HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 0 Liczba postów : 225 Join date : 06/12/2015
Temat: Dumna Panna z Płomieni - KP Jellyki Pon Maj 15, 2017 7:08 pm
A great Flame
Follows a little Spark
Personalia
Godność: Jellyka Cuttycupcakes Rasa: Jakże cudny szkielecy potwór! A w zasadzie to nie wie, że jest pół harpią feniksem, bo w zasadzie nie ogarnęła tego w mocach. Wiek: Jest młodziutka, wyjątkowo młodziutka. Ledwo 16 latek. Dusza: Calutka!
Jellyka jest całkiem wysoka. Chociaż, to pewnie dość przeciętny wzrost patrząc na całą resztę potworów kroczących po podziemiu. Mierzy ledwo 170cm wzrostu, ale wydaje się trochę wyższa przez to, że uwielbia buty na korku, więc na oko ma jakieś 178cm. Zaczynając od samej góry, od razu widać, że wyróżnia się od innych przedstawicieli swojego szkielecego gatunku, dlaczego? Ma włosy! W odcieniu wyblakłej czerwieni, zebrane w kucyk, falowane włosy sięgające jej do łopatek. Uwielbia się nimi chwalić! Są takie mięciutkie w dotyku. Gdy zejdziemy trochę niżej, zobaczymy parę jakże uroczych oczodołów spoglądających na świat jasnymi białymi kropeczkami, a wszystko to przystrojone przez lekki makijaż jakimi są dobrze znane każdemu czarne kreski i całkowicie naturalne rzęsy. Nikomu też pewnie nie uciekło to, że jej usta, czy może raczej szczęka i żuchwa... Są związane czarną nicią. To w zasadzie bardziej zabieg upiększający niż jakakolwiek konieczność. Całe piękno jej twarzyczki niszczy jednak niezbyt piękna blizna po prawej stronie czaszki, nawet i można powiedzieć na czubku. Całkiem duży ubytek tkanki kostnej, ale zdaje się tym nie przejmować. Jeśli zejdziemy niżej zobaczymy smukłe ciałko z kości, które wydaje się tak niezwykle delikatne, że to aż dziwne. Jest lekka jakby nie tylko składała się z samych kości, ale te kości były jeszcze puste. Wydaje się taka malutka przy tym wzroście...! Ale, niech to was nie zmyli! To zwinna bestia z tego powodu! Preferuje luźne ubrania, w których można poczuć się swobodnie. Chociaż to nie znaczy, że nie kocha starych dobrych jeansów i butów do kolan! A wiecie co jest ciekawe? Ta mała szkielecinka jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że za niedługo obrośnie w piórka!
Charakter
Należy do tych typowych beztroskich osób, które nie przejmują się jutrem, a dzień dzisiejszy to już w ogóle trzeba jakoś super wykorzystać. Taka prawda! Nie ma się czym martwić, wszystko jest piękne jeśli dobrze się na to spojrzy, każda rzecz może cieszyć. Musi cieszyć. Jedyne co może to cieszyć się chwilami, bo w końcu przeszłość nigdy nie wróci i nie ma co jej rozpamiętywać, szczególnie jeśli bolała. Tylko dobre chwile są warte pamięci. Dlatego potrafi zachowywać się tak wesoło. Bo nigdy nie pamięta, czy może raczej nie chce pamiętać złych chwil, chociaż siedzą w specjalnej szufladce w jej głowie, do której stara się w ogóle nie zaglądać. Pewnie nie ma tam zbyt wielu rzeczy, ale to na pewno takie, o których nie chce pamiętać za żadne skarby. Bardzo przywiązuje się do poznanych ludzi. Wystarczy, że przez chwilę będą dla niej wyjątkowo mili i już nie chce się odczepić, przez co bywa denerwująca bo zachowuje się jak dobra znajoma, a tak szczerze widzisz ją pierwszy raz i to przez kilka sekund czy jedno "Dzień dobry". Jedno trzeba jej przyznać. Jeśli na kimś jej zależy potrafi być uparta! Lepiej to sobie zapamiętać. Nie chodzi tu oczywiście o miłość, o nie. O miłości to ona nawet nie marzyła nigdy w życiu. Zawsze kończyła na przyjaźni, strzała kupidyna jakoś zawsze przelatywała przez jej kości, ale szkieletce to nie przeszkadza. Nawet jeśli wydaje się tak spokojna... Lepiej uważać. Jeśli się zdenerwuje potrafi serio wyjść z równowagi, a wtedy... Módl się, żeby Cuprum nie posłuchał komendy z ogniem czy coś.
Historia
Wszystko zaczęło się od małej iskierki, z której później powstał wielki płomień gorącego uczucia. Uczucia tak wielkiego, że nawet niepozorny szkielet był w stanie pokonać wielkie przeszkody by móc poprosić o rękę pannę z jakże wysoko postawionego rodu.
Po wielkiej wojnie wydawało się, że wszystkie potwory zostały zagnane do Podziemi. Tak jednak się nie stało. Wiele magicznych stworzeń uciekło, ukrywało się w miejscach, do których ludzie się nie zapuszczali. Pustynie. Wiecznie zamarznięte ziemie. Szczyty gór. Dna oceanów. Nikt nie wiedział, że w takich miejscach kryją się Potwory, których tak dawno temu starano się pozbyć. Nie mówiąc już o tym, że wiele ukrywało się pośród ludzi bo wyglądali tak podobnie. Myślicie, że skąd wzięli się ci wszyscy magicy i wróżki o tak doskonałej reputacji? Historie o potworach z głębin, Wielkiej Stopie czy Yeti? Tak, to wszystko sprawka potworów, które nie zostały zepchnięte do swojego podziemnego domu. Dumne z tego, że przetrwały, starały się jakoś sobie radzić chociaż było to trudne. Siedzenie w ciągłym ukryciu zawsze było trudne.
Na drodze do szczytów jednej z najwyższych gór, znajdowała się wybudowana świątynia. Istniała tam jeszcze za czasów pokoju. Utrzymana w stylu tych japońskich. Dawniej może i była bogato zdobiona, ale teraz kompletnie rozkradziona. W nienaruszonym stanie pozostał tylko mały ołtarz, w głębi którego widniało złociste pióro w jakże pięknych barwach. Soczysty pomarańcz mieszał się z soczystą zielenią kusząc swym wyglądem. Niczego nieświadomy szkielet przemierzał tutejsze szlaki by znaleźć sobie nowe miejsce zamieszkania. Evan. Takie było jego imię. Nie posiadał nazwiska. W aktualnym świecie nazwiska nic nie znaczyły. Był skromnym stworem, który nigdy nie mógł się pochwalić dobrobytem. Nie od czasów wojny. Był pisarzem, ale nie dane było mu trzymać pióra do pisania w rękach od wielu lat. Widział dobrze jak Ludzie zabijali część jego rodziny. Jak druga część została wpychana w krater góry, niemal na śmierć. Nic mu nie zostało. Nawet ten mały promyczek nadziei, który pozwolił mu wytrwać tak długi czas nie wystarczył. Powoli tracił nadzieję na jakiekolwiek dobre czasy. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio widział jakiegoś potworzego pobratymca. Może już dawno wszyscy nie żyli? Może był tym jedynym? Pogoda zaczęła się psuć. Śnieg sypał tak gęsto, że przysłaniał drogę. Być może to los tak chciał, że dotarłdo tej biednej, opuszczonej świątyni. Wszedł do środka. Nie spodziewał się, że będzie tu tak ciepło. Na zewnątrz szalała śnieżyca, a tutaj... Jakby ktoś rozpalił ognisko, ale nigdzie go nie było widać. Chwila radości nie trwała długo. Kiedy tylko zbliżył się do ołtarza, trzepot skrzydeł oznajmił, że nie jest sam. Dźwięk metalu, błysk ostrza. Coś zimnego znalazło się przy kościach jego karku. Zimnego w dotyku... Ale z tak ciepłą aurą. - Co stworzenie plugawej rasy robi w świętym miejscu. - chłodny, kobiecy głos. Widział dłoń trzymającą szpadę. Smukłą, kobiecą dłoń porośniętą piórami mniej więcej do łokcia. Później, do ramion widniała zwykłe ludzka skóra. Dźwięk klekoczących kości niósł się po całym wnętrzu. - J-j-ja tylko szu-szukałem miejsca, żeby się u-ukryć, s-serio! N-nic nie chcę z-zabrać, czy c-coś! - był wystraszony jak nigdy, ale z drugiej strony gotowy na śmierć. W końcu, czy to nie byłoby darem od losu? Rozsypałby się w proch i nie musiał już męczyć. Pewien, że miecz zakończy jego żywot przymknął oczodoły, ale tak się nie stało. Wycofała dłoń puszczając go. - Twoja dusza bije spokojnie.. Mówisz prawdę. - schowała broń i zrobiła krok w tył. Widać, wolała nie stać blisko osobnika takiego jak on. Evan obejrzał się, a wtedy ją zobaczył. Kobietę o długich, rudych włosach, prostych, przechodzących w złociste pasma na samych końcach. Twarzyczkę o ostrych rysach, szpiczastym nosku, dużych zielonych oczach, ustach, w których każdy pragnąłby się zatopić. Policzki porośnięte piórami w płomiennej barwie z zielonymi zdobieniami. Długie uszy, w identycznych kolorach. Zdobiona złotem czerwona szata sięgająca ziemi. Długie nogi, od kolan wyglądające jak typowe ptasie szpony i wyrastające z łopatek skrzydła, które wyglądały jak tęcza. Czy jednak go zabiła i trafił już do raju? Wyglądała jak okaz zdrowia w tym zepsutym społeczeństwie. Bijący od niej żar wręcz palił, ale dla niego był tak przyjemny. - Coś się stało? - spytała patrząc na niego. Chociaż jej oczy były tak piękne i łagodne, w tym momencie patrzyły na niego jak na zwykłego intruza. - Zapomniałeś jak używać mowy przez bliskość śmierci? Zakochał się. Zakochał w niej od pierwszego wejrzenia. Ale to była zakazana miłość. Jako kapłanka, musiała być w pełni oddana temu miejscu. Strzegła go jak oczka w głowie. Nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób. Musiała pilnować tego cennego pióra. Wartego wszystkie pieniądze tego świata. Pióro najprawdziwszego feniksa. Nie jakiejś mniejszej służki jej pokroju. Samego płomiennego ptaka, który miał powstać z popiołów i stać się mesjaszem potworów. Każdy dawno porzucił nadzieję, to w końcu jedynie legenda. Ale ona trwała, nieświadoma tego, że sama była tym feniksem. Że to ona i jej nieśmiertelność mogła pomóc gdyby tylko się postarała. Evan robił wszystko żeby jej zaimponować. Odganiał dzikie zwierzęta. Zwodził ludzi z tras zagradzając istniejące drogi jakimiś kamieniami czy innymi śmieciami. Wywoływał lawiny, które tarasowały długie odcinki dróg. - Dlaczego to robisz? - spytała pewnego dnia, kiedy siedzieli w świątyni. - Czemu poświęcasz temu miejscu tyle uwagi? To nie twój dom, ani obowiązek. Nie lepiej byłoby ruszyć w drogę?- brzmiała na zdziwioną, ale jej mina pozostawała niewzruszona. Musiała przynajmniej udawać spokojną. Evan westchnął jedynie, sam wiedział, że to głupie. Łudził się na coś, co nigdy nie mogło mieć miejsca. To było marzenie nie do spełnienia, nie dla kogoś takiego jak on. - Estrya... Mam pytanie. - odezwał się w końcu. - Co miałaś na myśli mówiąc "nieczysta istota" tego dnia, gdy się poznaliśmy? - wyglądał na całkowicie poważnego. Kobieta zamyśliła się przez chwilę, jakby szukała jakiś dobrych słów. - Jesteś szkieletem. Duchy, wampiry, zombie, ghule... Jesteście ucieleśnieniami śmierci. W szczególności szkielety. Nawet ludzkie legendy przedstawiają was jako pana odbierającego życie. Naginacie prawa życia. - odpowiedziała z tym spokojem w głosie, przymykając powieki. - Jesteście nieczyści. Brudni przez własne pochodzenie. W porównaniu do Elfów czy Bestii, macie brudną krew. Czy może raczej, nawet tego nie macie. - to nie były najmilsze słowa. Spuścił głowę i zacisnął mocno dłonie. - Zapewne twoje kolejne pytanie będzie dotyczyło tego, czy dalej mam cie za nieczystego. Tak. Dalej mam. Mimo wszystko. Czegokolwiek nie zrobisz, nie zmienię swojego zdania. Dlatego niepotrzebnie tu jesteś. Powinieneś zająć się swoim życiem, a jeśli uważasz, że go nie masz, to znajdź powód by żyć. Te słowa bolały, ale wiedział, że nie może się poddać. Te starania w końcu okazały się pomocne tego chwalebnego dnia, kiedy jakiś ludzki wędrowiec zdołał dostać się do Świątyni Blasku. Estrya dała mu najpierw ostrzeżenie, ale on nie miał zamiaru odpuścić. Zaatakował kobietę, raniąc jej lewe ramię. Zaczęli ze sobą walczyć. Kiedy Evan wrócił z polowania, zobaczył to. Zobaczył człowieka stojącego nad jego ukochaną, z uniesioną bronią, gotową zadać ostatni cios w feniksa, którego krew splamiła drewnianą podłogę i piękne, płomienne pióra. Nie myślał długo. Zasłonił ją swoim ciałem, przyjmując cios, który złamał mu dwa żebra, a potem kolejny i kolejny. Nie miał w sobie wystarczających sił by zaatakować, ale przeciwnik w końcu sam się poddał, kiedy pierzaste ostrza wbiły się w jego grdykę. Padł jak długi na ziemię, a on skulił się jedynie starając przetrwać ból. Wtedy to się stało. Mimo tylu ran Estrya go przytuliła. Zaczęła leczyć. Głaskała po głowie jak małe dziecko. Jej własne rany goiły się jak gdyby nigdy nic. - Dziękuję za pomoc. - odparła z szerokim uśmiechem. Zrobiła to pierwszy raz od kiedy tu był. Uśmiechnęła. Szczerze uśmiechnęła. Od tego momentu życie jakoś leciało. Trzymali się razem. Ona jakoś się do niego przekonała. Powoli zaczynali się do siebie zbliżać chociaż zajęło to doprawdy dużo czasu, a jeszcze więcej nim Estrya zdecydowała się przystać na dziecko. Jej obawy co do tego były słuszne. Może i była wystarczająco silna by wytrzymać z płonącym wewnątrz niej ogniem feniksa, ale nie dziecko, które miała urodzić. Kiedy w końcu przyszedł ten dzień, wszystko poszło szybko, chociaż dla niej to była prawdziwa męka. "Proszę, opiekuj się naszą... Córeczką...". To były jej ostatnie słowa, zanim oddając dziecko w jego dłonie rozpadła się w proch, z którego jednak już nie powstała. Osłabiona po porodzie, nie była w stanie wytrzymać ciężaru mocy jaki nosiła na swych barkach. Dziecko... Dziewczynka. Szkieletka, którą nazwał Jellyka... Była kompletnie normalnym dzieckiem. Nie przejawiała żadnych umiejętności, które mogłyby zdradzić, że jest córką feniksa. Sama z resztą, jak trochę podrosła, wiedziała tylko tyle, że jej matka potrafiła władać ogniem. Dziewczynka zamiast tego potrafiła tworzyć używając swojej magii małego szkielecika, który rósł razem z nią. Nazwała go Cuprum. Był dla niej jak brat. Żyli dalej w świątyni, pilnując pióro, które tak umiłowała Estrya, aż do dnia kiedy gablotka okazałą się być otwarta, a święty artefakt zajął swoje miejsce obok kałamarza i pustych kartek, które Evan trzymał schowane na moment, kiedy w końcu będzie mógł pisać. I to właśnie był ten moment. Moment, w którym znów wrócił do swojego ukochanego zajęcia podczas gdy mała Jelly starała się zrozumieć swoją jakże niecodzienną moc.
Sielanka nie trwała długo. Ludzie w końcu ich znaleźli. Ojciec Jelly nie był silny. Nie potrafił jej obronić, dlatego zabrał dziewczynę i uciekł w kierunku Góry Ebott. Wolał już zostać uwięziony niż stracić życie i pozwolić umrzeć córce. Byli już blisko. Widział ten wielki krater prowadzący do Podziemi. Miał już tam wskoczyć, kiedy strzała wbiła się idealnie w jego duszę. Jellyka pisnęła z przerażenia. - T-tato! T-t-tato ch-chodź...! D-dasz radę, zobacz...! J-jeszcze tylko, t-trochę..! - mówiła przerażona ciągnąc go za dłoń. Ujadanie psów stało się głośniejsze. Ludzie byli blisko. - T-tato...! - przerażenie tego małego dziecka było raczej zrozumiałe. Wtedy Evan podniósł się. Resztką siły wepchnął córkę do krateru. Uśmiechał się radośnie, a ona jedynie mogła patrzeć jak jej ukochany ojciec zmienia się w proch. Razem z upadkiem straciła przytomność, wtedy też nabawiła się blizny na głowie. Musiała zacząć życie w Podziemiu, ale to nie było proste. Pewnie nie dałaby sobie rady, gdyby nie pomoc Królowej, która otaczała opieką każdego kto wpadł do Podziemi. Czy też po prostu potrzebował pomocy. Jelly nigdy nie mówiła skąd jest. Nie przyznawała się, że po wojnie udało się jej ojcu przetrwać tyle czasu na Powierzchni. Bała się przyznać, chociaż do tej pory nie wie czemu. Gdyby nie Cuprum, pewnie czułaby się wyjątkowo samotnie. Całe szczęście, miała przyjaciela.
Umiejetnosci
Czy zarastanie piórami się liczy?
Moce
Arise from the Ashes - Jellyka potrafi przyzwać Cupruma w dowolnym momencie kiedy ten "zginie". Wymaga to krótkiej chwili skupienia w jednym poście, co w sumie powoduje, że jest łatwym celem ataku, dlatego nienawidzi momentów w walkach kiedy musi to robić. Jest w tym wyjątkowo wyćwiczona, więc nie ma żadnego limitu, ale takie powtarzanie, w kółko i kółko w końcu męczy. Dodatkowo kiedy jest wyjątkowo osłabiona (poniżej 20% HP) nie jest w stanie go przyzwać, ze względu na zmęczenie.
Imię: Cuprum Wygląd: Jak widać wyżej, to mały kościsty feniks! Tak. Feniks. Chociaż Jelly często nazywa go po prostu żywiołakiem. Jeśli chodzi o sam szkielet, składa się z kręgosłupa, czaszki, kości klatki piersiowej i pary jakże drobnych łapek zakończonych pazurkami. W końcu, po co komu ptasie nogi, skoro mogą to być ręce? Nie ma miednicy ni nic, jakby był jakim wężem. Ale tak mniej więcej na wysokości tej biednej miednicy, wyrasta pierwsza para skrzydeł. Wyjątkowo duża, bo są chyba z dwa i pół raza większe od tego lekkiego szkielecika. Druga para znajduje się jakoś w połowie ogona. Jest o wiele mniejsza, bardziej jako ozdoba czy może nawet i jakaś pomoc przy zachowaniu równowagi? Kto wie. Na czubku ogona płonie całkiem duży płomyk. Teraz wracając na górę... Zobaczymy tutaj jakże cudną ptasią makówkę, przyozdobioną piórkami wyrastającymi jakby z policzków, i co ciekawe, ma uszy! Urocze, długie uszka po których kocha być głaskany. Ale, to też lepiej uważać, bo ta sama urocza głowa płonie pięknym ogniem w barwie pomarańczowego złota. W dużych oczodołach palą się białe kropeczki, jakże urocze kropeczki! Wszędzie na swoim ciele, i na piórach i na kościach ma znaczenia w odcieniu pistacji wpadającej w piękną zieleń. Co najważniejsze. Cuprum w zasadzie nie ma płci. Obojętnie czy nazwiecie go dziewczyną czy facetem, ale ze względu na imię częściej określają go jako facet. Charakter: To niezwykle energiczne stworzonko. Wszędzie go pełno, a jednocześnie może siedzieć cały czas przy Jelly jak gdyby nigdy nic. W końcu to co do niej czuje to wręcz rodzicielka miłość! Nie jakaś tam jak brat czy coś. Często zachowuje się tak jakby starał się zastąpić jej ojca czy matkę, a może i obu? Troszczy się o dziewczynę jak nigdy. Gdyby tylko mógł mówić pewnie codziennie powtarzałby jak jej na niej zależy i jak bardzo się martwi za każdym razem gdy ta coś odwali. W zasadzie z narzekaniami to nie potrzeba słów... Często kończy się na tym, że dziobie ją po głowie i tym stara przywrócić do porządku. To troskliwe małe stworzenie zrobi wszystko, żeby dobrze jej się wiodło i nikt jej nie krzywdził. Szczególnie emocjonalnie, dlatego do każdego samca jakiejkolwiek rasy podchodzi wyjątkowo sceptycznie, wręcz odpędza ich od niej. To radosne stworzonko potrafi być wyjątkowo miłe i urocze, ale kiedy się wścieknie... Płomienie pokryją praktycznie całe jego ciało. Umiejętności i czary: Flame of the Phoenix - Cuprum jest mistrzem w posługiwaniu się swoimi płomieniami. Może tworzyć z nich kule, którymi ciska w przeciwnika, jak i jest w stanie pokryć ogniem całe swoje ciało. W końcu w pewnym sensie jest stworzony z ognia! Jego ogniste moce są o 50% słabsze zaraz po "odrodzeniu", ale nie wygląda na to, żeby mu to przeszkadzało (jeden post po odrodzeniu). Jako, że ma pełną kontrolę nad swoim ogniem, może decydować czy płonienie, które pokrywają jego jak i czy te, którymi strzela, mają wyrządzać komuś krzywdę. Jeśli nie, są przyjemnie ciepłe i ogrzewają. Jeśli tak - jak nic się poparzysz
Relacje
Evan - ojciec Jelly. Kochała go ponad wszystko. Uczył ją, mówił co powinna robić w danych sytuacjach, opiekował, robił wszystko, żeby czuła się jak najlepiej nawet jeśli to co się wydarzyło nakazywało być smutnym. Starał się jak nigdy żeby uśmiech zawsze widniał na twarzyczce dziewczyny. Oddałaby wszystko, żeby tylko znów mógł żyć.
Estrya - matka Jelly. Nie wie za dużo na jej temat, jedynie to, że potrafiła władać ogniem. I była bardzo ładna! Mogła tylko przypuszczać jak wyglądała.
Toriel - lubiła nazywać ją ciocią. Tori zajęła się Jellyką, kiedy ta wpadła do Podziemi i nawet nie wiedziała co ze sobą zrobić. W pewnym sensie pomogła jej podnieść się na równe nogi. Lubi do niej wracać na ciasto i herbatkę!
Ciekawostki
JELLYKA - Nie lubi gdy ktoś śmieje się z jej "nazwiska". Szczerze, żadnego nie miała, ale stwierdziła, że nazwiska są zabawne więc sama sobie je wybrała. - Nie ma pojęcia o tym, że w rzeczywistości jest w połowie Feniksem, i powinna wyglądać jak Harpia, tylko jest za słaba, żeby jej moc się uaktywniła. - Od 5PD zacznie "obrastać" w piórka. To znaczy, że zacznie powoli zyskiwać siłę by jej prawdziwe umiejętności ognia się uaktywniły. Przy 10PD będzie w końcu wyglądać tak jak powinna, ale dalej będzie wymagała ostrego treningu, żeby matka była dumna! Chociaż i tak nie wie o tym, że jej matka była feniksem, ha ha! - Nie przeszkadza jej chodzenia po Podziemiu bez ubrań, ale z drugiej strony trochę lipa, kiedy patrzą na ciebie jak na dziwaka. Przecież to tylko kości. Ona nawet cycków zrobionych magią nie używa bo, po pierwsze to kompletnie niepotrzebne, po drugie... Nie... Umie...? - Ma ognioodporne ubrania. Wszystkie. Cuprum za bardzo szaleje. - Uwielbia musztardę. - I chrzan. - Z suchą bułką. - Lubi ciepłe miejsca. - Nie przepada za zimnymi miejscami. - Nienawidzi ludzi. To przez nich jej ojciec nie żyje. - Szczerze nie wie, że jej matka była Feniksem. Jedyne co wie, to to, że władała ogniem i zmarła przy porodzie. Czuje się trochę winna z tego powodu, bo ojciec zawsze wyglądał na smutnego. - O! Wie jeszcze, że nazywała się Estrya! - Nie przepada za włochatymi istotami... Ale lubi puchate ogony. - Jest bi. Lista zgłoszeń otwarta we wszystkie strony, ale to nie znaczy, że tak serio szuka drugiej połówki. - Chociaż dla niektórych może się to wydać dziwne, ma łaskotki. Z tego powodu, gdy Cuprum władowuje się jej między żebra chichocze i śmieje się jak szalona. - Chciałaby poznać każdą istotę mieszkającą w Podziemiu. - Uwielbia słodycze. Najlepiej smakuje jej czekolada z chrzanem wasabi. Nieco dziwne.. - Jeśli miałaby zostać człowiekiem, wolałaby zginąć. Nienawidzi ich całą duszą! - Nie lubi kiedy wszyscy wypytują ją o dziurę w czaszce. - Nie przepada za kontaktem cielesnym (w jakikolwiek sposób) z obcymi jej personami lub nowo poznanymi. - Co nie znaczy, że często sama to robi. Szczególnie kiedy jest przybita potrafi przytulić się do ledwo poznanej osoby bez tłumaczenia. - Wie, że jej ojciec lubił książki. Nie ma jednak pojęcia, że też je pisał. Zapewne ucieszy się jak nigdy gdyby autobiografia, którą pisał znalazła się w Podziemiu. - Tak samo nie zna przeszłości swojego ojca.
CUPRUM - Cuprum, chociaż wydaje się zwykłym chowańcem, tak w rzeczywistości jest pozostałością po matce Jelly. To dość zagmatwane szczerze mówiąc... Po prostu Jelly była za słaba, żeby przejąć całą moc matki, więc jej część jest schowana w małym żywiołaku. - Jest piromanem. - Nie znosi wody. - Nie znosi Snowdin. Tam jest za zimno. - Uwielbia chować się między żebrami Jellyki. Jest na tyle mały, że z łatwością się tam mieści. Skubany! - Żywi się energią swojego właściciela. - Kiedy Jellyka jest wyraźnie osłabiona, chociaż tego nie chce, znika, by nieco ją odciążyć. - Chociaż nie musi jeść normalnego jedzenia często zdarza mu się zjeść przypalone dania. - Kilkukrotnie podpalił ubrania Jellyki. - Kiedyś próbował wpakować się w dziurę w głowie szkieletki. Całe szczęście się nie udało. - Nie mówi. Wydaje jedynie odgłosy przypominające skrzeczenie lub warkot. Czasami nawet mruczy! - Lubi kiedy ktoś drapie go za uszkiem. - Zawsze ma pierdyliard uprzedzeń do kogoś, kogo widzi pierwszy raz i wygląda mu na wroga. Na przyjaciela w sumie też.. - Czemu to on musi zawsze wyciągać Jellykę z opresji? - Było wspomniane o chowaniu się między żebra... Tak, to jest możliwe. Chociaż ma tak wielkie skrzydła, kiedy je złoży o dziwo robi się zadziwiająco malutki! - Szczerze, ma część wspomnień jej matki, ale objawiają się bardziej jako sny niż typowe "widziałem, przeżyłem".