedzia. Albo raczej niedźwiadka. - Doprawdy? Może gdybyś spróbowała wytężyć swoje wszystkie mięśnie i skupić myśli tylko na tym bałwanie to ta śnieżna kula przestraszyłaby się i sama by tam wskoczyła. Ale, nie ma za co.
Pytanie dotyczące kłów było... Zaskakujące. Znaczy się, pierwszy raz ktoś czerwonookiego (aktualnie niebieskookiego, ponieważ soczewki) zapytał o coś takiego. Chociaż wydało mu się to dziwne, sam był ciekawy tego, co się stanie. - Huh? Jeżeli aż tak bardzo cię to ciekawi, to w porządku.

myśli
mowa
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 2:33 pm

Spojrzała pytająco na Benkiego, kiedy ten wspomniał o połączeniu między śniegiem, a nazwą lasu i miasteczka. Zmarszczyła delikatnie brwi, próbując jakkolwiek połączyć dwa słowa, co jej dość topornie szło. Można nawet powiedzieć, że wcale.
- A jak to się łączy? - zapytała się w końcu potwora, samej nie dochodząc do absolutnie żadnych wniosków. Oczywiście, zauważyła krótką zmianę humoru rozmówcy, ale nie zwróciła na to szczególnej uwagi. Ot, wahania nastrojów. Każdy, kogo spotkała czasem je miał. Robił się na chwilę smutny, ale potem szybko wracał do rozmowy z nią. Nie inaczej było w tym przypadku.
Na dźwięk wyrazu „słońce” w ustach innego potwora rozbłysły jej oczy, a sama poczuła rosnące podekscytowanie. Jak wiadomo, w Podziemiach jego mieszkańcy nie znali tego określenia. Oświetlenie dawała magia, ewentualnie w Hotland jeziorka z lawą, chyba że…
- Jesteś z Powierzchni?! – zapytała, nie ukrywając radości z powodu, że znalazła jeszcze jedną osobę, z którą mogła podzielić się doświadczeniami. Przynajmniej tak jej się wydawało. W końcu… Tylko najstarsze potwory wiedzą, jak słońce działa. Sama nie wiedziała, czy przetrwałoby to w literaturze, nie potrafiła czytać… Ale za to na pewno Luke jej powie, jak się go zapyta przy najbliższym spotkaniu! Czterolatka niestety nie zorientowała się, że różowowłosy jest wampirem. Nawet jeśli… Skoro był przyjazny, dla niej rasa się nie liczyła. Mógłby być nawet bezdusznym, których już paru spotkała!
Podczas wspominania o pięciominutowym monologu, spojrzała jeszcze bardziej zaciekawiona na potwora.
- Z czego jesteś znany? I to na całe Podziemie? Czemu o tobie nie słyszałam nigdy? – zaczęła zadawać pytania… W sumie, nie było to nic nowego. Wampir powinien się już przyzwyczaić do tego, że Patience tak poznaje świat… I bardzo łatwo jej jest coś wmówić. Wystarczy pokonać tylko pierwszą, bardzo cienką barierę jej nieufności i… Tada! Gorzej, że potem dość ciężko ją jest poprawić, często się wtedy myli i wszystko dziewczynce się miesza w głowie.
Zachichotała głośno, kiedy powiedział jej, że kulka przy odpowiednim wytężeniu sama by wskoczyła na swoje miejsce.
- Umiem trochę czarować, ale nie potrafię tak zrobić~ - powiedziała wesoło, zdradzając przy tym jedną ze swoich niby-tajemnic. Cóż… Nie każdy człowiek potrafi wyczarować sobie miecz z zabawkowego nożyka, prawda? Jeszcze nie spotkała drugiej osoby z jej rasy, która by posiadała takie zdolności. Sam Saver mówił, że ludzie nie potrafią w magię. A jednak ta tutaj dziewczynka co nieco umie!
Puściła go w końcu, jak tylko dostała odpowiedź na temat kłów i wyciągnęła w jego stronę rączkę. Już nie uprzedzała Benkiego o swoich zamiarach, po prostu dotknęła jego masywnych zębów, przybliżając się bardziej i patrząc zafascynowana nowym zjawiskiem.
- Woow~ jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo, kto by takie miał! Ale fajne! Nie przeszkadzają ci one w jedzeniu? Nie gryziesz się jak gryziesz? - ponowne zapytania, chcąc bliżej poznać swojego nowego znajomego. Patience od zawsze interesowały zupełnie inne rzeczy, niż innych. Nigdy nie pytała pierwsza, jak kto ma na imię, a już naprawdę rzadko kiedy padło z jej ust pytanie, ile ten ktoś ma lat. Zwyczajnie ją te rzeczy nie interesowały tak, jak przeżycia czy nietypowy wygląd danej osoby i to, jak sobie radzi z przeciwnościami losu w życiu.
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 4:40 pm

Przez chwilę zamyślił się. No tak, mała wpadka, możnaby rzec. - Cóż, w tych okolicach jestem od niedawna, więc wszystko co ma związek z śniegiem łączę z tym miasteczkiem... Mam na myśli te, które znajduje się o tam - wskazał w jakimś kierunku; na początku źle, lecz po chwili obrócił się w przeciwną stronę, stojąc przez chwilę na wyprostowanych kolanach, pokazując ponownie błędny zwrot - a może jednak tam?... To była północ czy południe? A może zachód... Niee, to był wschód... Albo... - zrobił krótką pauzę na to, by przypomnieć sobie jak znaleźć się w domniemanym miejscu i którędy idzie się by tam dotrzeć. - W każdym razie, chodziło mi o Snowdin. Zgaduję, że to miejsce ma jakąś inną nazwę, jednak nie mam pojęcia jaką. Chociaż w tym miejscu nie jestem pierwszy raz. - wzruszył ramionami, próbując wymyślić jakiekolwiek rozsądne wytłumaczenie na swoją małą pomyłkę. - Większość czasu spędziłem w pobliżu Nowego Domu, jeżeli już mówimy o nazwach miejsc. Chociaż zgaduje, że ty pewnie znasz się na tej części Podziemia? Właściwie, jak wiele wiesz o tym miejscu, o ile w ogóle? - zapytał. Prawdę powiedziawszy, był dość ciekawy tego, jak ta mała się tutaj odnajduje. Tym bardziej na Wilczej Dolinie, gdzie dookoła leży jedynie śnieżnobiały puch, a poza nim nie ma praktycznie nic więcej. Ma może przy sobie jakąś mapę? Ewentualnie posiada niesamowicie dobrą fotograficzną pamięć? Cóż. Lynx nie dysponował ani tym, ani tym, chociaż mapa zdecydowanie by się mu przydała. Wciąż głowił się nad umiejscowieniem Snowdin; nie lubił się mylić, a tym bardziej przyznawać się do tego. Z drugiej strony miał jedynie pustkę w głowie, kiedy to starał się przypomnieć szczegółową trasę do miasta. Po chwili jednak rozmyślił się, nie widząc ani sensu, ani skutku takiego wytężania swoich myśli. Machnął ręką, jakby odpędzając od siebie resztki tychże wyczerpujących, orientacyjnych myśli. Był przecież jedynie przybłędą tułającą się z miejsca na miejsce, nic więcej. Kierował się w przeciwnym kierunku niż przyszedł, to jedyne co wiedział na temat orientacji w terenie. Kiedy dziewczynka pełna radości wręcz krzyknęła "Jesteś z Powierzchni?!" poczuł się nieco źle, że nie może powiedzieć "tak", aczkolwiek prawda była taka, że nigdy w życiu nie widział słońca. Jedynie słyszał o zjawiskach atmosferycznych, które nie występowały w Podziemiu; różnokolorowa tęcza, błyszczące spadające gwiazdy... A także oczywiście to, co wydawało mu się najciekawsze, a zarazem najbardziej niebezpieczne ze wszystkich tych Powierzchniowych rzeczy - wielka, świecąca kula zawieszona nad nieboskłonem - Słońce. Och tak, ciekawiło go to niezmiernie, aczkolwiek nie chciał też zostać spalonym żywcem (nieważne, iż jest to jedynie mit, on wciąż w to wierzy). Przez chwilę zamyślił się, jak jej to powiedzieć; wydawała się być rozpromieniona samym faktem, iż ktokolwiek wspomniał o słońcu. - Nie, nie jestem z Powierzchni. O słońcu słyszałem od Wdowiej Pani oraz z książek, które kiedyś potajemnie przeczytałem. Ponąć zabija takich jak ja. - odparł leniwym głosem, tłumacząc przy tym swoją wiedzę na temat słońca. - Słyszałem, że potwory kiedyś żyły pod słońcem i że może kiedyś znów je zobaczymy. Jestem ciekaw jak wygląda z bliska. Tęsknisz za słońcem? - ponownie zainteresował się tym, co ma do powiedzenia Patience. Taka uwaga zdążała mu się rzadko, zwykle też na krótkie chwile.
Na kolejną salwe pytań zareagował dość spokojnie; prawdopodobnie zdążył już się przyzwyczaić do tych krótkich wybuchów dziecięcej ciekawości. Kiedy to skończyła je zadawać, odpowiedział najprostszym możliwym językiem jakim tylko dysponował (co na szczęście okazało się być wykonalnym): - Znany to w sumie nie najlepsze określenie. Jakbyś nie zauważyła, jestem bardzo podobny do człowieka, a to stawia mnie w nieprzyjemnej sytuacji. Jeżeli zostanę gdzieś na dłużej, rozchodzi się plotka o zabłąkanej ludzkiej duszy. Nie mam pojęcia czy wciąż na nie polują, aczkolwiek lepiej będzie się ukrywać, fufufu!- klasnął jednokrotnie w dłonie, bujając parasolem. - Wśród swoich natomiast jestem znany właśnie z tego, że długo się przedstawiam. A na Podziemie, ponieważ bardzo dużo się przemieszczam. Wiesz, trochę słabo jest się tłumaczyć z tego, że nie jest się człowiekiem, a później to udawadniać po raz dziesiąty. Wampiry jakoś nie są zbytnio lubiane przez inne potwory. - dodał, kompletnie zapominając o tym, że młoda nie ma pojęcia o tym, że jest krwiopijcą. Jakoś poprostu mu to wypadło z głowy. Kiedy się zorientował, było raczej zbyt późno by się poprawiać. Miał jedynie nadzieję, że jakoś mocno się tego nie przyczepi. - Ach, no i zajmuję się też pokazami magicznych sztuczek. Wiesz, coś w stylu "weź kartę, nie mów mi jaka jest, a ją znajdę" lub zamienienie całej talii w jedną i tą samą kartę. A czemu mnie nie znasz? Tego to już nie wiem.
Na temat tego iż Patience potrafi czarować, to znaczy: posługiwać się magią, zdziwił się. Przez chwilę myślał, że ta żartuje, ale wydawała się być przy tym poważna. Pierwszy raz widział człowieka, który posługiwał się magią, a tym bardziej w tak młodym wieku. W końcu było coś o tym, że jacyś magowie zapieczętowali Podziemie tak, by nie można było go opuścić... Byli oni jednak znacznie bardziej dorośli od błękitnookiej. Jakim cudem ktoś tak młody o nikłych predyspozycjach do magii ma ją w sobie? Ludzkie dziecko dysponujące jakąkolwiek formą magii to dla mnie coś nowego. Postanowił w końcu dowiedzieć się o tym nieco, dlatego też pozwolił sobie na zadanie pytania: - Jesteś pewna, że potrafisz czarować?Pierwszy raz słyszę o człowieku w tak młodym wieku, który potrafi korzystać z magii...
- Szczerze też jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś innego takiego jak ja. Mam wrażenie, że jesteśmy rzadkim widokiem w Podziemiu. Może też się ukrywają jak ja, a może zostali zabici, nie mam pojęcia. - odparł, kiedy to dziewczynka napomknęła o jego niespotykanych jak dotąd kłach. - Nie przeszkadzają, raczej ułatwiają. Chociaż gdy byłem młodszy, były czymś... Nieznośnym. - urwał. Na samo wspomnienie o jedzeniu zrobił się głodny. Z jednej ze swoich kieszeń wyciągnął niewielkiej ilości jabłko, po czym wbił w nie zęby. Chociaż miał zostawiony dla siebie także drugi owoc w lewej kieszeni, to postanowił, że zaproponuje go Patience. Dzieci zwykle lubią owoce, prawda? pomyślał. Nie był w stanie teraz mówić, aczkolwiek miał nadzieję, że zachęcający gest wystarczy. Poprostu pomachał 4-latce jabłkiem przed nosem mówiąc coś w stylu "chcesh?". Sam zajął się przy tym swoim, nie jedząc go, lecz wysysając.

myśli
mowa


Ostatnio zmieniony przez Lynx dnia Nie Sie 27, 2017 1:28 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptySob Sie 26, 2017 6:12 pm

Kiedy Benki zaczął wskazywać przeróżne kierunki, patrzyła w tamte strony przez chwilę, a chwilę potem podniosła na niego mało rozumiejący z tego wszystkiego wzrok.
- A gdzie jest północ? I te… Południe? Albo wschód i zachód? Czym one się różnią? – zaczęła się dopytywać, kompletnie wcześniej nie spotykając się z takimi określeniami kierunków. Cóż, spotykają się dwie osoby, które zupełnie nie orientują się w otoczeniu… Z tego nie może wyjść nic przyjemnego. Najwyżej oboje udadzą się na długi… Baaaardzo długi spacer. Zwiedzą przy tym cały las, sprawdzą wszystkie jego zakamarki… Ale w końcu do miasteczka dojdą, prawda? Ewentualnie zapytają się jakiegoś tubylca, którędy do Snowdin, prawda? Teraz, jak potwory były bardziej przychylne ludziom, ich wygląd nie stanowił problemu. Gdy została zapytana o sposób, w jaki orientuje się w terenie… Wzruszyła ramionami.
- Idę po prostu przed siebie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi drogę pokaże~ - powiedziała beztrosko. Widać było po niej, że nie bardzo przejmuje się swoimi podróżami i tym, że może spotkać kogoś, kto by był wobec niej wrogo nastawiony. Od kiedy wybudziła się ponownie, nikt nie chciał jej oszukać… Widocznie Podziemie się zmieniło przez te paręnaście… Parędziesiąt lat, które spędziła w trumnie. Wcześniej spotkała dwie osoby, których początkowo obdarzyła zaufaniem i ją wtedy zawiodły… A teraz? Teraz żyło jej się bardzo dobrze! Miała przyjaciół, nauczycieli… Nawet dorobiła się na samym początku swojej podróży przez krainę potworów starszej siostrzyczki… Którą swoją drogą dawno nie widziała. Znaczy, czasami mijały się w zamku, ale niezbyt udawało im się porozmawiać.
Na wiadomość, że potwór nie jest z powierzchni wydała z siebie ciche „oh”, ale z zaciekawieniem słuchała, co ma jej do powiedzenia.
- Kto to Wdowia Pani? I jak słońce może kogokolwiek zabić? – zapytała, nie rozumiejąc, ja cieplutkie promienie życiodajnej kuli ognistej mogły zranić. Oczywiście, bywały przypadki w jej rodzinie, że na przykład siostra zbyt długo była na słońcu i potem miała taką czerwoną skórę, która w ciągu najbliższych dni zaczęła schodzić… Ale sama nigdy nie miała takich doświadczeń. Może zbyt krótko tam żyła? Zdziwiło ją pytanie zadane przez Lynxa, na które nieco się zamyśliła. Przypomniała sobie, jak w blasku słońca bawiła się z dziećmi, jak w ciepłe, letnie dni szła razem z siostrą i rozkładały koc na trawie…
- Trochę tęsknię… Ale przyzwyczaiłam się już do Podziemi – odpowiedziała szczerze, a na jej licu ponownie wykwitł szeroki uśmiech. Słowa jej były w zupełności szczere. Lubiła chodzić po krainie, odkrywać ją na nowo i poznawać nowe potwory… To była kwintesencja jej dotychczasowego życia, przemieszana równocześnie z treningami, jakie urządzają jej mistrzowie bądź sama sobie robi. Jej mina zmieniła się na zdziwioną, kiedy potwór wspomniał o łowach na ludzi.
- Już od jakiegoś czasu Królewska Straż na ludzi nie poluje. A nawet jeden człowiek nawet przechodzi trening u samej dowódczyni! A tak poza tym, to Undyne będzie mnie uczyć, wiesz? – zadała retoryczne pytanie, chwaląc się równocześnie tym, że rybia wojowniczka postanowiła wziąć ją na nauki najbardziej podstawowych umiejętności. A że była ona dowódczynią to jest się czym chwalić! Co Patience bardzo lubiła robić. Oczywiście wcześniej do końca go wysłuchała, a też uśmiechnęła się lekko na słowa, że długo się przedstawia. No cóż, u niej to poszło dość szybko. Ale jedno jej się nie zgadzało, co musi natychmiast uregulować!
- Czyli… Jesteś wampirem? – zapytała bardziej dla pewności. Chociaż sama nie wiedziała, czym taki wampir miałby się zajmować i czym różni się od innych potworów (prócz oczywiście ludzką sylwetką) to sama chęć posiadania takiej wiedzy była od niej silniejsza. Na samą myśl o magicznych sztuczkach, jakie może zrobić Benki, spojrzała na niego z entuzjazmem.
- Pokaż jakąś! – powiedziała, nie bardzo potrafiąc sobie wyobrazić, na czym one miałyby polegać. A to, że różowowłosy nie wierzył jej na słowo przyjęła dość… Spokojnie. Dużej ilości osób wiadomość ta nie mieściła się w głowie. A jednak takie zdolności posiada. I to w tak młodym wieku!
- Pokaże ci, że potrafię~! – odpowiedziała, po czym z kieszeni wygrzebała plastikowy, zabawkowy nożyk. Niby niepozorna zabawka… Ale tylko w dłoniach niedoświadczonej osoby. W rękach Pati była to broń, którą potrafiła (a przynajmniej tak jej się wydawało) walczyć. Przymknęła oczy, które zaczęły świecić delikatnym, błękitnym światłem, a zaraz po chwili zabawka w jej ręce zmieniła się w błękitny miecz, który dostosowany był do jej wzrostu.
- I co teraz powiesz? – powiedziała z zadziornym uśmiechem, pokazując mu swoje dzieło. Jak na razie jedynie tyle potrafiła… Ale ćwiczyła również swoją nową umiejętność, którą kiedyś pokazał jej Xin. Były to magiczne kule energii, które odpychały osobę, w którą trafią na sporą odległość. Ostatnio, jak trenowała to udało jej się zrobić jedynie malutką piłeczkę, która po chwili bytowania rozpłynęła się w powietrzu, razem z większością jej sił. Przerwała połączenie swojej duszy z przedmiotem, który powrócił do swojej podstawowej formy, po czym schowała go z powrotem do kieszeni spodni.
Bez żadnych ostrzeżeń, kiedy jabłko jej zostało zaproponowane wzięła je i wgryzła jej się. Czuła, jak słodko-kwaśny sok wypływa z owocu, a ona odrywa jego kawałek i powoli, ale za to dokładnie żuła. Skórka na nich zawsze była dla czterolatki czymś bardzo upierdliwym, ale w końcu… Nie mogła wybrzydzać, prawda?
- Dzfękuję – powiedziała z pełnymi ustami, wcześniej biorąc kolejny kęs. Pomimo powierzchownej wady owoców, bardzo je lubiła. Poza tym, dawno nie jadła i chciała chociaż trochę napełnić swój brzuszek. Jeść to ona mogła przez cały czas i w każdych ilościach. Nie ma raczej produktów, których by nie lubiła, chyba że to by było jakieś dziwne połączenie sprzecznych z sobą smaków, które by jej nie smakowało.
- Ale fmiefnie jeszf – stwierdziła, kiedy Benki zaczął wysysać sok z owocu. W sumie… Takie jedzenie miało bardzo dużo plusów. Nie jadło się skórki, nie trzeba było dokładnie gryźć jego kawałków, a spijało się ten cudowny soczek… A w takich chwilach, jak ta aż chciałoby się być wampirem!
- Chodźfy, bo ciemfo się zrobfi – powiedziała, nadal przed wypowiedziami biorąc do ust kolejne kawałki, po czym ruszyła przed siebie. Nieważne, w którą stronę poszła… W końcu gdzieś dojdą, prawda? Na chwilę obecną jednak nie zbliżali się nawet do krawędzi Wilczej Doliny.
- Jak to jest być wampirem? – zadała pytanie, które trochę zaczęło jej krążyć po głowie, jak tylko zobaczyła, że wysysa sok z owocu. Ponad to, zawsze ją ciekawiły inne rasy, niż ona sama. Czasami miała ochotę stać się jedną z nich, ale potem uświadamiała sobie, że to jest niemożliwe oraz że dobrze jej jako człowiekowi.
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPon Sie 28, 2017 11:22 am

Kiedy młode dziewczę, właściwie to jeszcze dziecko zadało mu pytanie o kierunki, zadumał się. Przystanął w miejscu nie do końca wiedząc, czy zrobił dobrze próbując wymądrzać się przed Patience; chciał wyglądać na mądrego i obeznanego w świecie, aczkolwiek wyszło kompletnie inaczej niż tego oczekiwał. Nie przejął się tym aż tak bardzo, w końcu nie zawsze ma się to, czego się chce, aczkolwiek pojawił się kolejny problem. Nigdy nie był zbyt dobrym nauczycielem i nie umiał tłumaczyć na tyle dobrze, by wszystko było zrozumiałe dla drugiej (innej niż on) osoby. Sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Wdowia Pani uświadamiała go naprawdę wielu istotnych i przydatnych rzeczy, kiedy to był w mniej więcej wieku błękitnookiej. Pamiętał prawie każdą jej lekcje ze szczegółami, jakby miały one miejsce wczoraj, lub nawet i dzisiaj. Chcąc wyjaśnić dziewczynce jak najprościej działanie północ - południe, zachód - wschód, starał się przypomnieć sobie słowa potworzycy, która opiekowała się sierocińcem.
----
Lekcje były skromne, tak samo jak "klasa", która zwyczajowo była wielką sypialnią, w której stały dwie sofy. Dzieci w tym prywatnym domie dziecka nie było wiele, każde z nich miało własne miejsce na kanapie. Wdowia Pani - bo tak na nią mówiono - siadała na przeciw, by móc bacznie obserwować całą wesołą (oraz czasem niegrzeczną) zgraje. Jej lekcje były przeróżne: młode potwory poznawały przy jej pomocy literaturę zarówno z dawnych jak i teraźniejszych lat, historię potworów oraz ich odmian, opowiadała też o życiu na Powierzchni i o tym, że nie wolno tracić nadziei. Była wyczulona także na edukację do życia w rodzinie lub też akceptację dla innych, co podobało się Benkiemu. Historie opowiadane przez lisice były tak barwne iż wtedy jeszcze niewinny krwiopijca odpływał do świata stworzonego z jej słów. Każdą historie słuchał z zaciekawieniem, wlepiając swoje oczy we Wdowią Pani. Często też zastanawiał się, czemu właśnie tak nazywają ją starsze dzieci, wiedział jednakże, że jest to coś wrażliwego i kruchego, ponieważ każdy starszak odradzał mu zadawania takich pytań. Mimo tego, że był uważnym słuchaczem (co nie pozostało mu do dziś, lub przynajmniej rzadko kiedy się udaje go zaciekawić), nie był zbyt zdolnym uczniem. Często mylił informacje, a także nie potrafił z nich korzystać tak, jak powinien. To sprawiało iż inne potwory śmiały się z niego i uważały za "cofniętego w rodzaju".
Pewnego dnia Wdowia Pani znów zasiadła na fotelu, czekając aż każde dziecko zajmie swoje miejsce. Kiedy się tak stało, zaczęła swoją lekcje. - Dzisiaj moi mili, pogadamy trochę o tym jak się nie zgubić i jak odnaleźć się w nieznanym miejscu. Mam nadzieję, że dzisiaj będziecie pilni, ponieważ jest to wyjątkowo ważny temat. Zrozumiano? - zapytała. Jej głos był stanowczy, jednak wciąż ciepły i serdeczny. Chór głosów odpowiedział jej "Tak!", a ona widząc skupienie i ciekawość na ich twarzach zaczęła opowiadać: - Orientacja w terenie jest potrzebna głównie wtedy, kiedy jesteście sami, lub w towarzystwie kogoś, kto nie ma tego zmysłu wyostrzonego. Wiedząc skąd się przyszło szybciej znajdziecie drogę jak zawrócić, niż gdybyście mieli zgadywać. Innym elementem, który jest tutaj niezawodny to znajomość czterech stron świata. Północ, wschód, południe i zachód. Za czasów pokoju każdy z tych kierunków miał swoją literę - północ to N, wschód to E, południe to S oraz zachód to W. - lisia potworzyca poinstruowała swoich podopiecznych, kolejno wskazując ręką domniemane zwroty. Parekrotnie naznaczyła je w powietrzu, a następnie przeniosła je na kartkę. Narysowała dwie pionowe kreski zakończone strzałkami z każdej strony. Przecinały się one w połowie. Zaznaczyła także litery w odpowiednich miejscach, by rysunek ten był wyraźniejszy, po czym przepytała po kolei dzieci. -Leo? - wskazała na "klasowego" prymusa. Człekokształtny krokodyl wyrecytował dokładnie kolejność kierunków, po czym bezproblemowo wskazał je, obracając się przy tym wokół osi. - Teraz może... - wzrok lisicy powędrował w kierunku młodszych potworów, które siedziały w miarę spokojnie. -Lynx? - uniosła pytająco brew. Słysząc swoje imię wampir wzdrygnął się przerażony.
- Południe, zachód, wschód, północ... Nie, to nie to, znaczy się, errr... - umilkł. Próbował sobie przypomnieć gdzie jest który kierunek, aczkolwiek nie potrafił. Inni uczniowie wyglądali na rozbawionych, a niektórzy nawet zgłaszali się po to, by powiedzieć poprawną wersję. Na szczęście widząc przerażenie Lynxa Wdowia Pani postanowiła zakończyć swoje nauki w tym miejscu. Dzieci powoli rozeszły się do swoich pokoi, rozmawiając między sobą o sprawach, które nie dotyczyły w żaden sposób tego, czego nauczyły się podczas tych paru godzin.
- Lynx. - głos nauczycielki, a także jej ciepła dłoń dosięgły Krwiopijcy. W tym właśnie momencie wydawało mu się, że zostanie skrzyczony, lecz ona spokojnym głosem odparła: - Jeżeli nie potrafisz nauczyć się tego w normalny sposób, spróbuj za pomocą skojarzeń. - uśmiechnęła się.
- Co ma pani na myśli?
- Dokładnie to, co powiedziałam Lynx. Spróbuj zapamiętać: Na ekranie siedzi wrona. N od północy, e od wschodu, s od południa i w od zachodu. - mówiąc to wskazywała kierunki. - Jeżeli to zapamiętasz, będzie Ci łatwo skojarzyć cztery strony świata... A teraz idź, odpocznij.
----
Oczywiście w czasie rzeczywistym nie upłynęło aż tak wiele czasu. Zwyczajnie Lynx odciął się od świata na krótki moment, czując w pewnym sensie nostalgie. Przypominając sobie dawne czasy uśmiechnął się lekko, po czym postanowił podzielić się nauką Wdowiej Pani z Patience. - Moja nauczycielka uczyła mnie o kierunkach i orientacji w terenie. Nie potrafię zrobić z tego pożytku, ale skoro pytasz, to mogę Ci wyjaśnić to tak, jak sam się tego nauczyłem. Na ekranie siedzi wrona. Brzmi jak zwykle głupie zdanie, co nie? N jest od północy, e od... Wschodu, s od południa, a w od zachodu. - mówiąc to, próbował odwzorować kierunki. - Północ, południe i tak dalej to strony świata. A czym się różnią? Umm. Jak pójdziesz na północ, to nie pójdziesz na południe. Jak pójdziesz na wschód, to będziesz oddalać się od zachodu, a przybliżać ku wschodowi. Proste, co nie? - wzruszył ramionami, najwidoczniej bardzo dumny ze swojego tłumaczenia. Wydawało mu się, że niczego istotnego nie pominął, jednak znając małą może wymyślić jakieś kolejne pytanie. W prawdzie da się do tego przyzwyczaić za którymś razem, a odpowiedzi na pytania Patience wypowiada już wnet automatycznie. Co do samej dziewczynki natomiast... Można było powiedzieć, iż wydawała się Benkiemu bardzo do kogoś podobna. Tak samo jak Lily była ciekawska świata, tak samo jak ona była jednocześnie dojrzalsza od swoich rówieśników, lecz wciąż dziecinna. Obie zadawały mu tysiące pytań dokładnie tak, jakby był to ich własny styl na poznanie życia oraz otaczającego je świata. Oczywiście różnica wieku między obiema była dość spora, ale gdyby Lynx poznał Lilie wcześniej, prawdopodobnie byłaby dokładnie taka sama jak Patience. Błękitnooka wydawała się mu taka bezbronna, aczkolwiek mogło to być jedynie jego własnym przeczuciem. Nigdy nie był pozytywnie nastawiony do poznawania nowych osób, jednak był myśli, że dzieci są tylko dziećmi i że nie powinien traktować ich jak dorosłych. Z taką też myślą pozwolił zadawać Patience pytania, na które przecież zawsze mógł odpowiedzieć w wymijający sposób.
- Tak myślisz? Jest w tym też jakaś metoda, ale nie każdy jest na tyle miły by wskazać obcej osobie drogę. Nie wydaje ci się, że za bardzo ufasz nieznajomym? Ufne osoby znacznie łatwiej jest oszukać i skrzywdzić. - powiedział, komentując sposób odnajdywania się w terenie Patience.
Na pytanie o jego mentorkę uśmiechnął się szczerze do duszy cierpliwości. - Wdowia Pani to bardzo miła osoba. Kiedy byłem młodszy, prowadziła prywatne lekcje na które uczęszczałem. Opowiadała nam o tym, jak się żyło na Powierzchni, ale była też bardzo dobrą nauczycielką. Uczyła wszystkiego, co jej zdaniem było potrzebne do życia w społeczeństwie czy rodzinie. - odparł, wpatrując się w patrzące na niego z ciekawością dziecko. Normalnie w tym momencie powiedziałby coś w stylu "Co się tak smarku gapisz?", ale jego podejście do niej było inne niż do wielu. Chociażby dlatego, że większość dzieci nie miała odwagi czy chęci z nim o czymkolwiek gadać. Lubił kiedy coś kręciło się wokół niego, lubił atencje. Właśnie dzięki zainteresowaniu dziewczynki nim czuł się w jej towarzystwie znacznie lepiej i wygodniej. Co do drugiego pytania natomiast... Możnaby powiedzieć, że sam Lynx nie pojmował w jaki sposób słońce może okazać się śmiercionośne. Zadumał się nie wiedząc jak odpowiedzieć młodemu człowiekowi. - Słyszałem, że promienie słoneczne są szkodliwe dla... Wampirów. - skoro już raz wspomniał o swojej rasie, to tym razem nie powinno być to problemem. Zresztą dziewczynka wydawała się nigdy nie słyszeć o takowej. - Nie wiem jak to działa. Niektórzy uważają to za przesądy, ale głównie dlatego jest mi potrzebny ten parasol. Żeby chronić się przed słońcem. - wzruszył ramionami, obracając parasolem dzisisj już któryś z kolei raz. - Mogę śmiało powiedzieć, że wolę być na sto procent pewnym, że nic mi się nie stanie. Zresztą przydaje się też kiedy pada śnieg lub deszcz. Chociaż od tego podobno umrzeć nie umrę.
- Cóż, ja nie mam wyboru. Całe życie tutaj spędziłem, więc koniec końców czy tego chcę czy nie, czuję się tutaj jak w domu. Chociaż może to zbyt dużo powiedziane? Domu raczej nie chce się opuszczać. A ja gdybym mógł byłbym teraz w innym miejscu niż to. Zgaduję jednak, że nawet jeżeli zdążyłaś się tu zadomowić to wolałabyś wrócić do siebie, prawda? - zapytał. Traktował to jednak jako pytanie retoryczne; nie potrzebował jej odpowiedzi, nieważne co by odpowiedziała. Można powiedzieć, że pytanie to nie było konieczne i nie było najmniejszego sensu by go zadawać. Skoro jednak je zadał, to dobrze byłoby wysłuchać odpowiedzi dziewczynki. - Pewnie najbardziej tęsknisz za swoją rodziną i przyjaciółmi, co? Myślisz, że się o ciebie martwią?... - ciągnął temat. Moi nie bardzo, ha. Ale nie obchodzi mnie to. Ja, potężny, Wspaniały Benki Lynx nie potrzebuję nikogo, ani niczego do szczęścia! Wystarczy mi moja wierrrrna widownia i oczywiście - ja sam! zapewnił siebie samego w myślach. Kiedy to dziewczynka powiedziała mu o tym, że potwory nie polują już na ludzi cicho odetchnął (oczywiście z ulgą!). Przez chwilę jej wysłuchał, po czym odezwał się w odpowiedzi:
- To raczej dobrze, że już tego nie robią. Nie miałem o tym pojęcia, ale dzięki, że mnie oświeciłaś. To nie tylko dobrze dla ludzi, ale też i dla mnie i takich jak ja. Chowanie się przed czyimś wzrokiem tylko dlatego, że wygląda się jak człowiek było niesamowicie uciężliwe. Teraz będzie znacznie prościej i wygodniej. - wzruszył ramionami, po czym odpowiedział na drugą część wypowiedzi młodej: - Człowiek w straży królewskiej? Do tego dziecko? To chyba pierwszy taki wyjątek, co nie? Jak dotąd nigdy nie było czegoś takiego. - zrobił mimowolną, krótką pauze. Zdziwiło go to owszem, jednak skoro polowanie na ludzi skończyło się jakiś czas temu, to może nie powinien się temu dziwić. - Brawo, Patience. Musisz być silna, skoro sama Undyne cię docenia. Tym bardziej, że jesteś nie tylko człowiekiem, ale i czterolatką. - powiedział bez jakiegoś większego entuzjazmu. Nigdy nie przepadał zbytnio za tą rybą, ale jeżeli Patience jest z tego dumna, to niech się cieszy; w końcu prawdopodobnie zasłużyła sobie na ten zaszczyt. - Cóż, w końcu tak powiedziałem, co nie? Racja, jestem wampirem. Nigdy o nas nie słyszałaś? Znaczy się, nie dziwię Ci się jakoś, bo wciąż jesteś dzieckiem, ale mimo wszystko wolę się upewnić... - był szczerze ciekaw, czy Patience ma jakiekolwiek pojęcie o jego rasie. O tym, że przeciętny krwiopijca pije krew, jest dość groźny lub przynajmniej niezbyt przychylny ludziom i że czasami nawet zabija. Jeżeli nie ma żadnego pojęcia, to pewnie tak czy siak jej o tym powie; intrygowało go to w jaki sposób błękitnooka podejdzie do całej tej nieprzyjaznej otoczki mając (póki co) doczynienia z lepszą stroną Benkiego. Nie był w końcu wyzbyty skrzywień, jednakże przez sam fakt bycia dzieckiem, dziewczynka mogła czuć się bezpieczniej (oraz dzięki 14 poziomowi). Zastanawiał się nad tym w jaki sposób ją o tym uświadomić, lecz postanowił, że w specyfikę gatunkową wprowadzi ją później. Był strasznie głodny. Pamiętał oczywiście o tym, by zabrać jakieś ewentualne pożywienie, którym były owoce; przez jakiś czas powinny wystarczyć. Co nie zmieniało faktu, iż słodka woń krwi bardziej go nasycała, aniżeli zwyczajny jabłkowy sok. Spojrzał na Patience; dużo wcześniej postanowił, że nie będzie pił z dzieci. Można powiedzieć - pewna etyka zawodowa. Będzie zdecydowanie musiał znaleźć prędko kogoś, kto po dobroci lub też nie da mu się pożywić. Ziewnął, był zdecydowanie zmęczony podróżowaniem i błądzeniem po okolicach znajdujących się niedaleko miasteczka Snowdin.
Widząc zaciekawienie i ekscytację wypisaną na twarzy dziecka mimowolnie się uśmiechnął. Sam bardzo lubił chwalić się swoją magią i umiejętnością związaną ze sztuką magiczną, a tym bardziej kochał atencje. Z tego też powodu klasnął w dłonie i rzucił w bok parasol, zapominając o "parzącym słońcu", po czym typowym dla siebie głosem ulicznego magika zabrzmiał: - Dzień dobry, dzień dobry droga widownio! Przystańcie na chwilę i przyjrzyjcie się mojemu show! Zapewniam was, że lepszego nie znajdziecie choćbyście przeszli Podziemie wzdłuż i wszerz! - zaręczał, przeczesując wzrokiem swoją "audiencje". Oczywiście towarzyszyła mu tylko błękitnooka dziewczynka i jej śniegowy twór, jednak wciąż huczał swoim wyćwiczonym do perfekcji tekstem, którym zwracał na siebie uwagę przechodniów. - Dziękuję, dziękuję za aplauz! ☆ Jesteście niezastąpieni! Najlepsza publiczność, jakąkolwiek miałem! ☆ - po tych słowach z kieszeni wyciągnął talię kart. - Zacznijmy od czegoś w miarę prostego. - odrzekł, tym razem jego głos nie był aż tak głośny jak wcześniej. Ów prostą sztuczką było chwycenie talii kart palcami dominującej (w jego przypadku prawej) dłoni za krótsze brzegi w taki sposób, by z jednej strony znajdował się kciuk, zaś z drugiej reszta palców. Samą dłoń natomiast ukierunkował ku dołowi. Ścisnął karty tak, by wyginały się w łuk. Podkładając drugą - lewą - dłoń pod prawą w sporej odległości od niej zaczął uwalniać karty tworząc wrażenie strzelania nimi; spadały one bowiem w bardzo szybkim tempie. Proces powtórzył także z lewej na prawą, przemieniając dłonie tak, by teraz to lewa znalazła się ku górze. W połowie drogi "klasnął" w dłonie składając przy tym talię. Rozłożył ją, pokazując Patience znajdujące się w niej karty, po czym parę razy nimi "trzepnął". Gdy pokazał jej je ponownie cała talia składała się z dziewiątek trefl. - Mm,
pokazałbym coś jeszcze, ale aktualnie mam przy sobie jedynie karty.
- wzruszył ramionami. Nie przeszkadzało mu to, lecz nie był w stanie pokazać jej lepszych trików. Cóż, na dzisiaj starczy, może kiedyś pokaże jej coś więcej.
- Och. Faktycznie. - zamyślił się. Sam też posiadał podobną zdolność, jednak dla niego nie było to niczym dziwnym; był potworem. Ona natomiast jedynie człowiekiem, a co więcej - dzieckiem. Postanowił, że też się pochwali, a co tam! - Też mam taką umiejętność. Albo raczej też polega na czymś podobnym do tego, co pokazałaś. - po tych słowach, jakby na potwierdzenie wyciągnął z kieszeni spodni niewielkiej wielkości - możnaby powiedzieć - breloczek. Przedstawiał on dokładniej różowy młotek. Benki podrzucił go raz, ścisnął w dłoni, a potem poraz kolejny wyrzucił go w powietrze. Młoteczek tak jakby zatrzymał się w powietrzu, albo raczej spadał w spowolnionym tempie, świecąc się przy tym bardzo jasnym światłem. Po chwili powiększył się, zmieniając się w autentyczną broń. Młot przypominał kamieniarski (z dużą głową) oraz był mniej więcej wielkości jego posiadacza, to znaczy się, Lynxa. Żeby było tego mało, broń ta była nie tylko różowa, ale obklejona także cekinami, a na całej jego powierzchni - od rączki aż po "głowę" - znajdowały się gwiazdki w różnych odcieniach różu, bieli oraz czerni. Zadowolony uniósł z lekka przedmiot, który nie był ciężki (część "bijąca" jest dość wytrzymała, jednak w środku wypełniona głównie powietrzem, więc nie boli aż tak bardzo gdy dostanie się z tego młota), szczerząc truimfalnie kły. - Przyznam, że nie sądziłem, iż człowiek w ogóle jest w stanie zajmować się typem takiej magii. Moja opiera się głównie na iluzji, chociaż to wcale nie oznacza, że to cacko - wskazał na trzymany przez siebie młot - jest wytworem wyobraźni. Tak jak powiedziałem, głównie lecz nie tylko. Masz zamiar rozwijać swoją magię, czy pozostajesz przy tym?
Ledwo rozumiał co mówiła młoda. Postanowił ją trochę pouczyć, ponieważ dzieci powinno uświadamiać się również i takich rzeczy: - Nie mówi się z pełnymi ustami Patie. I, uh, nie ma za co. - po czym ponownie wpił zęby w jabłko. Kiedy dziewczynka to skomentowała, uniósł na nią swój wzrok, po czym oderwał się od owocu. - Korzystam z możliwości, które daje mi natura i cechy gatunkowe. Nic więcej. To wcale nie takie dziwne, gdy weźmie się pod uwagę kim lub czym jestem. - powiedział, nie rozumiejąc tego, co ma na myśli czterolatka. Przyzwyczaił się do takiego sposobu jedzenia, robił to od dziecka i było to dla niego czymś absolutnie normalnym. Sam natomiast nie pojmował jak można jeść jedzenie tak, jak robi to Patience. Ale tak jak wcześniej sama zauważyła - ludzie nie posiadają takiego uzębienia jak on i jego kły są dla niej nowością. - Skoro tak uważasz... Tak właściwie. Gdzie jest twój dom Patience? - zapytał. Był ciekawy, gdzie dokładnie zmierza ta młoda i śmiała osoba. Dopiero po chwili ruszył za nią, dość szybko ją doganiając. Oczywiście zmniejszył już swój młot i wziął parasol; nie było mowy o tym, by o nim zapomnieć. Na pytanie dotyczące jego rasy odpowiedział: - Do teraz było to trudne. Wampiry były mylone z ludźmi, dlatego woleliśmy izolować się od pozostałych potworów, które wyglądają mniej ludzko. Poza tym, jest to trochę trudne. Owoce są w porządku. Mam akurat taki wybór, że mogę pić ich soki, ale widzisz, niektóre wampiry piją też... - nie miał pojęcia, czy dobrym pomysłem będzie jej o tym powiedzieć. Przystanął w miejscu, po czym dodał: - Krew. - westchnął cicho. Skupiając swój wzrok na dziewczynce szukał w niej jakiegoś obrzydzenia, strachu, szoku czy ogólnie czegokolwiek, co mogłoby go skreślić. Nie miał pojęcia skąd wzięło się jego pozytywne nastawienie wobec Patience. Zwykle nie był miłośnikiem dzieci, a tym bardziej ludzi, których to obwiniał o swój los włóczęgi. Jednakże zdążył polubić duszę cierpliwości i chociaż dla niego samego było to zdziwieniem, potraktował tą reakcje jako coś normalnego. W końcu tyle razy słyszał o tym, że dzieci są takie kochane i urocze; czasami nawet słowa te tyczyły się jego, kiedy to był jeszcze tak młody jak błękitnooka. Właściwie lubił te jej zadawanie pytań - kochał gadać, a tym bardziej o sobie i właśnie dlatego każdy towarzysz którego interesował wydawał mu się wyjątkowy. - Ale, zwykle prosimy? - odparł dodatkowo. Oczywiście nie było to prawdą, nawet w jego przypadku, ale miał nadzieję, że "humanitarność" w jakiś sposób go "ochroni" przed negatywną reakcją.

myśli
mowa
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyWto Sie 29, 2017 12:43 am

Patrzyła uważnie, cierpliwie wyczekując odpowiedzi ze strony Lynxa na swoje pytanie. Nie miała mu za złe, że musi trochę dłużej pomyśleć. Często tak bywało, że z języka dla dorosłych trzeba przetłumaczyć myśli na język odpowiedni dla dziecka, co mogło być niezwykle kłopotliwe dla wielu osób. Szczególnie takich, co nie potrafią wyobrazić sobie, jak to jest mieć cztery lata. Albo… Po prostu nie chcą pamiętać szczegółów z ich dawnego życia. Albo też musieli szybciej dorosnąć. Niektóre sytuacje tego wymagają, przykładowo: wojna, patologiczna rodzina… Czy też jej brak. Ten ostatni dotknął naszą Patience, która przez fakt upadku do Podziemi to straciła swoich bliskich. Do których nie mogła wrócić. W końcu… Bariera nadal pozostawała w takim stanie, jakim była, co uniemożliwiało jej… Nie. Uniemożliwiało wszystkim ludziom, którzy upadli powrót do domu.
Kiedy Lynx zaczął po chwili ciszy tłumaczyć jej, na czym polegają poszczególne kierunki, przekrzywiła głowę i próbowała jakoś sobie tę wiedzę ułożyć w główce. Zmarszczyła delikatnie brwi, widać było, że czegoś nie rozumie, ale czeka do końca tłumaczenia różowowłosego z pytaniami. Na ekranie siedzi wrona. Początkowo zdanie to nie miało dla niej zupełnie żadnego sensu, dopiero po chwili troszkę się rozjaśniło w jej ciemnej główce.
- A czemu północ to n, e to wschód, s to południe, a w to zachód? – dopytała się, chcąc wyjaśnić sobie z nim tę jedną sprawę. Te literki powodowały mętlik w jej małej głowie, szczególnie że nawet dziewczynka nie zaczęła nauk prowadzących do poznania alfabetu oraz nabycia umiejętności czytania i pisania. A podczas wyjaśniania, czym się różnią dane kierunki przytaknęła głową. Dla niej to było logiczne – jak zbliżasz się do jednego, musisz oddalić się od drugiego… To tak, jak idziesz do Snowdin. Podczas przechodzenia przez Rdzeń nadal jesteś blisko zamku, ale jak już jesteś w Wodospadach to bliżej ci już do miasteczka. Sama dopiero teraz, podczas nauki o kierunkach zaczęła to dostrzegać. Wszystko było ze sobą połączone… I potwory wynalazły sposób na to, aby orientować się w terenie. Genialne!
- A jak się zgubię to mogę zawsze do kogoś zadzwonić! Na przykład… Do Luka! On jest mądry, na pewno zna się na tej orientacji w terenie i mnie znajdzie! Wiesz, że ma taką fajną chatkę w Snowdin? Może nie jest tak bogato urządzona, ale jest w niej ciepło i fajnie! – odpowiedziała, jednocześnie przemycając też informacje, jakie niedawno zdobyła o swoim przyjacielu. Nie chodziło o stwierdzenie, że posiada ogrom wiedzy, bo to wiedziała już od samego początku ich znajomości, ale o fakt, że już jest na tyle dorosły, żeby posiadać swój dom. A właśnie…
- Ale ty mnie nie skrzywdzisz, coo? – zapytała, uśmiechając się do niego beztrosko, przymykając przy tym oczy. Rzeczywiście, była nadzwyczaj ufną istotką i bardzo łatwo można by było to wykorzystać. Wierzyła w każde słowo, które jej ktoś powie, nawet nie nabierając podejrzeń, że nie wszystko mogłoby wyglądać tak, jak druga osoba to opisuje. Ale jakby spotkała się z dwoma skrajnymi opisami tej samej sytuacji, na pewno by jakoś zareagowała. Konfrontacja, dociekliwe pytania… Każdy problem da się przecież rozwiązać! Wystarczy tylko trochę wiary i cierpliwości.
- Ja też kiedyś będę mieć swój dom! Będzie taki duuży, aby pomieścić wszystkich moich przyjaciół! – dodała jeszcze z entuzjazmem, dzieląc się częścią swoich planów na przyszłość. Już kiedyś pomyślała sobie, żeby mieć dom tak wielki, jak zamek. Z jej ilością pozytywnych znajomości, jakie zawiązała to tylko tam mogliby się wszyscy pomieścić. Potem temat zmienił się, a wampir zaczął opowiadać o swojej opiekunce, która nauczyła go bycia porządnym obywatelem Podziemia… Przynajmniej tak to brzmiało. Wypowiadał się o niej tak ciepło, że sama Patience miała ochotę ją poznać. A tymczasem dziewczynka nie dostrzegła połączenia pomiędzy Wdowią Panią, a słowem „wdowa”, co mogłoby wywołać kolejną lawinę pytań z jej strony. Cóż… Może to lepiej dla Lynxa, że czterolatka na chwilę obecną nie zna znaczenia tego słowa?
- Na szczęście dla ciebie tu nie ma słońca! Jedyne, jakie widziałam to w Ruinach i w zamku przy barierze! – odpowiedziała entuzjastycznie, uśmiechając się szeroko. Dobrze, że jej przyjaciel nie musiał obawiać się niszczycielskich dla niego promieni światła. I dobrze, że w Podziemiach nie może go nic takiego zniszczyć! Ale co by było, gdyby byli na Powierzchni…? Może Lynx by już nie istniał, spalony na popiół podczas lata? Nie chciała myśleć o tym, co może zrobić mu wielka, ognista kula, ale samo jej wspomnienie spowodowało w sercu małej ukłucie dziwnego uczucia… Żalu?
- Ja… Ja spadłam tutaj bardzo dawno temu… Dużo więcej, niż miała moja mama pewno. Chciałabym zobaczyć swoje rodzeństwo… Rodziców… Czy Sparkle’a… Ale to niemożliwe. Kto wie, jak się zmienili przez ten czas. I czy mnie poznają – powiedziała, wcześniej nieco się zamyślając i nagle… Poważniejąc. O ile taka postawa w ogóle jest możliwa przy czteroletnim, nadaktywnym dziecku. Wspomnienia o powierzchni były bardzo rozmyte, a Patience nie była świadoma, że minęło ponad czterdzieści lat odkąd spadła do Podziemi i została nadziana na trójząb pewnego kozła…
- Chyba… Najbardziej tęsknię za swoim rodzeństwem… Chociaż często próbowali się mnie pozbyć to ja się nie dawałam! I też za kotem, dla którego byłam jedyną osobą, której ufał… Ciekawe, co teraz robi. I czy znalazł inną osobę, którą może pokochać… - zamyśliła się po tych słowach, w pamięci mając świeży obraz czarnego kota z kępką białego futerka na piersi. Ich pierwsze spotkanie, gdzie nieufnie na nią spoglądał i syczał na każdego przy próbie zbliżenia się do niego… Potem stopniowe oswajanie się z obecnością dziewczynki przy sobie, a nawet w ostatnich momentach, jakie ze sobą spędzili to głaskanie i przyjemne mruczenie kocura. Uśmiechnęła się smutno do tych wspomnień, a przez myśl jej nawet nie przeszło, że żaden kot nie dożył nigdy ponad czterdziestu lat. Pewno jak wyjdzie na Powierzchnię to go nie spotka. Wątpliwym też było, czy spotkałaby rodziców, którzy już byli w słusznym wieku. Potrząsnęła głową, nie chcąc teraz wspominać dawnych czasów. Przeszłość jest przeszłością, prawda? Rozpamiętywanie niczego nie zmieni. Smutek przez to, co utraciła również. Cieszyła się tym, co zdołała już osiągnąć w Podziemiu – ma przyjaciół, którzy stanęliby za nią murem (przynajmniej tam myślała), przybraną rodzinę w postaci starszej siostrzyczki oraz nauczycieli, którzy chętnie uczą ją nowych, ciekawych rzeczy.
- M… Tęsknię za nimi… Ale cieszę się, że znalazłam się w Podziemiu. Mam tutaj przyjaciół i rodzinę… Co prawda nie prawdziwą, ale bardzo kocham swoją starszą siostrę~! – powiedziała, po czym podniosła wzrok z linii śniegu na twarz rozmówcy, uśmiechając się szeroko. Widać, że wspomnienia nie trzymały ją długo w melancholii, zaczęła się na nowo cieszyć z rozmowy z nowopoznanym potworem, a przez to, że pierwszy raz widziała kogoś takiego, jak on, jej ciekawość rosła z każdym słowem przez niego wypowiedzianym. Na to, że zdołała wampirowi jakkolwiek pomóc, zareagowała uśmiechem i ponownym zakleszczeniem się ramionami na jego ciele, wtulając w brzuch Lynxa, bo tam mniej więcej mu sięgała.
- Proszę bardzo! – odpowiedziała radośnie, po czym po chwili tulenia puściła biednego potwora i patrzyła na niego już z normalnej odległości. Nie krępowało ją nagłe zmniejszanie dystansu ani wzrok innych na sobie. Czuła się bardzo swobodnie nawet wtedy, jeśli chodziło o nieznajomych albo walki (przykład: manewrowanie pomiędzy nogami Savera). Nic nie wyraża tak wdzięczności, jak przytulas na „dziękuję”! Przynajmniej w oczach czterolatki tak ta sytuacja się przedstawiała.
- Znaczy… Nie ja! Mnie Undyne uczy czytania i pisania, ale za to Johnny… On jest starszy ode mnie. I zanim przyjmie go do straży, musi przejść trening! – odpowiedziała, starając się naprostować słowa wampira o tym, jak trochę pokręcił fakty. A może ona je źle przedstawiła? Cóż… Jest tylko dzieckiem! Wolno jej! A prawdziwą wersję i tak pewno by mógł przeczytać w undernecie, gdzie reporterzy jednej z gazetek byli… Wszędzie. Mała szatynka nawet nie wiedziała, że o jej przygodach tam piszą! W sumie… Większość jej spotkań kończy się tak, że warto je spisywać. Przeżyła już bardzo dużo przygód w swoim krótkim czasie pobytu w Podziemiu – od nawiązania nowych znajomości, przez rzucenie swojej kandydatury Undyne, uczenie się od najlepszych (oczywiście jej zdaniem) nauczycieli, aż do poważnych walk, w której jednego potwora omal nie zabiła… Chociaż sama była tego nieświadoma. Dopiero po bitwie Saver uświadomił ją, jak silną mocą włada. Albo chciał połechtać jej ego, aby się podlizać. Sama nie wiedziała, jaki by to miało cel… Poza tym, potwór zrobiony z płynnego żelu nie mówił nic o tym, że ją podziwia czy coś w tym stylu.
- Niee, nigdy… Znaczy, moja starsza siostra z powierzchni mówiła, że czyta taką fajną książkę o wampirach… Ale bracia ją wyśmiali. Nie wiem, dlaczego. Nigdy mi jej nie czytała, bo stwierdziła, że nie jest dla takich małych dzieci, jak ja – powiedziała, wyjawiając całą swoją wiedzę na temat krwiopijców, po czym wzruszyła ramionami w geście, że nie bardzo ją dotknęła wypowiedź siostry. Cóż, przez całe swoje życie słyszała, że jest na coś za mała, także… Musiała poczekać. A teraz pewno już się nie dowie, co było w tej książce. Chyba, że Lynx wiedział, o którą chodzi… Wdowia Pani mogła mu przecież powiedzieć, skoro już dzieliła się z nim tematami związanymi z Powierzchnią. Nagle nadszedł czas na przedstawienie, które Patience powitała z szerokim uśmiechem. Klasnęła parę razy żywo w ręce, wkręcając się w sztukę odgrywaną przez wampira i z ciekawością spoglądając, jak to się rozwinie. W sumie, ciekawe, co by było, gdyby ktoś ich tutaj usłyszał. Wilcza Dolina była nieco oddalona od miasteczka, ale nawet tu znalazłby się jakiś przechodzeń, który spojrzałby na różowowłosego jak na wariata i powoli się wycofał… Cale szczęście Patience nie bardzo obchodziła opinia tych, co rzucaliby im nieprzychylne spojrzenia. Ona chciała to zobaczyć. I już! Obserwowała z rosnącym podziwem, jak Lynx bawi się kartami, które z prędkością niemal nadświetlną ruszyły do jego drugiej dłoni. Jak to było możliwe?! Jak trzeba panować nad talią, aby stworzyć takie widowisko? Spojrzała zaciekawiona na rozłożenie kart, które dla niej początkowo nie miały sensu… To miało tak wyglądać? A nie, jednak jeszcze coś się dzieje! Potwór parę razy trzepnął talią, na co odpowiedziała ciekawskim wzrokiem i delikatnym przekrzywieniem głowy, a chwilę potem spojrzała na to, co jej ponownie pokazał.
- OJAA. JAK TO MOŻLIWE?! – zapytała podekscytowana, patrząc błyszczącymi z niedowierzania oczami na dziewiątki trefl. Sama była zaskoczona reakcją, jaką pokaz magicznej iluzji w niej wywołał, nigdy nie czuła takiego niedowierzania i chęci odkrycia, jak się to robi.
- Pokażesz mi kiedyś coś jeszcze? A nauczysz mnie paru sztuczek? – zaczęła się dopytywać na temat odnoszący się do jego pokazu. Była strasznie zafascynowana taką magią, było to coś dla niej niezrozumiałego… Jeszcze jak jej magiczny potencjał dawało się wytłumaczyć i wszystko w jej etapach nauki miało swoje wytłumaczenie, tak tutaj… Nie wiedziała kompletnie nic! Po chwili jej uwagę przykuł różowy młoteczek, który po podrzucenie w powietrze… Po prostu zmienił się w swoją większą wersję. Dużo, dużo większą… Służącej do walki. To tak, jak z jej nożykiem! Tylko, że młot nie był wykonany z energii tak, jak w jej przypadku, tylko wydawał się prawdziwy… Aż nazbyt. Podeszła do niego, po czym bez skrępowania dotknęła broni Lynxa.
- Ale fajne! Pewno jest ciężki, co? Dałabym radę go unieść? Ale się błyszczy! – zaczęła dopytywać się, jednocześnie też niejako chwaląc broń różowowłosego, dając równocześnie jej swoje pięć minut w myślach Patience. Nadal dotykając swoimi drobnymi rączkami potężnego młota, spojrzała na Benkiego, który zadał jej pytanie odnoszące się do jej nauk.
- Zamierzam się uczyć o tym! I też chcę się nauczyć walki mieczem. I czytania, i pisania… I alfabetu też! A potem, jak się już wszystkiego nauczę to dołączę do Królewskiej Straży i będę pomagać innym potworom, żeby żyło im się bezpiecznie! – powiedziała, wyjawiając jednocześnie swój cel. Jej plan nie był jakiś bardzo bogaty w szczegóły czy rozgałęzienia, był raczej bardzo konkretny. Co prawda wiedziała, że nauka tego wszystkiego może trwać bardzo długo… Ale poczeka tyle, ile będzie musiała, żeby tylko osiągnąć swój cel! I nie będzie przy tym próżnować, oj nie! Cały czas będzie się doskonalić, a przy okazji zawiązywać nowe znajomości, czyli wszystko to, co robi teraz. Nie mogła sobie odmówić spotykania się ze znajomymi czy też nieznajomymi, była na to zbyt towarzyska. Lubiła rozmawiać, spędzać czas z innymi, a przez samotność czasem wyobraża sobie swojego kota z Powierzchni, który przychodzi do niej i dotrzymuje jej towarzystwa. Zwykle chwile, kiedy zostaje sama są chwilami ciężkimi (na przykład moment, w którym zgasną światła w zamku, a nie ma z kim spać), ale w końcu udaje jej się zasnąć. Szczególnie jak jest zmęczona po całym dniu wędrowania po Podziemiu. Gorzej, jak nie dane jej było wyjść gdzieś dalej, niż na dziedziniec zamkowy.
Kiedy powiedział jej, aby nie mówiła z pełnymi ustami, przytaknęła i starała się wystrzegać tego błędu… Z marnym skutkiem. Ale się starała i to było widać, że część pokarmu grzecznie przełykała i już nie brała następnych kęsów. No przecież wtedy pełnej buzi nie miała, prawda? Tylko takie półpełne. Na to, że wysysanie pokarmu było cechą gatunkową, zareagowała jedynie przytaknięciem głową. Spotkała się już z wieloma wariacjami jedzenia, jedna więcej jej nie dziwiła.
- Dom? Mieszkam w zamku! Razem z Asgorem i Frisk, i strażą też. Frisk powiedziała, że mogę tam zostać, więc zostałam.~ Ale byłam też w wielu innych domach. I wiesz co? Uważam, że zamek ma za mało mieszkańców! Jest tam czasami tak pusto… - powiedziała, dzieląc się również swoimi przemyśleniami na temat wielkiej lokacji. To w sumie ta pustka i chęć zwiedzania świata wypychały ja z jej domu i nakazywały zwiedzać Podziemie. Czasami wolała u kogoś znajomego spędzić noc wiedząc, że przy niej wtedy będzie ktoś, kto ją obroni przed strasznymi potworami spod łózka czy z szafy, które ujawniają się jedynie w ciemności… W zamku bardzo możliwe, że nie byłoby to nawet zauważalne, kiedy by ją ciemność porwała! Oczywiście te straszne potwory w niczym nie przypominały tych, z którymi żyła. Te spotkane przez nią rozmawiały, ruszały się i nie były przerażające, w przeciwieństwie do tych drugich. Poza tym, zawsze lepiej jest się do kogoś w nocy przytulić, niż zostać samemu… Prawda?
Spoglądała cały czas na niego kątem oka z uśmiechem, kiedy dzielił się specyfikacją swojej rasy. Jakoś nie widać było po niej przerażenia. Nawet krztyna strachu nie wypłynęła na jej oblicze, bo… Po prostu jej nie czuła. Nie była też jakoś zszokowana. Sporo razy widziała krew… Głównie swoją.
- Każdy je to, co musi.~ Ludzie jedzą jedzenie, niektórzy jedzą rośliny, niektórzy tylko mięso, a niektórzy krew. Tak samo jak niektórzy nie muszą w ogóle jeść – stwierdziła z uśmiechem, a wszystko wypowiadała tak, jakby dla niej ta sytuacja była zupełnie normalna. Nie sposób u niej było również zauważyć śladu lęku przed tym, że mogłaby zostać ugryziona przez nowego znajomego… Nawet jej to w sumie do głowy nie przeszło. Potwór był taki miły… Nie mógł mieć złych zamiarów. Szczególnie jak powiedział, że w większości przypadków, kiedy już muszą się posilić to proszą o pozwolenie.
- A ile takiej krwi potrzeba, żebyś się najadł? A czy starczyłyby ci tylko soki? A co, jak nie ma w pobliżu żadnej osoby, a ty chcesz jeść? – zaczęła pytać, ale wypowiadała je jedynie z czystej ciekawości. Chciała jak najbardziej poznać Benkiego, a jego rasa ją fascynowała. Nie mogła się oprzeć pokusie, aby zadać te parę pytań, a potwór nie wyglądał na takiego, co byłby zirytowany przez nadmiar słów wypływających z ust Patience. Oczywiście teraz, na czas jedzenia jabłka zostały one zamknięte, ale w końcu na powrót się otworzą. Poza tym, jak Lynx dobrze ukrywał swoje emocje, w tym zdenerwowanie to było bardzo duże prawdopodobieństwo, że błękitnooka nawet nie zauważy, że go wkurzyła. Gorzej, jak zacznie krzyczeć… Na co na szczęście się nie zapowiadało!
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyCzw Sie 31, 2017 9:14 pm

Na zadane przez dziewczynkę pytanie zareagował niewielką i prawie niezauważalną irytacją. Możliwe, że było to spowodowane faktem, iż tak naprawdę sam wampir nie miał pojęcia jak na nie odpowiedzieć. - Errrrr... To chyba... Znaczy się na pewno... Jestem na sto procent przekonany, że... Hm. - odparł. Nie widząc żadnej sensownej odpowiedzi, postanowił nieco oszukać Patience... W końcu on zawsze miał rację, prawda? A dzieci... Dzieciom można wmówić wszystko. - To od słów. Znaczy się, słów w baaaardzo starym potworzym języku. Chyba. Raczej. Nie, zdecydowanie jest tak, jak mówię. Bez dwóch zdań. - jakby z nerwów poczuł potrzebę zrobienia czegokolwiek. Tym "czymkolwiek" okazało się być natomiast otrzepanie przez Lynxa rękawów oraz spodni, a także poprawienie przesuniętego paska na swoje prawowite miejsce. Krwiopijca znajdując zajęcie dla jednej ze swoich dłoni poczuł się nieco lepiej. Osoby, które znały go bardzo długo od razu spostrzegłyby się, że ukrywa swój brak wiedzy poprzez właśnie takie odwracanie uwagi. W przypadku błękitnookiej sytuacja była zupełnie inna, ponieważ poznali się krótką chwilę temu, z tego też powodu jedyną nieprawidłowością w zachowaniu Benkiego jaką mogła przyuważyć była nuta niepewności w jego głosie.
- Nawet ja nie wiem, jak brzmią te słowa. Ale na pewno są na literę n, e, s i w. Tego mogę być pewny jak niczego innego na świecie. Dałbym se rękę uciąć... Ugh. Znaczy wiesz, nie bierz tego na dosłownie. - niespokojny uśmiech błądził na twarzy Krwiopijcy. Spojrzał w jej oczy, samemu ściągając brwi, po czym westchnął, mrużąc je na dłuższą chwilę. - Serio, nie mówię tego na poważnie. Moje ręce są mi bardzo potrzebne do pracy, więc nie mógłbym nawet nimi ryzykować... Ale jeżeli od czegoś mają się wywodzić te litery i skoro wszyscy się tych reguł stosują - albo przynajmniej ci, których znam - to najwidoczniej dlatego, że ma to jakiś sens. A większość skrótów pochodzi od słów, prawda? Oczywiście, że tak. - odpowiedział sam sobie, najwidoczniej pytanie to było retoryczne i raczej nie kierował go do duszy cierpliwości. Bardziej wyglądało to tak, jakby zapewniał samego siebie o swoich niezaprzeczalnych racjach. - Mówią, że nigdy się nie mylę. Coś w tym chyba musi być, skoro nie tylko ja tak uważam. - dodał. Prawda była jednak taka, iż Benki faktycznie słyszał takie słowa; nie wynikały one ze szczerego podziwu, lecz ze zmęczenia długimi kłótniami z tymże osobliwym potworem, którym był czerwonooki. Inni poprostu mieli dość sprzeczek o każdą drobnostke, dlatego by uciszyć go, pozwalali mu mieć rację po swojej stronie. Było to niemiłosiernie trudne, aczkolwiek opłacalne i po jakimś czasie jego przyjaciele automatycznie przytakiwali na prawie każde wypowiedziane przez niego zdanie. - W każdym razie to opinia moich przyjaciół. Trochę zajęło im to zrozumieć... - ostatnie zdanie wybełkotał nieco ciszej tak, by Patience go nie dosłyszała. Przynajmniej taki był właśnie jego zamysł.
- Do Luka? To twój przyjaciel? Zadzwonić... Masz telefon komórkowy? - po raz kolejny tego dnia - zdziwił się. Nie był w stanie wyobrazić sobie jak dziecko w wieku stojącej na przeciw niego dziewczynki może obsługiwać się czymś tak skomplikowanym, jak właśnie ów przedmiot służący do telekomunikacji. Wydawało mu się to czymś wręcz niemożliwym; wszystkie dzieciaki jakie znał dysponowały co prawda komórkami, aczkolwiek służyły im one jedynie do grania w gry. Ano i trzeba dodać, że sam telefon nie był ich, a ich rodziców własnością. - Chatka w Snowdin?... W Snowdin jest chyba wiele domów. Nie mam pojęcia, który mógłby być mieszkaniem twojego przyjaciela. Zresztą to miasto to i tak coś dla mnie nowego. Mówiłem Ci, że jestem tutaj dopiero pierwszy raz... Znaczy, któryś dzień z rzędu, ale wciąż zbyt krótko by się tutaj dobrze orientować. - westchnął, wzruszając przy tym ramionami. Chciał też dodać, że w każdym budynku mieszkalnym nawet nie będącym bogato urządzonym jest ciepło, przyjemnie i "fajnie", jednak zanim zdążył to powiedzieć "ugryzł się w język". Niech se mała myśli co chce, jest jeszcze dzieckiem. Słuchając o tym jej przyjacielu poczuł nostalgie i nagle zatęsknił do swoich starych przyjaciół. Kiedy się z nimi widział ostatni raz? Nie pamiętał. Skoro teraz może czuć się bezpiecznie, to równie dobrze mógłby ich za jakiś czas odwiedzić. Tak, zdecydowanie to zrobi, pisanie na telefonie czy dzwonienie było w porządku, jednakże nie było w stanie zastąpić mu to prawdziwego kontaktu fizycznego i wzrokowego. - Często się z nim widujesz? - zadał pytanie. Zrobił to nieco leniwym głosem, co mogło dać wrażenie, iż tak naprawdę ten fakt niezbyt go interesuje. Ale koniec końców oto zapytał, a to też się w jakiś sposób liczy.
Kiedy Patience spytała się, czy jej nie skrzywdzi mimowolnie odwrócił swoje spojrzenie w innym kierunku. Jego mina była teraz wyzbyta ówcześniejszego szerokiego i beztroskiego uśmiechu, a oczy błysnęły czerwienią; dokładniej rzecz biorąc jego prawdziwa barwa tęczówek wybiła się ponad soczewki, które miał założone (o ile się nie mylę, niebieskie, ponieważ są to jego ulubione). Wyglądał przy tym nieco dziczej... W następnej sekundzie jednak przybrał normalny wyraz twarzy, zanosząc się śmiechem. Kiedy się uspokoił, powiedział: - Nawet gdybym był niebezpieczny, to i tak mam zasadę której nie łamie. Nie krzywdzę dzieci. Więc siłą rzeczy tobie też nic nie grozi. - przynajmniej tak wyglądały jego zapewnienia, chociaż ślepia wciąż luminowały szkarłatem. Nie był to co prawda zły znak czy coś z tych rzeczy, a jedynie ciekawostka. - A czy jestem niebezpieczny? - zaakcentował dość mocno przymiotnik - Eeee, eee! Tylko ☆trrochę szalony i bardzo zwarrrriowany!☆ - "ee" było jego swoistym "nie", a na potwierdzenie tego wyciągnął przed siebie dłoń tak jakby odsuwał od siebie wcześniejsze pytanie, które sam sobie zadał. - Źle ze mną mają tylko ci, którzy ignorują mnie i moje ☆Pokazy Podziemnej Magii☆!!! Ale heeeej, kto niby na tej bezsensownej drodze życia i szarej nudnej rzeczywistości nie zatrzyma się, by trochę się zabawić i popatrzeć na prawdziwe magiczne shooooow?! Oczywiście, że nikt! - wręcz wykrzyczał te słowa, aczkolwiek tonem, którym obwieszcza się reklamy, nieco ostrym, lecz nie wściekłym. - Cyrk?! Co za bzdura! Tam nie pokażą ci magii, od której maluje ci się na twarzy ☆zdziwienie☆! - uniósł palec wskazujący ku górze, po czym wskazał "niebo", albo raczej sufit Podziemia. - Na powierzchni - również. Ale podsumowując, każdy miłośnik moich występów to mój przyjaciel. A przyjaciół się nie krzywdzi.
- Cóóż, na pewno będziesz miała. Każdy... W jakimś czasie ma swój dom. - odparł. Tym razem brzmiał znacznie inaczej, bardziej dorośle niż podczas odpowiadania na poprzednie pytanie. - Albo miał. Albo będzie mieć. Wiesz, zależy jak życie ci się ułoży i tak dalej. Jeżeli masz gdzie się zatrzymać, to z tego skorzystasz. Jeżeli jednak nie, to będziesz szukać swojego miejsca w nieskończoność i tak dalej. - dokładnie tak - humor krwiopijcy zdecydowanie zmienił się z niepoważnego szaleńca na bardzo nostalgiczno-melancholijną persone, która ewidentnie coś straciła. Uśmiechnął się słabo, po czym odparł: - Ale żyjąc w przeszłości i rozmyślając nad nią można stracić swoje okazje na lepszą przyszłość... Bo życie to jednak nie to samo co ☆pokazy magii☆ - powiedział. Czuł niestety, że to co mówi to prawda, jednak wciąż odganiał od siebie te myśl. Aby poprawić sobie humor klasnął w dłonie, szczerząc swoje kły w szerokim uśmiechu. Zmiana nastroju na 3, 2, 1...
- He? To tu nie ma słońca... Ach, och, no tak, racja. Nie ma słońca, khkhkhe. - zaśmiał się, po czym spojrzał na swój parasol, który wciąż dzierżył w dłoni. Czarna koronka wyglądała naprawdę ładnie, aczkolwiek sam deszczochron wyglądał bardziej jak coś przeznaczone dla damy, aniżeli dorosłego wampira płci męskiej. Do tego parasolka ta kontrastowała z jego biało-różowym ubiorem, co do pewnego stopnia mogło się wydawać czymś kiepsko do siebie dopasowanym. Przez chwilę wpatrywał się w ów przedmiot rozmyślając nad tym, czy jest on mu jeszcze w ogóle do czegokolwiek potrzebny. Skoro nie docierają tu promienie słoneczne, to jego ważność drastycznie maleje w oczach wampira. Był jednak za bardzo przywiązany do niego, by go wyrzucić; zresztą, to była jedna z niewielu pamiątek które miał. Inną z nich był naszyjnik na jego szyi z licznymi przywieszonymi do niego wzorami - butem, lisem i parę innych. Wciąż uważnie słuchał czterolatki, ściskając w dłoni jeden z dzyndzyków. Kiedy skończyła to mówić zapytał: - Masz jakąś pamiątkę po nich? Wiesz, coś co nosisz przy sobie i co ci o nich przypomina. - zrobił krótką pauze zastanawiając się czy powinien mówić dalej. Dochodząc do wniosku, że nie ma nic do stracenia powiedział: - Ja mam ten parasol... I naszyjnik. Nazywa się Fiona, od imienia pierwszej osoby, która mi go dała. Nie wiem, czy cie to zainteresuje, ale uważam, że to bardzo ciekawa rzecz. Widzisz, kiedyś, kiedy byłem młodszy, moja dobra przyjaciółka podarowała mi go. Miała taki sam i tak jak ja, nazwała swój moim imieniem. Powiedziała, że będzie miło się go wspominać... Od tamtego czasu wpadłem na geniaaaa~lny pomysł. Otóż zawsze gdy poznaję jakąś nową osobę, z którą dobrze się dogaduje dopinam do tego naszyjnika nowy wisior, który mi o tej osobie przypomina. - opowiadał, bawiąc się przy tym małymi doczepionymi brelokami. Lisia głowa była od Wdowiej Pani, a but od Fiony. Była tancerką, stąd też taka, a nie inna interpretacja. Poza tymi dwoma było jeszcze złamane serce, okulary i pieniążek. Wyglądało na to, że darzył sympatią każdy z dzyndzyków oraz osoby, którym były one dedykowane. - Myślę, że po naszym spotkaniu dodam kolejny. O ile oczywiście nie masz nic przeciwko.
- Czemu twoje rodzeństwo próbowało się ciebie pozbyć? Droczyli się z tobą, czy tak na poważnie? - spytał. Ogólnie nigdy nie miał w zwyczaju zadawać tyle pytań, ale dziewczynka całkiem go interesowała, tak jak to co opowiadała o swoim życiu na Powierzchni. Właściwie to najbardziej interesował go właśnie ten aspekt - jak to jest prowadzić życie pod prawdziwym niebem, z prawdziwymi gwiazdami i słońcem? - Coś jeszcze pamiętasz z życia na powierzchni? Jak tam jest? Cieplej czy zimniej niż tutaj? Widziałaś kiedyś tęcze? Jestem ciekaw jak wygląda. Jest taka jak o niej mówią - ze wszystkimi kolorami świata? - można powiedzieć, że role się teraz odwróciły. Był bardzo ciekaw tego, co może odpowiedzieć na to dusza cierpliwości i niecierpliwie wyczekiwał tego co ma do powiedzenia. - Wiesz, jeżeli nie pamiętasz, to w porządku. W końcu jesteś jeszcze dzieckiem, więc możesz nie kojarzyć zbyt dużo, ale... - urwał. Nie czuł potrzeby dokańczania zdania, dlatego też tego nie zrobił. Było raczej wiadomo, co chciał powiedzieć; przynajmniej dla niego. Poprostu chciałbym wiedzieć jak to jest. Chciałbym móc wystawiać pokazy magii przed szerszą publiką. Poznać podobnych, lecz innych ode mnie. - właśnie w taki sposób kończyła się tamta rozpoczęta i nieskończona sentencja.
- To dobrze, że się tutaj odnalazłaś. Zdecydowanie nie byłoby fajnie dla ciebie, gdybyś zadręczała się tym, że kiedyś było lepiej niż jest teraz. Może kiedyś w końcu uda się wyjść na Powierzchnie, kto tam wie. Ja na przykład nie jestem tego pewny, chociaż liczę na to, jak pewnie duża większość mieszkających tutaj... No i tych, którzy tu trafili. Z drugiej strony, myśl o Słońcu... - westchnął, zastanawiając się czym tak naprawdę była dla niego ów ognista kula zawieszona nad niebem. Sama myśl wydawała mu się dziwnie straszna, a co dopiero wtedy, gdy dochodziły do tego legendy o tym, że wampiry są tak podatne na wpływy jej promieni. - Jest ekscytująca i zatrważająca. To chyba jedyna rzecz, która mogłaby mnie zabić... Znaczy się, jeżeli mowa tu o tym wszystkim, co jest nieożywione. Chociaż słyszałem o tym, że tak jak koty mamy zdaje się 9 żyć. Yare yaare, to są już zwykłe plotki. - mówiąc to rozłożył ramiona bez żadnego konkretnego powodu. Poprostu bardzo mocno gestykulował i lubił wyrażać się dzięki nie tylko słowom, ale i za pomocą różnych znaków. - Z drugiej strony, gdyby coś było nie tak, mógłbym zamienić się w swoją formę... Znaczy się, tego jeszcze nie umiem... Aleeee się nauczę. Wiesz, niektóre wampiry mogą się zamieniać... W lisy na przykład. Albo koty. Albo pluszaki... - wymieniał, głaszcząc dzyndzyk przedstawiający złamane serce. Kiedy to dziewczynka przytuliła się do niego, zesztywniał. Poprostu zrobiło mu się sztywno i drętwo na całym ciele, ponieważ nie miał pojęcia jak zareagować. Znaczy się, lubił być przytulany, aczkolwiek w towarzystwie dzieci nie potrafił być do końca naturalnym sobą... Być może to nawet lepiej dla nich, a także i dla niego. I tak był wystarczająco obłąkany, więc po co bardziej upośledzać dziecięcą psychikę jego niezrozumiałymi wybuchami agresji lub szaleństwa? Oczywiście dla samego Benkiego były to dwie zupełnie normalne rzeczy, jednakże w oczach niewinnych i nieświadomych stworzeń (takich jak Patience) mogły wydawać się czymś niepojętym i przede wszystkim niepotrzebnym. Starsze potwory były w stanie zaakceptować jego nadmierny brak pohamowania, jednakże młodzi odbierali jego zachowanie często jako raniące i właśnie przede wszystkim dzięki temu oduczył się być sobą w rozmowach z dzieciakami. W przypadku tej czterolatki czasem pozwalał sobie na małe wygłupy, lecz wciąż do bardzo ograniczonego stopnia. - Jasne, dzięki, naprawdę ułatwiłaś mi w ten sposób być może całe dalsze życie. - powiedział... Chociaż tak naprawdę lubił tamtą sytuację przez to, że był w stanie podejmować się ryzykownych działań, zagrażających jego życiu. Teraz pojawianie się i znikanie nie będzie takie zabawne, no i nie będzie miał z kim się bawić w kotka i niedoścignioną myszkę... Trudno, znajdzie sobie inne zajęcie. Może dzięki temu jego pokazy zostaną bardziej rozpowszechnione po Podziemiu? Kto wie. Kiedy w końcu oderwała się od niego, zaplótł na swój wskazujący palec kosmyk z różowych włosów. Jego koński ogon sięgał prawie śniegu znajdującego się na ziemi. Kiedy się nad czymś zastanawiał, często zajmował się właśnie kręceniem swoich włosów.
- Czyli... Nie umiesz jeszcze czytać i pisać? W sumie... To bardzo przydatne umiejętności. Ja na przykład bardzo często z nich korzystam, bo lubię sms'ować z moimi przyjaciółmi. Johny? O nim też nie słyszałem. - rzekł, patrząc małej prosto w jej błękitne oczęta. - W takim razie, powodzenia wam obu. - życzył im szczerze, ponieważ zdążył polubić dziewczynkę. Co prawda nie znał tej drugiej osoby, ale nic go to przecież nie kosztowało. Nie był świadomy tego, jak silni są te dwie ludzkie dusze, ponieważ nie miał okazji się tego przekonać na własnej skórze. Tak naprawdę nawet tego nie chciał; nawet gdyby był świadomy tego, że Patience naprawdę potrafi walczyć, to i tak wolał tego nie doświadczać. Poprostu przekraczało to jego pojęcie, że taka czterolatka jest w stanie rozłożyć na łopatki znacznie większych i zdawać by się mogło silniejszych przeciwników. Ba, nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że to on mógłby być w kiepskiej sytuacji, gdyby znaleźli się na polu bitwy. Traktował błękitnooką raczej jako coś delikatnego i coś, co wymaga czyjejś opieki. Takie było jego pojęcie o dzieciach - jako o bezsilnych i bezbronnych smarkaczach, uciekających na samą myśl o potyczce czy czymś znacznie poważniejszym.
Słuchając o tym, jak dusza cierpliwości opowiada o swojej starszej siostrze i jej książce, w dość szybkim tempie powiedział:
- Wydaje mi się, że ludzie mają zakłamane pojęcie na temat wampirów. Nie mam pojęcia o jakiej książce mówisz, nigdy nawet chyba nie czytałem ludzkich książek... W każdym razie nie tych, które zostały napisane po wojnie między potworami, a ludźmi. Jednak nawet mieszkańcy Podziemia, którzy mają z nami doczynienia wyobrażają nas inaczej. Bo raczej wątpię, żeby wampiry prezentowane na Powierzchni, gdzie ludzie nie mieli z nimi styczności były kropka w kropkę odzwierciedleniem prawdziwych krwiopijców. Pewnie większość z ludzi nawet nie wie o tym, że my naprawdę istniejemy. Tak jak i zresztą inne potwory. - kończąc monolog zakręcił parasolem w dłoni. Na czas trwania jego wielkiego show oczywiście odrzucił go w bok, nie przejmując się już całkowicie jego brakiem w prawej dłoni. Kiedy przedstawienie się skończyło, a na twarzy czterolatki malowało się zdziwienie, uśmiechnął się szerzej, po czym tym samym tonem głosu, którym posługiwał się podczas prezentowania sztuczek dodał: - ☆Dzięęęękujęę, jeszcze raz dziękujęę za aplauuuuz i uwagęę!☆ Nie rozdaje autografów, ale popatrzeć można, póki kurtyna nie opadnie! - sam sobie zaklaskał, po czym skłonił się.
- Jak to możliwe, powiadasz dziecino? Cały mój sekret, to poprostu czysta i nieudawana magia. Żeby wiedzieć więcej, trzeba zgłębić się w kulturę magii trochę głębiej. Nie da się tego wyjaśnić w żadny pojętny sposób dla tych, którzy z ☆magią☆ nie mają prawie, lub nawet w ogóle nic wspólnego, eee ee! - powiedział najoczywistszym tonem. Oczywiście w gruncie rzeczy nie było to aż tak oczywiste, aczkolwiek to jedyne sensowne i przy tym słuszne podsumowanie, na które było stać Benkiego. - Pewnie, że pokażę! ☆Podziemny pokaz magii tyyy~lko dla ciebie!☆ - na drugą część pytania przez chwilę się zastanowił. Podrapał się po podbródku w zamyśleniu, mając na twarzy wyraz głębokiej niepewności. - Może następnym razem.
Kiedy Patience komentowała jego broń doszedł do wniosku, że czemu nie i że może spróbować. Próbując jej to zakomunikować odezwał się typowym dla siebie głosem: - Wbrew pozorom jest na tyle lekki, by w walce możliwym było z łatwością go podnieść, a także by łatwo można zmienić kierunek ataku podczas wprowadzania innego, skierowanego w drugą stronę... Mam nadzieję, że rozumiesz. Jest dostosowany i pusty w większej części. Dzięki temu nie jest ani zbyt silny, ale też nie za słaby. Jeżeli chcesz, to możesz spróbować go podnieść... Tylko się z nim nie przewróć. Chociaż będziesz mieć miękkie, ale chłodne lądowanie. - zapowiedział ewentualny upadek oraz jego skutki. Nie było dla niego ważnym to, czy będzie chciała spróbować, czy też nie. Był jednak ciekaw, jak sobie poradzi z młotem i czy faktycznie jest dostosowany do każdego mimo dużych różnić w wadze czy wzroście.
Kiedy mówiła o swoim celu miał wrażenie, jakby wracała do tego tematu już któryś raz... Cóż, doszedł do wniosku, że Patience mimo bycia uroczym stworzeniem była też chwalipiętą - tak mu się wydawało. Aleee, przyganiał kocioł garnkowi. W końcu Lynx także lubił hełpić się swoją wiedzą, jak i jej brakiem... - ☆Prooościzna!☆ Dasz radę Malily! Znaczy się Lily... Znaczy się Patience, ach tak. Patience... - odwrócił wzrok, nieco wstydząc się swojej pomyłki. Miał nadzieję, że tego nie zauważy, jednak domyślał się, że pytania o to, czemu nazwał ją tak, a nie inaczej będą nieuniknione. W sumie szykował w swojej głowie odpowiedź na ewentualną ich salwe, bowiem wiedział już o tym, że błękitnooka to naprawdę ciekawskie i wścibskie dziecko. Pomyliłem cię z moją byłą dziewczyną. Bardzo mi ją przypominasz i stąd wzięło się moje zagapienie... Eee ee, nie tak. Może spróbujmy trochę ostrożniej - moja przyjaciółka, która zginęła przeze mnie miała na imię Lily i bardzo lubiła, gdy nazwałem ją Malily... Eee. To wciąż nie to. Cholera. Nie znajdując żadnej sprytnej odpowiedzi poddał się. - W zamku? No cóż, widzę, że szczęście ci dopisuje Patience. - odrzekł. Był pewny tego, że dusza cierpliwości zdaje sobie sprawę z tego jaki zaszczyt ją spotyka... W końcu na pewno wiele potworów marzyło o tym, by chociaż na chwilę znaleźć się w pałacu, a tym bardziej mieszkać! Lynx oczywiście nie śnił o czymś takim, jednak zawsze chciał wystawiać swoje pokazy dla wyższych sfer, a nie tylko dla mijanych na ulicy potworów, które żyły w pośpiechu i tak naprawdę swoją uwagę poświęcały jedynie na niewielki kawałek przedstawienia prowadzonego przez owego krwiopijce. Ach, gdyby mógł tylko zabawiać tych, którzy mieli czas i chęci patrzeć, byłoby naprawdę pięknie. - Undyne, rodzina królewska... Coś jeszcze? - zapytał, aczkolwiek nawet nie chciał słyszeć odpowiedzi. Czuł niewielką zazdrość skierowaną w kierunku młodej damy.
Przytaknął głową słysząc spokojną odpowiedź na temat picia krwi. Nie spodziewał się tego, że dziewczynka podejdzie do tego z takim dystansem... Najwidoczniej nie doceniał jej dobroci. Na bieżąco odpowiadał także na pytania: - Nie mam pojęcia... Piję zwykle do dwóch razy dziennie do 10 minut?... Nigdy zbytnio się tym nie przejmowałem. Nie, nie starczyłyby mi. Widzisz, ludzie i potwory jedzą na przykład obiad i desery, prawda? Soki owoców są dla mnie właśnie takim deserem... Krew jest dla wampirów najważniejsza. Chyba, że mówimy o owocówkach. Owocówki piją tylko soki owocowe... Są tak jakby wegetarianinami, czyli tymi, którzy jedzą tylko rośliny. Ja jestem smakoszem, piję zarówno krew, jak i soki... Na samych nektarach przeżyłbym trzy dni zdaje się. Kiedy nie ma nikogo w pobliżu, piję poprostu z jabłek na przykład, tak jak chwilę temu. Chyba, że to mi już nie wystarcza, wtedy, hm, trzeba kogoś znaleźć. Zwykle wykorzystuję do tego przyjaciół, khehe.
Opowiadając poczuł potrzebę dotknięcia swojego naszyjnika. I dobrze, że to zrobił, bo poczuł, że brakuje jednego wisiora... Dokładnie tego, który przedstawiał złamane serce. Czując, jak prędko bije jego serce, zaczął obracać się w śniegu, klnąc baaardzo cicho pod nosem. - Zgubiłem dzyndzyk... Znaczy się, jeden z breloków... Ten w kształcie złamanego serca... Jakbyś go widziała, to... - Nie dokończył. Gorączkowo rozglądał się za swoją zgubą.


myśli
mowa
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPią Wrz 01, 2017 12:41 am

Patrzyła z ciekawością na Lynxa, nie zauważając tego, że wymyślił to na poczekaniu. Nigdy nie była dobra w wykrywaniu kłamstw, a ponad to łykała wszystko, co jej się powie. Jak mały pelikan. W sumie, miało to swoje plusy. Wierzyła w słowa typu „będzie dobrze” czy „to na pewno dobry pomysł”. Chociaż chwila… Zazwyczaj podczas wymawiania ostatniego znanego zdania, idea nigdy nie jest dobra. I nigdy się dobrze nie kończy. Dobrze, że Patience jeszcze nie poznała osoby, która zepchnęłaby ją na złą ścieżkę. Większość osób, które zna jest dorosłych… Lub prawie dorosłych. Mają własne sprawy i nie w głowie im degenerowanie najmłodszego pokolenia.
- A znasz jakiekolwiek słowo po tym bardzo starym języku? – odpowiedziała pytaniem na jego słowa, oczywiście sprawiając, że ciekawość wzięła górę. Teoretycznie mogła się domyślić, że Lynx nie zna języka, skoro nie wiedział, jak się poszczególne literki rozwijają w słowa, ale… Zawsze lepiej jest się upewnić dwa razy, prawda?
- A gdzie pracujesz? – zapytała, zaciekawiona kolejnym faktem o wampirze, jaki może jeszcze od niego wyciągnąć. A korzystała dopóki potwór jeszcze chciał z nią rozmawiać o takich sprawach.
- Naprawdę nigdy się nie mylisz? – kolejne pytanie do puli, jakby różowowlosemu było mało. I wszystko drążyło tematy prawdopodobnie dla niego nieprzyjemne. A Patience nawet nie zdawała sobie z tego sprawy! Przy tym wypowiedziane było tonem, który skrywał nutkę podziwu, czego czterolatka nawet nie próbowała ukryć. W odpowiedzi na jego pytanie przytaknęła głową, po czym wyjęła z drugiej kieszeni spodni telefon komórkowy, który odblokowała i podała mu. Było od razu otworzone na liście kontaktów… Bo w sumie z niczego innego dziewczynka nie korzystała. Nigdy nie poznała możliwości, jakie daje jej dostęp do sieci albo pisanie smsów do znajomych. Dodatkowo Lynx mógł zobaczyć takie kwiatki, jak „ATOMOWY_SZPADEL_CHAOSU” czy „YSR”. Reszta nazw na szczęście była normalna.
- Wpisz mi się! – powiedziała z entuzjazmem. Wtedy będą mogli być w kontakcie! I jakby Pati chciała się spotkać ze swoim nowym znajomym to wtedy nie byłoby przeciwwskazań. Z każdą osobą czasami rozmawiała (chyba, że nie odbierała), ale zdecydowanie wolała spotykać się na żywo, gdzie może kogoś przytulić! Tak, to jest zdecydowany plus wychodzenia razem.
- Dość często~ Powiedział, żebym kiedyś wpadła do niego na gorącą czekoladę… Możemy pójść razem wtedy! – zaproponowała potworowi, patrząc na niego zapalonym do tego pomysłu spojrzeniem. Sama świadomość, że dwie osoby, które zna mogą się zaprzyjaźnić… Czuła podekscytowanie. Kto by pomyślał, że z rzucenia od niechcenia pytania może wykwitnąć podobna propozycja?
W oczekiwaniu na wyjaśnienie kolejnego jej pytania przez długowłosego, patrzyła zaciekawiona na niego. Wyglądał tak, jakby się pogrążył w myślach, a ona sama poczuła ukłucie niepokoju, które wynikało jedynie z faktu nagłej zmiany humoru Lynxa na bardziej melancholijny. Nie czuła zagrożenia z jego strony, nawet jak dostrzegła zmianę koloru tęczówek. Wtedy wydawała się… Jeszcze bardziej zaciekawiona. A po odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko teraz już wiedząc, że mężczyzna jej krzywdy nie zrobi.
- A czemu oczy zrobiły ci się takie czerwone? – zadała kolejne ze swoich pytań. W sumie… Zadawała je na wszystko, co ją ciekawiło. Na kolejne słowa potwora zaśmiała się, rozbawiona jego zachowaniem.
- Ktoś mógłby ignorować pokazy twojej magii? – zamrugała zdziwiona, nie bardzo wierząc w prawdziwość jego słów. Ponad to, poczuła… Dumę? A to z tego powodu, że Lynx nazwał ją przyjacielem… I to tak otwarcie! Jeszcze chyba nie poznała aż tak otwartej osoby.
- A co to cyrk? – ponowny upust zaciekawienia ze strony Patience. A potem słuchała słów wampira dotyczących domu, na które jedynie przytaknęła. Dodatkowo mówił również mądre słowa o przeszłości… Które nie bardzo jeszcze rozumiała. A przynajmniej nie w pełni tak, jakby to zrobił Luke czy inny jej doroślejszy znajomy. Zapamiętała je jednak sobie, zapisując gdzieś głęboko w serduszku, aby potem w przyszłości prawdopodobnie je sobie przypomnieć!
- Pamiątki? Mam! Moja mama kupiła mi tę wstążkę na urodziny… Rzadko kiedy ją widywałam. Tak samo tatę – odpowiedziała, nieświadomie dotykając swojej wyblakłej wstążki, która wiązała część jej włosów. Co prawda nadal miała je trochę w nieładzie, bo niezbyt lubi szczotki służące do ich rozczesywania. Zawsze powodują one ból, który nie jest ani trochę przyjemny!
- A ten nożyk… Dostałam od przyjaciółki. Od tamtej chwili się z nim nie rozstawałam – dodała, po czym wyjęła z kieszeni zabawkowy nożyk, spoglądając na niego chwilę w słodkim zamyśleniu. Gdy go widziała, czuła się jakby… Połączona z nim. Tak samo ze wstążką. Były to dla niej dwa bardzo cenne przedmioty, których nikomu by nie oddała. Po chwili jednak schowała przedmiot, przysłuchując się słowom Lynxa o tym, jak opowiadał o swoim parasolu i naszyjniku. Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się, kiedy słuchała historii drugiego przedmiotu. Widać, że był dla różowowłosego bardzo ważny. Podobnie jak dla czterolatki były cenne wstążka i nóż, chociaż nie miały dla innych prawie żadnej wartości. Jej kąciki ust powędrowały jeszcze bardziej w górę, kiedy zaproponował jej dodanie do naszyjnika kolejnego breloka.
- Chcę! – odpowiedziała jedynie chętnie, a jej umysł już nawiedziły pytania, jaki wisior najbardziej by mężczyźnie o niej przypominał. Nie może to być byle jaki! Musi być specjalnie wybrany tylko dla niego. Ale szybko Lynx zajął je pytaniami, na które próbowała sobie przypomnieć wspomnienia z powierzchni. Na szczęście dla niej, odzyskała je tuż po spotkaniu z Asgorem, jednak cały czas były zasłonięte mgłą. Jakby wydarzyły się bardzo dawno temu…
- Pewno nie na poważnie – stwierdziła jedynie, a ten temat nie bardzo pochłonął jej uwagę. Za to kolejny…!
- Hmmm… Na Powierzchni jest zupełnie inaczej, niż w Podziemiach! Są pory roku! Wiosna, lato, jesień i zima. W zimę spada śnieg, taki jak leży w Snowdin i jest bardzo zimno, a na wiosnę ten śnieg topnieje i zaczynają kwitnąć kwiaty i rosnąć liście! W lato jest baaardzo gorąco, prawie jak w Hotland! A na jesień jest deszczowo tak, jak w Wodospadach. I robi się zimniej, żeby potem mogła przyjść zima i żeby spadł znowu śnieg. I tak na okrągło! Tęczę… Widziałam nawet parę razy! Jest piękna! I można samemu ją stworzyć! Jak brat podlewał rośliny to stworzył taką malutką. I tak, jest pełna kolorów! A żeby zrobiła się taka duuuuża na niebie musi padać deszcz i świecić słońce jednocześnie, co nie jest takie łatwe, bo zawsze, jak pada deszcz to pojawiają się chmury, które prawie zawsze zasłaniają słońce! – zaczęła opowiadać, dając się ponieść wspomnieniom i cały czas szeroko się uśmiechając. Widać, że cieszyły ją myśli o powierzchni, chociaż też można było dostrzec tęsknotę za dawnymi czasami. Kraina potworów nie była może tak różnorodna, jak powierzchnia jeśli chodzi o pogodę… Ale zdecydowanie przewyższała świat ludzi przez to, że są akceptowane wszystkie osoby. Nieważne, jakiej są rasy czy wieku. Dla każdego znajdzie się miejsce!
- A wiesz, jak można wyjść na Powierzchnię? – zadała pytanie po tym, jak Lynx wspominał o swoich odczuciach względem świata, który był oddzielony od potworów przez barierę. Ponad to, jakby była w stanie… To może by coś pomogła w tej sprawie? Skoro mieszkańcy Podziemia chcieliby wydostać się na zewnątrz… To może warto spróbować im pomóc?
- Jak to 9 żyć? To możliwe jest tyle ich mieć? Ja wiem, że można mieć dwa… Ale aż dziewięć? – zapytała, niedowierzając słowom wampira. Sama była żywym przykładem tego, że można żyć po śmierci, ale czy zadziałałoby to drugi raz? A trzeci? Czy jest jakiś limit wstawania z trumny?
- W jaki sposób wampiry mogą się tak zmieniać? I czemu niektóre nie mogą? – kolejne pytania, tym razem dotyczące kwestii zmiany formy w zwierzątko bądź pluszaka. Nigdy nie była świadkiem niczego podobnego, dlatego bardzo to ją zaciekawiło. Na życzenie powodzenia podziękowała z szerokim uśmiechem. Oj, znając Undyne będzie ono BARDZO potrzebne. I racja, lepiej jest nie mieć małej Patience za wroga… Chociaż w sumie nigdy ich nie miała. Kto wie, jakby się zachowywała, gdyby takiego sobie zrobiła?
- W sumie… Nikt o wampirach nie wspomina. A przynajmniej nie słyszałam~ – odpowiedziała, co było jakby potwierdzeniem jego słów o braku znajomości jego rasy przez inne potwory. Może to nawet lepiej dla niego? Może w końcu pokazać, czym charakteryzuje się jego gatunek wszystkim, co tylko zapragną!
Podczas przedstawienia, w duszy Patience powstała mieszanka rozbawienia, podziwu oraz podekscytowania, co świadczyło o tym, że bardzo dobrze bawiła się podczas pokazu. Na słowa „następnym razem” przytaknęła ochoczo głową. Lynx zrobi dla niej pokaz! I to tylko i wyłącznie dla niej, bez żadnej innej publiczności! Poczuła w serduszku, że jest to wielkie wyróżnienie i potwór rzeczywiście musiał ją polubić!
Kiedy otrzymała pozwolenie, podeszła do młota, po czym chwyciła go w łapki w możliwie jak najwygodniejszej dla siebie pozycji, po czym spróbowała go podnieść. Zdołała to zrobić, ale samo utrzymanie go w powietrzu nie było takie proste, jak się wydawało… Przez to, że broń była dużo, dużo większa od niej, a jeden z jej końców był cięższy od drugiego, straciła równowagę, a próbując ją odzyskać ruszyła w stronę jednego z końców broni. Problem leżał w tym, że nie bardzo zmieniała się jej pozycja względem młota, przez co nie dane jej było wyprostować się i go podnieść, przez co upadla bokiem w śnieg. Puściła trzon, po czym uniosła się nieco i zachichotała, otrzepując po chwili twarz ze śniegu.
- Trochę za duży~ - stwierdziła to, co było jednoznaczne, po czym uniosła się i zaczęła odtrącać biały puch ze swojego ubrań. Wiedziała, że pomimo ciepła, jakie trzyma jej kurtka, czapka i rękawiczki, zamoczenie ich skutkuje jeszcze większym uczuciem wychłodzenia, niż wtedy, kiedy chodziła tutaj w sweterku. Po tej przygodzie spojrzała na Lynxa, mówiąc mu o swoich planach na przyszłość, ale… Coś jej nie grało. Imię.
- Kto to Lily? I Malily? – zapytała, zaciekawiona nie tyle, co osobami dwóch (przynajmniej tak jej się wydawało) pań, co faktem, że pomylił je z Patience. Czy w Podziemiach mieszkały istotki, które tak by były do duszyczki cierpliwości podobne? Jak tak… To chciała je poznać! Może by były w jej wieku?
- Mam dużo przyjaciół! – odpowiedziała na pytanie, czy coś jeszcze chciałaby dodać. Sam fakt, że mieszkała w zamku nie robił na niej wrażenia… Mogłaby tak naprawdę mieszać gdziekolwiek. A nawet codziennie zmieniać lokum, jakby jej przyjaciele by na to pozwolili! Lubiła odwiedzać innych, a jeszcze bardziej zostawać na noc. Zamek był ogromny, przez co wydawał się pusty, a jak śpi się razem z bliską ci osobą… Czterolatka czuje się wtedy bezpiecznie i pewnie, że żadne potwory z ciemności jej nie pochwycą!
Słuchała uważnie o tym, jak opowiadał o fizjologii wampirów. Było dla niej to bardzo interesujące, bo w końcu dotyczyło to bezpośrednio Lynxa.
- Pijesz krew tak, jak jesz jabłka? Moją krew też będziesz pił? – zaczęła pytać, a do ostatnie pytanie nawiązała do faktu, że wcześniej różowowłosy nazwał ją swoim przyjacielem. Sama nie bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że wiąże się to z bólem i osłabieniem przez parę dni. W końcu wampir tego nie poruszał w swoim wykładzie, prawda?
Spojrzała uważnie na Benkiego, a potem rozejrzała się po okolicy, myśląc intensywnie. Skoro dzyndzyk był na swoim miejscu jak przyszedł do doliny i kiedy jej pokazywał swój naszyjnik to znaczy, że nie mógł być daleko.
- Poszukajmy go.~ Daleko nie może być - powiedziała, po czym zaczęła uważnie śledzić wzrokiem wszystkie zagłębienia w śniegu. Gdyby leżał na jego powierzchni, na pewno byłoby go widać, a skoro go nie ma… To znaczy, że się zapadł! Czyli będzie widać, gdzie się schował. Chyba, że trafiło na któryś ze śladów. Zaczęła więc poszukiwania od przestrzeni wokół siebie, dokładnie badając każdą dziurę zrobioną przez nich w świeżym śniegu. Nie odnalazła go jednak… Czyli musiał spaść gdzieś wcześniej. W międzyczasie spojrzała na różowowłosego, który coraz bardziej panikował. Podeszła do niego powoli, wcześniej upewniając się, że nie ma nawet minimalnego otworu po śniegu, którym chodziła, po czym złapała go za dłoń.
- Na pewno się znajdzie. Chodź ze mną, sprawdzimy ślady. Może ci spadł jak szliśmy. Albo upadł gdzieś obok – powiedziała, po czym sama ruszyła po śladach, utrzymując od nich dystans, aby przypadkiem na niego nie nadepnąć. Patrzyła w każdy pozostawiony przez nich trop dokładnie, nie spiesząc się z posuwaniem się dalej. Pomimo powolności, starała się bardzo uważnie wszystko zbadać, a po jej twarzy widać było, że jej również zależy na znalezieniu cennego dla Lynxa breloku. Nie czuła żadnej frustracji czy czegokolwiek z faktu, że musi szukać zamiast iść dalej. Nawet, gdyby wampir zgubił papierek od cukierka, a by chciał go odnaleźć to by robiła tak samo.
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyPią Wrz 01, 2017 4:38 pm

- Cóóż... Nie mam bladego pojęcia, jak brzmią jakiekolwiek słowa w tym języku. Właściwie, to wyszedł z użycia bardzo dawno temu i był używany chyba przez jakąś konkretną grupę potworów... Wiem tylko tyle, że pani Star... Znaczy się Wdowia Pani - poprawił się, ponieważ nie chciał mącić dziewczynce w głowie, a ów potworzyce wcześniej konkretnie nazwał. Lepiej poprostu nie zmieniać imion, skoro odnosił się do tej osoby inaczej jakiś czas temu w tejże rozmowie, dzięki temu mała lepiej skojarzy sobie fakty. - będąc bardzo młodym potworem używała jej. Opowiadała nam trochę o starych dziejach, a przy tym również właśnie o tym języku... Aczkolwiek nie wiele z tego pamiętam. Języki nigdy nie były moją dobrą stroną. Nie jestem w końcu filologiem, nie zajmuję się badaniem języków. Jeżeli jesteś bardzo ciekawa, to być może jest w Podziemiach jeszcze jakiś inny potwór, który posługuje się dawną mową... Jednak, tego nie jestem w stanie Ci obiecać. W końcu to było bardzo dawno temu... - powiedział mrocznym, niższym o oktawę głosem... Owszem, była to bujda. Musiał się w końcu jakoś z tego wywinąć, a prawdopodobieństwo, że spotka lisice opiekującą się sierocińcem było naprawdę małe. Oczywiście mogło być też tak, że jego oszustwo tak naprawdę okaże się prawdą; w końcu cała ta paplanina o języku potworzych plemion istniejących jeszcze wtedy na powierzchni była jedyną prawdopodobną rzeczą, która Benkiemu przyszła do tego nieco głupiego, jednak niekiedy też bystrego łba. - Wydaje mi się nawet, że będąc w twoim wieku... Trzymałem najpierwsiejszą napisaną przez potwory księgę! Taką autentyczną, z wyblakłym i postrzępionym papirusem... - ile z tego co powiedział było prawdą? Otóż owszem, często czytywał przestarzałe księgi o sponiewieranych grzbietach, ale raczej każdy wiedział, że tak stare książki nie mogły przetrwać do ówczesnych czasów w takim samym stanie, w jakim zostały napisane setki lub tysiące lat. Plus trzeba dodać, że Lynx nigdy nie miał doczynienia z naprawdę starymi egzemplarzami, a jedynie ich replikami. Najwcześniejsze z przeczytanych przez niego napisane zostały natomiast... W średniowieczu. Czyli reasumując, Benki ma naprawdę bogatą wyobraźnię i sporą czelność, by okłamywać nowo poznaną osobę; do tego tak młodą, że koniec końców Patience właściwie pozostawało wierzyć we wszystkie słowa wampira, albo w żadne z nich. Oczywiście różowowłosy był też pewny tego, że dziecko nie zwątpi w to co mówi... Jednakże co będzie, kiedy zacznie pytać wszystkich o ten legendarny dawny język, który może okazać się faktycznie nie istnieć? Benki nie miał pojęcia, co wtedy. Pewnie wymyśli jakieś kłamstewko na usprawiedliwienie swojej pomyłki. Co prawda starał się być szczerym od jakiegoś czasu, ale ze staraniami naprawdę różnie bywa, a także z ich efektami.
Na pytanie o pracę nieco się oburzył, jednak odpowiedział całkowicie szczerze grzecznym tonem głosu: - Gdzie pracuję? Moją pracą jest magia, rzecz jasna. Oczywiście zajmowałem się też innymi rzeczami, jednakże były to drobne tymczasowe prace dorywcze. Jak każdy, potrzebuję czasem zarobić pieniądze, by móc kupić sobie coś ładnego. Najlepiej coś z cekinami, lub czymkolwiek co ☆błyszczy, świeci lub iskrzy☆! Chociaż to nie oto pytałaś. Widzisz, będąc ulicznym magikiem musisz mieć bardzo zręczne ręce, a bez nich nie poradzisz sobie z wykonywaniem sztuczek. Dla mnie to bardzo ważne części ciała. Tak jak kiedyś nogi, kiedy jeszcze jeździłem na łyżwach. Ale potwory nie bardzo lubią ten typ show... W każdym razie Patience, nie mogę ryzykować stratą rąk czy ogólnie kalectwem. Źle by się to obiło na mojej ☆karrrierze!☆ - trochę zmienił temat w trakcie (na chociażby swoje preferencje co do ciuchów), aczkolwiek szybko się z tego otrząsnął. Powiedział także o swoim krótko istniejącym hobby, którym było łyżwiarstwo figurowe. Skończyło się prędko, ponieważ publika znacznie bardziej wolała jego przedstawienia magiczne od występów na lodzie. Właściwie, to jego jedyną widownią byli rzecz jasna przyjaciele krwiopijcy; aż tak bardzo nie ryzykował przypłaceniem życia dla jakiejś nierozwijającej się pasji do łyżew. Porostu to nie działało i nie przynosiło Benkiemu żadnej sławy, ani rozgłosu, ani czegokolwiek dobrego. To nie tak, że za swoje iluzje dostawał fortunę, od czasu do czasu ktoś groszem sypnął, aczkolwiek na samych ulicznych pieniądzach nie dało się żyć, a tym bardziej kupować więcej i więcej ozdób czy ciuchów, których miłośnikiem był.
- Widzisz, to nie były moje słowa! Tak mówią inni. Według nich mam zawsze rację... Nie wiem z czego wynika ta pewność, ale opinia większości liczy się dla mnie najbardziej! No i oczywiście nie przeszkadza mi to, że tak twierdzą. Kto niby nie chciałby się nie mylić NIGDY? - zadał pytanie retoryczne. Na ostatnie słowo położył dość mocny akcent, chcąc tym samym podnieść ważność tej kwestii do jak najwyższej rangi. Rzecz jasna czuł się dumny z tego, że może pochwalić się czymś takim... W końcu trzeba posiadać naprawdę ogromną wiedzę, by nigdy, ale to przenigdy się nie mylić, co racja to racja.
- Wpisać ci się? Daj mi tylko moment, sprawdzę jedynie, czy mam przy sobie własną komórkę... Widzisz, nie pamiętam swojego numeru na pamięć. I tak mam zbyt dużo informacji w swojej głowie, a tym bardziej, gdybym miał jeszcze spamiętać swój telefon... Gdzie ja go... ☆Achhh, taaaak!☆ Tutaj jest! ☆ Dobra, więc to idzie tak... 666... - wumruczał cicho pod nosem pierwsze trzy cyfry, spoglądając to ze swojej komórki, na komórkę dziewczynki. A jaka była komórka wampira? Cóż, zdecydowanie do niego pasowała, czemu ciężko się dziwić; był to w końcu jego telefon. Tył przedmiotu był przesycony słodziutkimi i błyszczącymi naklejkami w postaci zwierzątek, gwiazdek, serc, wzorów (zazwyczaj różowych) czy jeszcze wielu innych... Cóż, z tego wszystkiego nie było widać, jakiej barwy jest "opakowanie" komórki. Dla podpowiedzi - Jest biała. Owszem, nie da się tego zauważyć przez nadmiar niepotrzebnych ozdób, aczkolwiek po odklejeniu ich wszystkich można by dostrzec śnieżnobiałą pokrywę. Do kompletu miał również różową smycz obwieszoną różnokolorowymi brelokami. Jedną z zawieszek była miniaturowa wersja Benkiego. Owa maskotka wykonana została najprawdopodobniej z plastiku, lub innego, acz bardzo podobnego materiału. Co jeszcze można powiedzieć o tymże przedmiocie umożliwiającym telekomunikacje? Jest poprostu "śliczny", dziecinny i łatwo rozpoznawalny dla wszystkich, którzy go znają. Tyle raczej wystarczy. - Nee, Patyuu~! Ju~uuż! - powiedział wesoło, oddając jej komórkę. Jak się nazwał?☆☆☆Magik_Wszechczasów_BenBenki☆☆☆. Oczywiście, jeżeli nazwa będzie nie pasować, to Patience ma prawo to zmienić, jednakże nie zmienia to faktu, że właśnie tak się jej wpisał. Jednocześnie przepisał sobie również numer dziecka, którą podpisał poprostu ☆☆~Patyuuuuunce~☆☆.
Na propozycje czterolatki uśmiechnął się lekko, po czym odparł bardzo rzeczowym tonem: - Och, to raczej nie tylko twoja decyzja. Niektórzy nie lubią, jak po ich domu chodzą kompletnie im obcy ludzie. To jest niezbyt grzeczne. Moja nauczycielka zawsze mówiła mi, że żeby móc wprosić się do czyjegoś mieszkania, trzeba najprzód poznać się poza nim. Na przykład... W lodziarni, albo kawiarni, albo nawet w restauracji. A co gdybym go na przykład DŹGNĄŁ? Albo gdybym DŹGNĄŁ NOŻEM WSZYSTKICH, KTÓRZY BYLIBY W TYM DOMU?! Wtedy Lukie, bo tak miał zdaje się na imię, już nigdy by ci NIE ZAUFAŁ! DUUUUUUM, DUUUUM DUUUUUUUUM! To byłoby okropne, racja?! - w przypadku tej wypowiedzi bardzo często zniżał swój głos z ciężkim akcentem na słowa takie jak na przykład "dźgnął". To był jego sposób na dodanie różnym sentencjom powagi, do czego znaczna większość zdążyła się przyzwyczaić... Przy Patience natomiast zrobił to pierwszy bądź drugi raz... Miała prawo jeszcze nie do końca rozumieć jego intencji.
- Moje oczy, czerwone?... Hm. Szczerze nawet tego nie poczułem. Yare yaree, to jak najbardziej normalne Patyu! Nie przejmuj się tym. Jakby Ci to powiedzieć, to jedna z tych rzeczy, które dzieją się często i w dodatku bez przyczyny. To normalne dla takich jak ja. Kolor oczu to nic niebezpiecznego, prraaa~wda? Dokładnie! Chociaż czasem mogą też świadczyć o humorze... Lub głodzie. Ale alee, kto niby potrafi z tego czytać? Nawet ja czasem nie zdaję sobie z tych objawów sprawy. Chociaż to w pewnym znaczeniu sygnały od mojego ciała, że powinienem coś zjeść. Ale to nie jest też coś, nad czym nie potrafię zapanować... Pstryk, i po sprawie. - mówiąc właśnie "pstryk" pstryknął palcami sprawiając, że teraz to soczewki górowały, a szkarłat ustąpił ładnej fiołkowej barwie. Oczywiście nie czuł takiej potrzeby, w końcu czerwień koniec końców pasowała mu lepiej do jego różowych włosów i części garderoby, aczkolwiek dla samego komfortu dziewczynki przybrał bardziej "naturalną" barwę oczu dla ludzi takich jak ona. Co prawda nie wydawało mu się, by dusza cierpliwości miała jakiś problem ze zmianą koloru jego ślepi, domyślił się, że raczej ciekawiła ją przyczyna oraz właśnie ten skutek uboczny, którego sam nie był w stanie dostrzec. - Widzisz? Prościutkie. Chociaż wolałbym, żeby mój naturalny kolor był jak najbardziej błyszczący jak brokat... I różowy, jak moje włosy. Ale chyba nie można mieć wszystkiego, co się chce, więc pozostaje mi się cieszyć tym co mam. I soczewkami, które jestem w stanie nosić... Wiesz, to takie małe, okrągło-wypukłe rzeczy, które wkłada się do oka. Trochę szczypie, ale efekt potrafi być ☆magiczny☆! Mam ich naprawdę wiele... Och, ach! Mówiłem, że czerwone oczy to znak rozpoznawczy? Nie każdy z mojej rasy nosi soczewki, więc gdybyś widziała kiedyś kogoś z czerwonymi oczami i dłuuuuuugimi kłami, to już wiesz, kim ten ktoś jest!~
- Cóóóż... Na świecie jest zbyyyyyt wieeelu ignorantów! Uwierz mi, że będąc nawet najlepszym w Podziemiach czy nawet na Powierzchni, lub na caaaalutkim świecie, znajdzie się ktoś kto przyjdzie i powie: BUUUUU, DO KIITUU, DARUJ SOBIE, WIDZIAŁEM LEPSZE! Z drugiej strony są też tacy, którzy nawet nie spojrzą, mówiąc, że NIE MAJĄ CZASU! Albo poprostu oplują i nawet NIC nie powiedzą na swoje usprawiedliwienie! Tacy są, Patyunee, najgorszymi abderytami! - posksrżył się dziewczynce, a na jego twarzy pojawiło się oburzenie. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z duszą cierpliwości, to było pewne. Jego nieprzyjemny (w aktualnym momencie) nastrój wynikał właśnie ze zdziwienia tym, że niektórzy naprawdę są w stanie iść dalej podczas gdy on wystawia swoje pokazy magii! Zero reakcji, zero oklasków, niczego! Zwykły brak poszanowania dla jego pracy - niby tylko to, a mimo wszytko wzburzało go to niemiłosiernie. Krwiopijca nienawidził, kiedy ktoś ośmielał się nie poświęcić mu żadnej, nawet najdrobniejszej uwagi.
- Cyrk, to miejsce w którym są akrobaci, którzy chodzą po wysoko zawieszonych linach, ci śmieszni pomalowani kolesie, którzy bezskutecznie próbują rozśmieszyć publikę, połykacze ognia czy treserzy dzikich zwierząt... Dużo tam dziwnych osób. To taka "rozrywka" o której słyszałem od Wdowiej Pani. Nie byłaś nigdy w cyrku? - rzekł. Był pewien, że słowo to powinno być błękitnookiej znane... Dzieci chyba lubią cyrki, prawda? Przynajmniej tak mu się wydawało, że raczej normalnym byłoby posiadać chociaż minimalną wiedzę na ten temat... Po chwili jednak przypomniał sobie, że przecież ona ma jedynie cztery lata, więc przenoszenia złotych gór nie powinien się po niej spodziewać.
- Ohoooo~ Widzę, widzę!~ Pewnie bardzo lubisz tą wstążkę... Czy... Czy twoja mama cię czesała? No nie wiem, robiła kitki, albo warkocze, albo... Ja bardzo lubię długie włosy, haha! Można z nich wyczarować naprawdę różne ☆fryzury!☆ Twoje wyglądają, jakby za przeproszeniem, dawno nie widziały szczotki.~ - zaśmiał się. Tym razem jego uwagę przykłuły właśnie włosy dziecka. Nie chciał jej urazić, jednakże postanowił pozwolić sobie na tamtą drobną uwagę. - Noże są niebezpieczne, szczególnie w rękach małych dzieci! Jeszcze się pokaleczysz... Gdy byłem młodszy, często miałem ręce od krwi, gdy robiłem sobie kanapki... Sztućce niezbyt mnie lubią. A ten wygląda na naaaaaprawdę ostry! - jego słowa były pełne obaw. Wciąż traktował Patience jedynie jako dziecko, a nie jak odpowiedzialnego za własne czyny dorosłego, do którego mimo wszystko dziewczynce było daleko. Kiedy ta go schowała, wzruszył ramionami, po czym sobie darował narzekanie na to, że takie rzeczy są nieodpowiednie dla tak młodego wieku.
- Jasne, zdecydowanie coś tutaj zawiesze... - wyszczerzył się, jednocześnie myśląc nad tym, co by umieścić takiego, coby przypominało mu o małej. Zastanawiał się głównie nad bałwanem lub wstążką...
- Brzmi ciekawie... Magicznie, czarrrująco! Na powierzchni musi być naprawdę fajnie. Mam nadzieję, że kiedyś też to zobaczę. Jestem w końcu młody... A wampiry żyją baaaardzo długo. Fajnie by było móc doświadczyć tego, co mówisz, a nie jedynie słuchać o tym. Samo słuchanie niewiele daje... A wyjść na powierzchnię?! Luuuuudzie i pootwory, witamy w noooowiutkim show nadawanym dla WSZYSTKICH na całym świecie, haha! Chciałbym być w ludzkiej telewizji. To by było dopiero coś... - westchnął z rozmarzeniem. Oczywiście póki co było to czymś niemożliwym, ale Benki nie akceptował tego słowa... Właściwie nie znajdowało się ono nawet w jego słowniku. - Nie mam pojęcia. Chciałbym wiedzieć... Ale ponąć sam Asgore ma z tym problem... Z wydostaniem się na Powierzchnie znaczy się. Mam nadzieję, że coś wymyślą... Naprawdę mam dość życia tutaj. Chcę zobaczyć ludzi takich jak ty! Są podobni do mnie, chociaż trochę inni... I smaczniejsi niż potwory.
- Tak, dziewięć żyć. Nie wiem jak to możliwe, ale dużo osób... Naaaaa, poprostu słyszałem taką plotke. Nigdy jeszcze nie przekonałem się na własnej skórze czy wampiry faktycznie mają więcej niż jedno życie, ale... Wiem, że za dziesiątym razem jest się już inną osobą. Chyba mniej więcej tak to szło... Dziewięć razy mogę wykorzystać tą postać, którą mam... Następnym razem dostaję inną. Chociaż ponąć wciąż jest się wtedy krwiopijcą, a nie czymś innym, cóż. Lubię być wampirem... - wytłumaczył jej. Rzecz jasna nie mógł mieć pewności, że jest to prawda; powtórzył jedynie gdzieś od kogoś usłyszane słowa i tyle. Oczywiście, że bardzo podobało mu się bycie tym kim jest - uważał się za perfekcyjnego i idealnego, tak więc skromności w nim szukać daremno. Mimo wszystko bycie wampirem poza trudnościami związanymi z wyglądem (głównie przez brak akceptacji ze strony zwierzęcych potworów) było dla niego czymś naprawdę niesamowitym. Nie wyobrażał sobie siebie w jakiejkolwiek innej postaci - czy to jako zwykłego szarego człowieka bez magii, czy ogromnego włochatego psa. Był sobą i to dla niego było piękne - czuł, że tak być powinno i że nigdy z nikim nie zamieniłby się na ciała. Uważał, że nazywają go szaleńcem z jednej prostej przyczyny - był tym za kogo się uważał i nie bał się tym dzielić z nikim. Właśnie to powodowało trwoge w oczach innych, bo skoro Lynx nie odczuwał lęku przy pokazywaniu tego, co mu w duszy gra i kim jest, to tak właściwie jest w stanie stać się każdym dzięki właśnie tej przewadze nad wieloma. "Bycie sobą" było dla niego czymś naturalnym i nie potrafił wyobrazić sobie ludzi (czy potworów), którzy nie umieją lub wahają się z okazywaniem swoich uczuć i wewnętrznego ja. Patience wyglądała raczej na młodą i pewną siebie osóbkę i nie miał co do tego jakichś większych wątpliwości. - To akurat zależy od pojedynczej jednostki Patience. Zgaduję, że nie wszyscy ludzie są sobie równi, prawda? Na przykład, jedni szybko biegają, inni wysoko skaczą... Magia u nas jest dość zróżnicowana. Mamy te same predyspozycje, ale na różnych etapach rozwoju potrafimy nauczyć się kompletnie różnych rzeczy. Jedni od razu opanują przekształcenie, to jest zamianę w zwierzę czy maskotke, a inni później. To norma... Próbowałem, ale jeszcze tego poprostu nie potrafię. Niektórzy w sumie się tego nie nauczają nigdy. To poprostu zależy od tego, czy ktoś ma nie tylko umiejętności, ale i chęci. Nie widziałem chyyyba żadnego wampira, ale słyszałem o jednym takim, co zmieniał się w smoka. Ale musiał być bardzo potężny, skoro to potrafił. - odparł rozkładając ramiona. Dla niego było to zrozumiałe, że każdy uczy się swoim tempem.
- Rozumiem. Skoro nie wspominają, to może i lepiej. - westchnął. Nie interesował go zbytnio akurat ten temat, dlatego szybko przeszedł do następnego.- Faktycznie, duży. Jest dostosowany do mojego wzrostu, chociaż wagowo powinien być w porządku dla prawie wszystkich. Nee, najwidoczniej nie dla dzieci.
- Lily i Malily to jedna i ta sama osoba. - sprostował wampir, po czym dodał: - Malily to przezwisko... Lily. A Lily to,
cóż, moja... Przyjaciółka. Bardzo bliska. Masz bardzo podobny do niej charakter.
- powiedział zmieszany. Nie chciał mówić jej na ten temat wszystkiego, dlatego bardzo szybko przestał opowiadać o swojej dziewczynie nim wypapla trochę za dużo.
- Tak, mniej więcej tak jak jabłka. Trzeba dobrze się wgryźć i jeżeli nie chce się zrobić komuś krzywdy, trzeba zrobić to z wyczuciem i w jak najlepszym miejscu... - wytłumaczył, po czym kontynuował - Wiesz, nigdy nie wiedziałem jak zachowywać się z... Dziećmi. Są nieco... Delikatniejsze. A ja jestem troszkę gwałtowny... Dlatego nie wiem, czy byłby to dobry pomysł by pić twoją krew Patyunee~
- Mam nadzieję... - powiedział, gorączkowo rozglądając się dookoła za swoją zgubą. Nie lubił brodzić w śniegu, ale aktualnie właśnie to robił, przeszukując każde możliwe wgłębienie.

myśli
mowa
Powrót do góry Go down
Patience
Mistrz Gier
Patience


HP : 100
Poziom duszy : 20
Doświadczenie : 37
LOVE : 0
Liczba postów : 558
Join date : 27/04/2017

Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina EmptyNie Wrz 03, 2017 10:49 pm

Przekrzywiła delikatnie głowę, kiedy usłyszała nowe określenie… A raczej jego część, którą chciał użyć Lynx, ale potem się wycofał. Czyżby owa Wdowia Pani miała wiele imion? Ona w sumie również miała. Jej prawdziwe imię brzmiało trochę inaczej niż pseudonim, którym się cały czas posługiwała… Ale nikt nie musi tego wiedzieć, prawda? Są w Podziemiach, a Patience tak przyzwyczaiła się do swojego nowego imienia, którym nazywali ją jej przyjaciele i rodzeństwo na Powierzchni. Ponad to, jakby ktoś zapytał ją o to, jakie jest jej prawdziwe imię to by odpowiedziała. A że nikt nie pytał…
- Ta Wdowia Pani musi być bardzo stara już, skoro pamięta tak dawne czasy… Hm… Może Gerson by wiedział, o co chodzi? On jest najstaaarszym mieszkańcem Podziemia. Podobno pamięta też czasy wojny! Podobno prowadzi sklep… Może kiedyś się do niego przejdziemy? – zaproponowała, dzieląc się równocześnie informacjami, które wcześniej zdobyła. Kiedy tak chodziła sobie przez Wodospady i zagadywała do nieznanych jej potworów, one podzieliły się z nią informacją o starym żółwiu, który ma do opowiedzenia na pewno bardzo dużo historii związanych z dawnymi czasami. A skoro już Lynx zaczął temat o przeszłości… To czemu by nie dowiedzieć się czegoś od kogoś, kto żył w tamtych czasach? Sama nie miała zbytnio możliwości, aby się do niego przejść sama, ale w wolnej chwili… Czemu nie?
- Taką najpierwsiejszą? Czytałeś ją? Albo czy Wdowia Pani ci ją czytała? O czym ona była? Chciałabym kiedyś sama książkę przeczytać… - zaczęły się lawiny pytań, a oczy Patience rozjaśniły iskierki entuzjazmu A ostatnie zdanie było ujawnieniem jej kolejnego marzenia, który będzie mogła pewno osiągnąć już za niedługo.
- Ooo, fajną masz pracę! A ja nie wiem, co chciałabym robić w przyszłości… Co mogę robić? Jak żyłam na powierzchni to chciałam być nauczycielką, ale w podziemiu nie ma takich osób… Dlaczego tu nie ma żadnej szkoły? – zaczęły się jej pytania, na które nieco spoważniała i skierowała pytające spojrzenie na Lynxa. Ciekawił ją fakt braku w miejscu przebywania potworów jakiejkolwiek szkoły. Nigdy takowej nie widziała ani w Snowdin, ani w Nowym Domu... Albo może była gdzieś... Taka tajna i ukryta? I niedostępna dla ludzi?
- Jeździłeś na łyżwach? Jakie to uczucie? Czy w Podziemiach są lodowiska? Ja kiedyś widziałam, jak moja siostra jeździ. Naprawdę bardzo ładnie jeździła! Ale rodzice powiedzieli, że dopiero, gdy będę większa to będę mogła spróbować… Ale nie chcieli mi odpowiedzieć, dlaczego tak. – stwierdziła, widać że niezbyt zadowolona z decyzji byłych opiekunów. Nie lubiła być czymś ograniczana, ale wiedziała, że w jej wieku tego się nie uniknie. Cały czas słyszała, że jest na coś za mała… Ale miała też swoje przywileje! Dorośli na przykład nie oglądają bajek, nie zasypiają przy włączonej lampce ani nie zjeżdżają na zjeżdżalni!
- Ja bym się chciała nigdy nie mylić! Ale do tego trzeba być bardzo mądrym, prawda? – zapytała, prawdopodobnie nieświadomie znowu wpływając na ego czerwonookiego. Dla niej była to naprawdę niesamowita rzecz, że jego znajomi twierdzili, że był nieomylny. Też by taka chciała być… Ale do tego musi się dużo uczyć! A żeby się uczyć to trzeba czytać książki. A żeby czytać książki trzeba umieć czytać… No i właśnie na tym etapie Patience odpada. Ale na pewno kiedyś będzie temu zajęciu sporo poświęcać!
Patience spojrzała na tył komórki Lynxa, podziwiając jego piękną obudowę. Te naklejki na nim, te gwiazdki i inne wzory! Były cudowne i bardzo jej się podobały. Ciekawe, czy i ona by mogła ozdobić swój… Bo jak na razie wygląda jak zwykły telefon, cudem nie zniszczony przez energiczną czterolatkę. Zazwyczaj trzymała go głęboko w kieszeni, rzadko kiedy go wyjmowała. Jak na razie nie był jej potrzebny do niczego, prócz do dzwonienia w razie konieczności. Jej uwagę przykuły dzyndzle przytwierdzone do jego telefonu… A raczej jedna z figurek.
- Oja, jaki masz fajny telefon! A co to… CZY TO TY?! – zapytała z niedowierzaniem, kiedy ujrzała brelok przedstawiający różowowłosego jegomościa. Była zachwycona, z jaką wdzięcznością oddano wszelkie szczegóły na nim. Niemal identyczny co ten prawdziwy!
- Ale uroczy! Prawie jak ty! – powiedziała z zachwytem, nadal przyglądając się małej figurce. Dopiero, jak oddał jej telefon i schował swój to przestała się w niego wpatrywać, zaczynając również temat o jej przyjacielu. Naprawdę, bardzo chciała, żeby jej wszyscy znajomi się znali i lubili, wtedy by miała pewno jeszcze więcej możliwości spędzania z nimi czasu! Bo jak wiadomo: im więcej, tym weselej. To byłaby bardzo… zróżnicowana grupa potworów i ludzi. Zadawała się dosłownie z każdym, kto się napatoczył, nikt jej jeszcze nie zdenerwował na tyle, żeby traktowała go mało przyjemnie. U niej niechęć była wyrażana jedynie poprzez brak chęci do rozmawiania z daną osobą na rzecz siedzenia we własnym gronie, gdzie ją lubili.
Słuchała słów wampira najpierw spokojnie, a potem w jej ślepkach pokazało się przerażenie. Nie… Nie mógłby tego zrobić, prawda…? Na samą myśl, że jej przyjaciel mógłby mieć przez nią kłopoty… Nie! Nie mogła na nie pozwolić! Złapała kurczowo lewą rękę Lynxa, podnosząc wzrok i patrząc na niego błękitnymi oczami wypełnionymi strachem i desperacją, a w kącikach jej oczu pojawiły się łezki.
- Ale nie zrobisz tego, prawda…?! – zapytała, trzymając mocno jego rękę i patrząc się na niego tak długo, dopóki jej nie odpowie. Kto by pomyślał, że słowa powiedziane takim tonem weźmie na poważnie i w dodatku mocno do siebie? W sumie… Jak wierzy we wszystko, co jej się powie to nie problem jest jej coś wmówić. Wszystko, nawet te rzeczy mówione w żartach traktowała tak, jakby ktoś mówił do niej oficjalnym tonem i wydawał polecenia. No, Benkiemu raczej dużo czasu nie zabierze uspokajanie małej Patience. Jak tylko dostała potwierdzenie w jego słowach swojego pytania to puściła jego dłoń z wyraźną ulgą w oczach, aby potem przejść do rozmowy o ślepiach wampira. Na słowa, że to normalne przytaknęła głową, ale nadal spoglądała w nie z ciekawością, przypatrując się jak zmienia barwę na fiołkową. Wzięła wtedy głośniej powietrze w płuca, a jej mina wyrażała czysty podziw i niedowierzanie. Jak to możliwe?!
- Gdyby były różowe jeszcze bardziej by się wyróżniały! Pokażesz mi kiedyś swoje… Soczewki? Skąd je masz? Ja też takie mogę mieć? A jak się je wkłada do oka? Bo jak jeden z chłopaków mi włożył do oka palec to bolało. To też boli czy tylko szczypie? – zaczęła się ponownie lawina pytań, oczywiście jak zwykle na temat, który Patience interesował. Chęć posiadania przez nią soczewek była raczej platoniczna i pewno szybko porzuci ten pomysł, zajmując się innymi rzeczami, czasami ważniejszymi od faktu, że chciałaby posiadać nakładki na oczy. Odpowiedziała z oburzeniem na wyjaśnianie, że niektóre potwory po prostu mówią, że Lynx jest do bani, że nie znają się na magii. W sumie, stworzeniom, które mają już od urodzenia jakieś magiczne umiejętności trudno jest zaimponować takimi pokazami, za to ludziom… Ludziom jak najbardziej by się taka rozrywka spodobała!
- Nie, nie była. Mama mówiła, że tam męczą zwierzęta, ale nie mówiła nic o tym, co tam się robi więcej – odpowiedziała na pytanie, jednocześnie też wyrażając w tych słowach opinię o cyrkach. Gdyby nie obchodził ją los biednych stworzeń, które są zmuszane do popisów przed publicznością, na pewno znalazłaby jakiś sposób, aby tam się wybrać. Czy to ze starszym rodzeństwem, czy dziadkami albo wujostwem… W pewnych momentach mózg Pati uruchamia się i pracuje na przyspieszonych obrotach, żeby wymyśleć wyjście z takich sytuacji.
- Tak, mama mnie czesała… Ale od kiedy jestem w Podziemiach muszę czesać się sama. Nie lubię, jak szczotka ciągnie mnie za włosy. Warkoczy robić nie umiem… A ty umiesz? Nauczysz mnie kiedyś? A jak umiesz czesać bez ciągnięcia to chcesz mnie uczesać? – zaczęła pytać, zapalając się do ostatniego pomysłu i z entuzjazmem, jak i ciekawością patrzyła wprost w twarz wampira. Ciekawe, czy umiał to robić jak jej mama. Czasami, jak jej włosy były w NAPRAWDĘ złym stanie, jej rodzicielka używała jakiejś dziwnej dla czterolatki mgiełki, po której włosy same się rozplątywały i czuć było tylko lekkie pociągnięcia. To była naprawdę jakaś czarna magia! Ciekawe, czy w Podziemiu mają takie coś…
- Ale ten jest zabawkowy! Sam zobacz – powiedziała, po czym wyciągnęła swój nożyk z kieszeni i tym razem wyjątkowo nie zmieniła go w mieczyk. Dotknęła nim dłoni potwora, który mógł poczuć rozgrzany od jej ciała plastikowe ostrze. Nic a nic go nie mogło zaboleć, ledwo co można było wyczuć udający ostrze kąt, tak był zaokrąglony. Widać, że ta zabawka mogła być z powodzeniem przeznaczona dla dzieci poniżej trzech lat. A skoro Patience miała ponad… Nie widziała przeciwskazań, żeby się nim bawić! Nawet do głowy jej nie przeszło, że Benkiemu może chodzić o magiczną, bardziej niebezpieczną formę nożyka, którym czterolatka omal nie wydłubała sobie oka na początku, kiedy ledwo kontrolowała swoją magię w takiej formie. Teraz nie sprawiało jej to żadnych problemów, a ona wiedziała, jak się nim posługiwać. W końcu… Ćwiczenia z Dogaressą nie poszły na marne, prawda?
- Widzisz? Nic mi się nie stanie~ - dodała, po czym schowała pamiątkę po życiu w powierzchni. Uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, kiedy wspomniał o występowaniu w ludzkiej telewizji. Tak… Zdecydowanie był taką osobą, która mogłaby tam zagościć.
- Gdybyśmy wyszli na Powierzchnię i ludzie by zobaczyli, jaki fajny jesteś, na pewno dostałbyś własny program telewizyjny! Ja bym na pewno oglądała, każdego dnia! – odpowiedziała szczerze. Naprawdę, Lynx dla niej był wyjątkową osobą, która najbardziej by pasowała do prognozy pogody. Na pewno wtedy nie byłaby tak monotonna, jaka była! Mógłby też z powodzeniem pewno mieć własne show rozrywkowe.
- Dużo ludzi też żyje w Podziemiach! Wszyscy, którzy byli w piwnicy w zamku się przebudzili, wiesz? Nie znam ich wszystkich… Ale poznam! – stwierdziła. Jak dla niej, szanse na spotkanie człowieka, a nie potwora w Podziemiach były niemal równe. Od kiedy mieszkańcy Podziemia przestali reagować podejrzanie na wszelkie ludzkie ślady bytu, jakość ich życia poprawiła się i mogą swobodnie wędrować po wszystkich lokacjach. No może prócz zamku… Pewno niewiele duszyczek zdecydowałoby się na mieszkanie tam, chociaż mieliby możliwości. A przynajmniej taką opcję dostała Patience i z niej aktualnie korzysta. Asgore jej nie wygonił, prawda?
- To w takim razie nie umieraj. Lubię cię takiego, jakim jesteś i nie chcę, żebyś się zmieniał! – powiedziała z uśmiechem, wychodząc wcześniej z poważniejszych tematów. Dobrze, że jej umysł jest tak szybki, jak Lynxa, inaczej prawdopodobnie by się niezbyt dogadywali. W końcu… Kto chciałby rozmawiać z osobą, która gubi się w rzucanych tematach? Pati również źle by się czuła, jakby nagle trafiła do innego ciała. Lubiła być człowiekiem z przebudzonymi magicznymi zdolnościami, które cały czas rozwija. I nie zapomina też o tych fizycznych! Do wyprowadzania ciosów potrzeba jako takiej siły, szczególnie jak jej magia łączy ze sobą dwa światy umiejętności.
- A wiesz co? Ludzie na pewno mają drugie życie. Ja je mam! – stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie takie coś rzucić jako ciekawostkę. W końcu… Co jej szkodzi? Nie spalą jej przecież na stosie za opowiadanie takich rzeczy… Prawda?
- Woow, w smoka? Chciałabym kiedyś zobaczyć takiego prawdziwego… One naprawdę mają te… łuski na ciele? – zapytała ciekawa, czy Benki zdołał zdobyć jakąkolwiek wiedzę na temat tych wielkich gadów. Widziała raz jednego, ale obraz był przelotny i była to raczej iluzja, a nie prawdziwe stworzenie. Na odpowiedź, że jego młot najwyraźniej nie jest przystosowany do dzieci zachichotała z uśmiechem. Dla niej to była bardzo dobra zabawa próbując podnieść młot prawie czterokrotnie od niej większy. I naprawdę dziwnym był fakt, że rzeczywiście był lekki, a przeważenie trochę cięższego miejsca, którym się uderza było wystarczające, żeby ją wytrącić z równowagi.
- Podobna do mnie? Chciałabym ją kiedyś poznać! Gdzie ona mieszka? Jak wygląda? Jak myślisz, polubiłaby mnie? – zaczęły się pytania odnośnie bliskiej przyjaciółki różowowłosego, którą Patience była dość zaciekawiona. Lily… Ciekawa była, czy lubiła dzieci. W końcu, jakby nie patrzeć, czterolatka znała swój wiek i ograniczenia z nim związane i tego, że czasami obce osoby nie są zbyt pozytywnie nastawione do przedszkolaków.
- Mhmmm. A w jakim wieku muszę być, żeby był dobry? – zadała pytanie po zdaniu Lynxa, że niezbyt dobrym pomysłem by było picie jej krwi ze względu na jej dziecięcą delikatność. Nie zdawała sobie sprawy, że prawdopodobnie wgryzienie się wampira niosło za sobą ból. W mniejszym lub większym stopniu.
Podczas szukania nagle natrafiła na podejrzane wgłębienie w śniegu. Serce aż podskoczyło jej z radości. To na pewno tam upadł jego dzyndzel! Podeszła tam, po czym zaczęła rozkopywać śnieg, aż w końcu… Ma go.
- Znalazłam! – powiedziała pełna dumy, biorąc do łapki złamane serduszko, po czym podniosła je i otrzepała z wierzchniej warstwy śniegu. Nakryła je drugą dłonią, aby przypadkiem znowu gdzieś nie upadło i podbiegła do różowowłosego, wręczając mu jego zgubę.
- Proszę!
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Wilcza dolina Empty
PisanieTemat: Re: Wilcza dolina   Wilcza dolina Empty

Powrót do góry Go down
 
Wilcza dolina
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Wilcza dolina

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Beyond Undertale PBF :: Podziemie :: Las Snowdin-
Skocz do: