Beyond Undertale PBF
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Ośnieżone łąki

Go down 
5 posters
AutorWiadomość
Duch Tobiego
Widmo Stworzyciela Podziemia
Duch Tobiego


HP : 0
Poziom duszy : 0
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 117
Join date : 09/04/2017

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyNie Kwi 09, 2017 10:04 pm

Ośnieżone łąki THps4dB

Jest jedno, specjalne miejsce w lesie, gdzie na dość sporym obszarze nie ma drzew, a ilość śniegu jest o wiele mniejsza, niż gdziekolwiek w Snowdin. Może jest tutaj dosyć zimno, jednak daje się poczuć nieco cieplejszy, miły wietrzyk. Przez śnieg przebija się dosyć wysoka trawa oraz pięknie pachnące, białe kwiatki, rosnące w ogromnej ilości na całym terenie. Można tutaj odpocząć i spędzić mile czas. Gdzieś z brzegu łąki oraz w centrum leżą pojedyncze, przewalone pnie, na których można usiąść oraz odpocząć, ale dopiero wtedy, gdy zrzuci się z siedziska śnieg.

Pomysłodawcą lokacji jest Undyne
Powrót do góry Go down
Kartika
Bywalec
Kartika


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 21
LOVE : 1
Liczba postów : 82
Join date : 10/12/2016

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyPon Maj 15, 2017 4:16 pm

Była jedna rzecz, której nie tolerowała. Śnieg. Eh, zawsze był taki sam. Biały i durny, wkurzający i trudny do zrozumienia. Kartika nie lubiła śniegu. Zanim zwiała sobie do stolicy, przeżyła tutaj, wśród śniegu 16 lat. A teraz wracała ku rodzinnym stronom. Nie, wcale nie z sentymentu, czy z powodu skruchy. Po prostu została sama. Ehh... Jej grupa się rozbiła po tych kilku miesiącach, a ona musiała wracać. Nie lubiła tego, jednak czasem trzeba było.
Kartika miała szczerą nadzieję, że nie spotka swojego brata Cambrii. Nie chciała zacząć powrotu od kolejnej kłótni z braciszkiem. Albo Ojczyma... słyszała ostatnio, że podobno Wingdings powrócił. Eh Kartika szczerze go nienawidziła.
tymczasem usiadła sobie na jednym z pni, miała już dość lekko tej drogi.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyPon Maj 15, 2017 5:53 pm

Śnieg skrzypiał pod nogami rudowłosej szkieletki. Jak zwykle wybrała się na jeden ze swoich spacerów. Odziana w swój ulubiony płaszcz z kapturem postanowiła pójść na łąki. Tam zazwyczaj miała największy spokój. Czasem nawet można było znaleźć kogoś do rozmowy. Jednak akurat JEJ tam się nie spodziewała.
Na początku po prostu zauważyła jakąś czarnowłosą postać. Myślała, że to po prostu jakiś potwór również wpadł na pomysł przyjścia tutaj. Już ubrała ten sztuczny uśmiech chcąc się witać, jednak kiedy podeszła bliżej... Osłupiała. Poznawała ten ubiór aż za dobrze. Nawet zauważyła kości. Czyżby... To była jej własna córka? Ta sama, która uciekła kilka miesięcy temu? Aż łzy same napłynęły do jej oczu. Można by przysiąc, że w nie potrafiła już płakać, ani okazywać żadnych innych emocji. Ale chyba jednak wszystko wskazywało na to, że jednak jeszcze coś czuła. Podeszła do niej ostrożnie, jak do płochliwego zwierzęcia. Wiedziała, że każdy fałszywy ruch może skończyć się tym, że znów ją straci. Być może nawet teraz na zawsze...
- K-Kartika...? T-to ty...? - pytała ostrożnie podchodząc do niej. Łzy ciągle spływały po jej policzkach. Mimo wszystko... Była szczęśliwa. W końcu ją odnalazła.
Powrót do góry Go down
Kartika
Bywalec
Kartika


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 21
LOVE : 1
Liczba postów : 82
Join date : 10/12/2016

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyPon Maj 15, 2017 7:51 pm

spojrzenie do przodu starczyło, by kartika zrozumiała co się stało. Szczerze nie wzięła pod uwagę tej osóbki, ani tego, że spotka własną matkę podczas tej podróży. Tak naprawdę chciała odegrać kolejną grę podczas wejścia do domu, miałaby pretensje, albo by udała swoją skruchę, ale... to nie miało teraz sensu. Ona już ją zobaczyła. Niestety, każde emocje zdradzała mimika twarzy, a ta u kartiki wcale nie była wyrażające skruchę. Postanowiła taką pozostać.
- Tak, a niby kto ? Jestem jedyną damską szkieletką w tej rodzinie matko. CHYBA ŻE MASZ KOLEJNYCH KOCHANKÓW, co - powiedziała z pretensją dziewczyna - Tak wróciłam, bo już wszystko się skończyło. Nie mam co robić, to wracam do was, nawet, że nie uwazam tego za odpowiednie, mamo - tu skończyła swą wypowiedź kartika. Musiała pozostać w swym stylu, jednak powiedzmy szczerze, gdzieś na dnie swej duszy cieszyła się troszkę, że spotkała matkę tutaj, całą i zdrową. Ponieważ, jeśli plotki o powrocie jej pierdolonego Ojczyma jest prawdą, to matka mogła już nie żyć. Mimo, że była taka chamska, to wciąż Hazel była jednak jej matką, a uczucia do matki nie możesz się nigdy w pełni pozbyć. Możesz je odrzucić, ale nie usuniesz go.
- Mój ojczym, Wingdings. Czy to prawda ? - tu troche zelżała z tonu, nadal był on jednak dość obojętny.
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyCzw Cze 01, 2017 6:36 pm

Te słowa ją bolały. No bądźmy szczerzy, do tej pory miała tylko jednego kochanka! Z którym i tak już w sumie praktycznie nie miała kontaktu. No i sama nienawidziła siebie za tę zdradę. Jednak cóż zrobić? Była samotna, a on jej pomógł... Jednak przynajmniej ten związek przyniósł jej coś dobrego. Dzieci. Za nie Marlettowi była wdzięczna, nawet jeśli miała z nimi "małe" problemy.
- Karti, proszę... - mruknęła cicho - Wiesz dobrze, że to był jednorazowy wyskok... - westchnęła cicho. Sama już nie wiedziała, jak ma z nią rozmawiać. Cokolwiek by nie powiedziała, będzie źle.
- Nawet nie wiesz, jak się z tego powodu się cieszę... - udawany uśmiech. Jednak wyglądał tak naturalnie, jak prawdziwy. Podeszła do niej i przytuliła ją głaszcząc po głowie - Bałam się, że skończysz jak Sans i Papyrus... - opowiadała dzieciakom o ich braciach. Była to w sumie przestroga kierowana w ich stronę. Jak widać jej jedyna córka nie wzięła sobie tego do ser... znaczy duszy.
- ...Ty też o tym słyszałaś? - spytała nieco zaciekawiona - Widzę, że wieści szybko się rozchodzą... - westchnęła - Tak, to prawda... Dings wrócił. Ale nie martw się. Jeśli spróbuje coś wam zrobić, wezmę to na siebie. Nie dam mu was skrzywdzić... - mruknęła.
Powrót do góry Go down
Kartika
Bywalec
Kartika


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 21
LOVE : 1
Liczba postów : 82
Join date : 10/12/2016

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyWto Cze 06, 2017 9:39 pm

kartika patrzyła na matkę niezbyt miłym wzrokiem. No cóż... taki miała styl i nic tego nie zmieni. Czy szczerze ważne dla niej było, że matka miała swojego kochanka ? Mogła mieć nawet kilku, szczerze chodziło tylko o negowanie wszystkiego, związanego z rodziną. A nie o to czy o tamto.
A potem stało się coś, co przeładowało tę szalę. Wspomnienie jej "braci", którzy wyszli z relacji matki z wingdingsem. Kartika się naprawdę zdenerwowała. Szczerze nie lubiła ani jednego z nich, nie byli dla niej ciekawymi osobistościami. Oboje ją naprawdę denerwowali.
- Prosze. Nawet nie porównuj mnie do... nich - powiedziała z odrzuceniem kartika.
A potem znowu kartice wspomniał się jej ojczym... no jak matka o tym powiedziała. Ale to co usłyszała kartika to było już za dużo. Nie, nie mogła na to pozwolić. Matka narażały by się dla nich. Mimo wszystko kochała ją, nawet mimo tego całego buntu. nie chciała na to pozwolić. Ale też swój image musiała zostawić. I zaczął ją dręczyć wybór. Czy ukazać swe przwdziwe uczucia, czy poczekać, aż wingdings skrzywdzi mamę. No i jej się wysmknęło.
- NIE... - tu odwróciła się. Już zepsuła. Ale musiała dalej coś wymyślić - nie możesz tego zrobić... nie
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptySro Cze 14, 2017 9:27 am

Odwróciła wzrok na jej reakcję. Nie był dla niej przyjemny fakt, że jej własna córka nie szanowała swoich braci. Jedyne czego chciała, to rodzina, w której wszyscy nawzajem się szanują i kochają. Ale to chyba niestety nie będzie jej dane. Na pewno nie z Dingsem. No ale cóż... Sama wybrała sobie ten los. Nie powinna teraz narzekać.
- Nie martw się... - powtórzyła cicho, po czym przytuliła ją do siebie i zaczęła głaskać po głowie. Wiedziała, że tego nie lubiła, ale... Czuła, że teraz jej się to przyda - Poradzę sobie... Wytrzymałam z nim tyle lat i ciągle żyję... Więc teraz pewnie nie będzie gorzej - cmoknęła ją w głowę - Więc o mnie się nie bój. Raczej martw się o siebie... Jeśli chcesz, możesz wrócić do domu. Ale jeśli nie... Zrozumiem - kiwnęła głową jakby ze zrezygnowaniem - Ale pamiętaj, że te drzwi zawsze stoją dla ciebie... Dla WAS otworem
Powrót do góry Go down
Kartika
Bywalec
Kartika


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 21
LOVE : 1
Liczba postów : 82
Join date : 10/12/2016

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyPon Lip 03, 2017 2:12 am

kartika spojrzała na matkę z... politowaniem ? Współczuciem ? Nie, nie, to na pewno nie było to, jakim cudem kartika mogłaby się posunąć do takich emocji względem Hazel... no cóż, nawet ona nie wie o sobie wszystkiego, i ja też. Nie, Kartika nie mogła pozwolić na TO. Nie, nawet, że negowała wszystko związane ze swoją rodziną, matkę, jej "braci" od strony Wingdingsa, a także innych... to nie, nie chciała pozwolić by ktoś cierpiał przez tę szumowinę.. ( czy to w ogóle dobre słowo ? pewnie nie, ale co tam ). Na słowa matki, że może wrócić, zmieniła jednak pozycję. Założyła ręce na klatce piersiowej, w pozie obrazy i wzrokiem obrażonym na matkę spojrzała.
- Cokolwiek będzie, nie obchodzi mnie to. NAWET NIE MYŚL, ŻE PRZYSZŁAM TU DLA WAS - krzyknęła kartika.
jednakże coś było nie dokońca właściwe. Gdyż było to częściowe kłamstwo. Szczerze, chciała matkę zobaczyć, braci też... nie aż tak mocno, ale...
- wrócę matko. Nie zostanę przecież tu, na dworze, a w stolicy już nikogo nie ma . ale nie myśl, że robię to dla was - powiedziała
Powrót do góry Go down
Hazel
Mistrz Gier
Hazel


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 39
LOVE : 1
Liczba postów : 327
Join date : 16/12/2015
Age : 23
Skąd : Miasto Chytrej Baby

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyNie Sie 20, 2017 5:29 pm

Uśmiechnęła się lekko na jej słowa. Usposobienie Kartiki znała wręcz za dobrze i wiedziała, że sama do niczego się nie przyzna. Gdzieś tam, w głębi tej zepsutej i przyblokowanej duszyczki pojawił się ten cień radości i nadziei, że ta rodzina kiedyś być może się zjednoczy.
- Dobrze, dobrze~ - zaśmiała się - Ale nawet pewnie nie wiesz, jak niezmiernie cieszy mnie ten fakt...
Czuła się w zasadzie tak miło, jak nigdy przedtem. Odzyskała córkę, którą przecież tak niedawno straciła z własnej winy... Wciąż nie wiedziała, czym sobie zasłużyła na jej powrót. Ale póki co nie zastanawiała się nad tym.
- Może... Pójdziemy gdzieś indziej? Pewnie zmarzłaś... - mruknęła cicho tuląc ją mocniej i starając się ją jakoś rozgrzać
Powrót do góry Go down
Kartika
Bywalec
Kartika


HP : 100
Poziom duszy : 1
Doświadczenie : 21
LOVE : 1
Liczba postów : 82
Join date : 10/12/2016

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptyWto Sie 22, 2017 5:05 pm

- nie zmarzłam, mam kurteczkę przeciez - powiedziała, dość pretensjonalnie, aczkolwiek nie uciekała od ciągle przytulającej jej matki.
nie mogła przyznać się przecież, chociaż lekko... lekko było jej zimno. ale głównie to nawet chciała lekko zmienić otoczenie. Warto to robić, bo w końcu nie mozna ciągle w jednym miejscu przebywać.. tylko jak powiedzieć to tego nie wiedziała.
- Ale zmiana miejsca nie jest wcale zła - rzekła, choć nie było to powiedziane miłym głosem - i tak chciałam to zaproponować
Tak, ostatnie słowa musiały do niej należeć
Powrót do góry Go down
Lynx
Bywalec
Lynx


HP : 100
Poziom duszy : 7
Doświadczenie : 0
LOVE : 0
Liczba postów : 60
Join date : 28/10/2016
Age : 24

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptySro Sie 30, 2017 2:03 pm

Trening.
(P.s pierwszy akapit czyli wszystko to przed gwiazdkami się nie liczy bo to takie wprowadzenie i nie dzieje się nic poza wstępem do tego wszystkiego. Nie mogłam tego pozostawić bez żadnego początku stąd też ten początek)

Dzień jak co dzień - nic specjalnego, jedynie nieco cieplej niż zwykle. Albo przynajmniej takie wrażenie towarzyszyło wampirowi, kiedy to spokojnie maszerował wcześniej wybranym przez siebie traktem, w kierunku... No właśnie nie wiedział jakim. Prawdę powiedziawszy, okolice Snowdin jak i same miasteczko było mu naprawdę nie bardzo znane, a zawędrował tutaj jedynie dlatego, że w jego opinii "musiał". Będąc niesamowicie podobnym do człowieka czuł potrzebę ukrywania się przed ciekawskimi, a czasem i nienawistnymi spojrzeniami innych potworów. Podejście zwierzoludzi do Lynxa było różne, jednak naprawdę wielu z nich nie było pokojowo nastawionych. Cała ta otoczka różowowłosego jako "człowieka" bardzo długo stawiała go na bardzo niebezpiecznej i niestabilnej pozycji. Kiedy ktoś dostrzegł go, czuł natychmiastową potrzebę ewakuacji, nim plotka o "błąkającej się ludzkiej duszy w pobliżu" stanie się prawdziwa. Całe życie był zmuszony udawać, że tak naprawdę nie istnieje, co było trudne, bo starał się także zdobywać przy tym masę atencji. We wcześniejszym miejscu zamieszkania nie bał się wychylać i był bardzo nieostrożny; ba, często pokazywał swoje sztuczki na ulicy, a jego występy uliczne były oklaskiwane przez pełen uznania tłum. Wtedy też jeden z potworów, który przeżył wojnę i wiedział jak wyglądają ludzie, skontaktował się ze strażą królewską. Benki nie uciekł, ponieważ nawet do samego końca nie był świadom tego, co się dzieje i czego chce od niego sama gwardia. Tłumaczenie się ze swojego człowieczego wyglądu przed żołnierzami Asgora było zarówno upokarzającym, jak i żmudnym zajęciem dla tegoż młodego Krwiopijcy. Mając na uwadze, że potwory raczej już nigdy nie zaakceptują jego inności, postanowił prowadzić koczowniczy tryb życia. Jadł w ukryciu, spał w ukryciu, a nawet trenował samotnie w godzinach w których wokół niego nie znajdował się kompletnie nikt. Czerwonooki tak bardzo został pochłonięty przez kompleks bycia gorszym, iż im bardziej czuł się takowym, tym mocniej próbował to zagłuszyć swoimi próbami podniesienia własnego ego. Przemieszczając się między miastami, wsiami czy miasteczkami wystawiał swoje show, narażając się przy tym na zamieszanie wśród jego widowni. Po jakimś czasie jednak przestał się tym przejmować i choć wciąż zachowywał umiar, to znacznie polubił pląsanie na granicy między "samobójstwem" szaleńca, a bezpieczną i nietykalną przez innych strefą. Samemu znając się najlepiej na tym, jak wykorzystać oba te punkty, by wyciągnąć z tego jak najwięcej rozrywki bawił się świetnie i ryzykował przypłaceniem życia.
Oczywiście, Patience powiedziała mu o tym, że polowania na ludzi już się nie odbywają i że jest już w stu procentach bezpiecznie zarówno dla ludzi, jak i potworów do nich podobnych, aczkolwiek pojawianie się i znikanie w najważniejszych momentach przedstawienia przypadło wampirowi do gustu. Zabawiał publiczność, po czym nie goszcząc zbyt długo znikał, zostawiając ich jedynie z przedsmakiem jego prawdziwych umiejętności iluzjonistycznych. Na chwilę zatrzymał się by odsapnąć; nie był za bardzo zmęczony, jednak najwidoczniej jego wzrok wypatrywał czegoś lub kogoś konkretnego. Stojąc na środku Ośnieżonych łąk spostrzegł niewielką zmianę klimatu - śniegu było tu znacznie mniej niż w Wilczej dolinie, co wcale nie zmartwiło czerwonookiego. Właściwie to był bardzo szczęśliwy, że śnieżny puch nie jest tu aż tak gęsty i że nie utrudnia poruszania się. Ruchy były zdecydowanie mniej szorstkie czy sztywne niż w przypadku ówcześniejszej lokacji. Oczywiście utrudnienie w postaci śnieżnobiałego zjawiska atmosferycznego wcale nie było czymś nie do przeskoczenia, jednakże nie należało to do ulubionych rzeczy Lynxa. Trzymając mocno w jednej ręce czarny, koronkowy parasol, który chronił go przed wszystkim co możliwe, przekręcił jego rączką tak, by obkręcił się wokół własnej osi. Zrobił tak kilkakrotnie widocznie bardzo zniecierpliwiony; prawie pewnym było, że na kogoś czeka, a gest kręcenia parasolką był bardzo widoczną oznaką jego nerwowości. Prawdopodobnie chciał, by osoba na którą czekał od niecałych dwóch minut zjawiła się natychmiastowo na miejscu. Rozglądając się dookoła i przeczesując teren, zaklął cicho pod nosem. Aby nie poczuć żadnego wpływu chłodu znajdującego się w powietrzu zaczął dreptać wokół wyznaczonego na spotkanie miejsca. Bez dwóch zdań czuł się wykiwany i pewnie również nieco rozczarowany. Zawiedzony tym, że ze spotkania po latach, którego nie mógł się doczekać nic nie będzie, powolnym krokiem zaczął zawracać w stronę z której przyszedł. Prawdopodobnie nie zatrzymałby się gdyby nie fakt, iż poczuł znajomy dreszcz. Usłyszał także specyficzne kroki, które mogły należeć tylko do jednej, bardzo dobrze mu znanej osoby. Ucieszył się, jednak wolał nie dać po sobie tego poznać i właśnie z tego powodu nie odezwał się i nie rzucił się jej na szyję niczym dziecko, którym niegdyś był. Zatrzymał się jedynie w pół kroku i wciąż tyłem, zrobił krok wstecz. Dopiero po wzięciu paru głębszych oddechów był w stanie odwrócić się i utkwić swoje spojrzenie w lisim pysku. Błękitne ślepia wpatrywały się w niego, a on swoimi czerwonymi lustrował stojącą przed nim smukłą panią. Chociaż minęło tyle lat, nie zmieniła się praktycznie w ogóle; rysy pyszczka Wdowiej Pani były może jedynie nieco głębsze, jednakże nic poza tym. Tak jak on, także miała przy sobie parasol, aczkolwiek słomiany, mieniący się złocisto. Jej trzy ogony falowały tak, jakby nie miała nad nimi kontroli, a opięta na ciele potworzycy toga powiewała lekko w nadany przez powietrze rytm. - Anqtcie Benki Lynxie. - powiedziała swoim spokojnym tonem głosu; dokładnie takim, jakim go zapamiętał z jej licznych lekcji. Nie dało się wyczuć w mowie lisicy żadnych konkretnych emocji - czerwonooki nie miał żadnego pojęcia o tym, czy Wdowia Pani jest szczęśliwa spotkaniem z nim, czy wręcz przeciwnie. Po bardzo krótkiej ciszy Benki zrobił krok naprzód, ku swojej dawnej mentorce.
- Pani Star... - ukłonił się przed nią. I choć był to miły gest, to na jego twarzy widać było typowy dla niego beztroski i nieco zwariowany uśmiech. Wdowia Pani uniosła lekko jedną brew, ewidentnie zdziwiona zachowaniem swojego dawnego podopiecznego. - Czy sierociniec wciąż funkcjonuje? - spytał zaciekawiony losem miejsca w którym przyszło mu się wychowywać. Musiał nieco spuścić wzrok, by spojrzeć drugiemu potworowi w ślepia; była od niego nieco niższa, chociaż od zawsze wydawało mu się, że jest na odwrót. No cóż, urósł.
- Tak, aczkolwiek cieszy się mniejszą popularnością. Od dłuższego czasu nie mam pieniędzy na to, by zapewnić wielu dzieciom dobrobyt, w przeciwieństwie do twoich czasów. Wciąż jednak prowadzę lekcje, a także zajmuję się młodymi kadetami magii. Oczywiście nie jest to ten sam poziom co dawniej... Z drugiej strony, to lepiej dla mnie i dla młodych, że dom dziecka nieco podupadł. Nie mam już tyle sił i energii, by opiekować się młodymi, energicznymi potworami. - uśmiechnęła się pod nosem. Było widać, że tęskni do czasów gdy sama tryskała pokładami wręcz nieskończonej energii. Westchnęła cicho ze smutkiem, po czym dodała: - Wszyscy mi mówią, że będzie lepiej jeżeli zrezygnuję z prowadzenia tego sierocińca. Dla mnie i dla dzieci. Są zdania, że powinnam oddać go w ręce kogoś młodszego. Tylko, że... Może to nieco egoistyczne, ale nie potrafię z tego zrezygnować. To całe moje życie. - jej głos załamał się nieco. Benki słyszał o tym, że ona sama straciła dziecko oraz męża podczas wojny, dlatego właśnie teraz poświęcała całą swoją uwagę tym wszystkim dzieciakom, które nie miały gdzie się podziać. Jednym z nich swego czasu był także Lynx.Smutne - skwitował w myślach, po czym powiedział na głos: - "Nie ryzygnujcie z tego, co przynosi wam szczęście tylko dlatego, że inni mają z tym problem. Zazdroszczą wam tego, że macie powód do czerpania radości z życia", pamiętasz?
Lisia potworzyca pamiętała i to nazbyt dobrze. Słysząc pokrzepiające słowa, które niegdyś powiedziała do swoich uczniów poczuła się nieco lepiej. Nie chciała dawać złego przykładu żadnemu ze swoich dzieci; każdy podopieczny z którym miała okazję się spotkać odradzał jej poddania się. Oczywiście sama decyzja leżała już w łapach pani Star. - Owszem, pamiętam. - w tym też momencie zapadła niezręczna cisza. Jedynie delikatny powiew wiatru świszczał im w uszach, kiedy to milczeli nie mówiąc nic. - Więc jaki jest powód mojego przyjścia tutaj? Czy chciałbyś może posłuchać lekcji starej dobrej Wdowiej Pani? Czego ode mnie oczekujesz Lynxie? - była nauczycielka krwiopijcy odezwała się jako pierwsza, zagłuszając tym samym melodie śpiewaną przez powietrze.
- Chciałbym, żebyśmy razem zawalczyli. - odparł spoglądając to na błękitnooką, to na otaczające ich łąki. Czekając na odpowiedź uśmiechnął się lekko i zachęcająco.
- Skoro już tutaj jestem, to czemu nie. Lata nie te co kiedyś, ale... - odparła odwzajemniając uśmiech Lynxa.
☆ ☆ ☆
Po zajęciu pozycji w niewielkiej odległości od siebie Wdowia Pani powiedziała: - Dawać Ci wygrać jak za dzieciaka? - pytała raczej jedynie po to, by podroczyć się z różowowłosym, który swoją odpowiedź podsumował do zwykłego prychnięcia. Po chwili postanowił jednak się odezwać, by nie zostawiać potworzycy żadnych wątpliwości dotyczących ich treningu po latach: - Nie wydaje mi się, żebym Panią o to prosił. Walczmy tak, jak walczy równy z równym.
- Czyżby? Pamiętam, że nawet kiedy dawałam ci wygrać, wygrywałeś fartem i z ledwością.
Naprawdę jesteś pewien, że tym razem pójdzie ci lepiej, Anqt?
- wyszczerzyła się cały czas próbując wyprowadzić krwiopijce z równowagi. O tak - Wdowia Pani była bardzo przebiegła i pewna swoich możliwości. Lynxowi jednakże to nie przeszkadzało, ponieważ nie mógł wyobrazić sobie lepszej nauczycielki i rywalki na polu bitwy. Była poprostu wyjątkowa w tych rzeczach, a do tego również doświadczona przez życie. Jej umiejętności były znacznie lepsze od tych, którymi dysponował Czerwonooki, jednak nie przejął się jakoś bardzo różnicami w siłach. Była starsza, więc nic dziwnego, że posiada rozleglejsze możliwości w walce jeden na jeden niż taki nie odnajdujący się we własnej magii Lynx. Krwiopijca miał jednak na tyle pewności siebie, że nawet nie dostrzegał słowa "niemożliwe".
- Czemu się o tym poprostu nie przekonamy? Czas błyszczeć! - powiedział w odpowiedzi na słowa starszej potworzycy. Był zniecierpliwiony i nie zwracał uwagi na to, co powiedziała lisica stojąca centralnie na przeciw. Jej błękitne oczy były przepełnione uznaniem, które rzadko kiedy miał okazję dostrzec w jej ślepiach. Nieco zdziwiło ją to, że wybuchowy i niepohamowany aż do szaleństwa Lynx nie dał się sprowokować nieprzychylnym dla niego słowom. Zwykle podczas takich sytuacji popełniał pochopne decyzje kierowany gniewem i pychą, nie zastanawiał się nad swoim zachowaniem i nad tym, czy wściekły atak to dobra strategia. Stał w miejscu, praktycznie się nie ruszał. Nie widząc żadnego ruchu z jego strony postanowiła rozpocząć ofensywą, chociaż zwykle w walce z Lynxem na samym początku była bardziej defensywna i wycofana, aniżeli atakująca.
Umiejętnością Lisicy była magia ognia; żywioł ten był dość często spotykany w plemieniu czy też rodu z którego się wywodziła. Wokół jej łap wytworzyły się najprzód niewielkiej wielkości, a następnie coraz większe płomienie, które następnie wypuściła w kierunku Lynxa. Ten zareagował dość szybko szykując się tym samym do uniku, albo właściwie skoku, który miał zamiar wykonać w ostatniej możliwej chwili nim języki ognia go dosięgną. Zdekoncentrował się lekko pod koniec oczekiwania, przez co wyskok nie wyszedł tak, jak tego chciał; udało mu się uniknąć, jednak zrobił to zbyt późno i niestety ogień liznął go po nodze. Syknął cicho próbując ręką ugasić iskre, kiedy to upadł kawałek dalej od powstałego ogniska. Wdowia Pani pozostawiła to bez komentarza, jednak Benki dostrzegł na jej pysku zdziwienie. Nienawidzę ognia. Ten żywioł jest... zamyślił się trochę Taki niszczący. Nie lubię, kiedy zepsucie próbuje mnie dosięgnąć. W odpowiedzi na atak lisicy Lynx wyciągnął miniaturowy młoteczek, zwykle służący mu jako swoista zawieszka - breloczek na smycz od telefonu. Benki podrzucił go najprzód pojedynczy raz, ścisnął go mocno w swojej prawej ręce, po czym poraz kolejny wyrzucił go ku górze. Ten zatrzymał się w powietrzu iskrząc i mieniąc różnymi barwami, aż w końcu spadł w spowolnionym tempie do otwartej dłoni wampira. Powiększył się i zmienił w jego startową broń, którą był sporych rozmiarów młot z dużą "głowicą". Broń ta była nie tylko rozmiarów Lynxa, ale też cała różowa oraz obklejona cekinami, na całości młota znajdowały się gwiazdki w różnych odcieniach różu, bieli, a także czerni. Głowa młotu była wytrzymała, jednak uderzenie z niej nie koniecznie było jakieś silne; owszem bolało, jednak nie był to żaden ciężki metal. Uśmiechając się od ucha do ucha Lynx delikatnie zabujał swoją bronią, po czym zaatakował Wdowią Panią. Pierwszy cios nie powiódł się; chociaż Benki miał wrażenie, że lisicy nie uda się uciec, ta niezauważalnie wycofała się w momencie, gdy on unosił młot. Warknął coś pod nosem, po czym próbując się rozpędzić, chciał wprowadzić błyskawiczny atak w kierunku potworzycy. Z początku nie spodziewała się tego, że uda mu się ją dosięgnąć, lecz gdy spostrzegła, że jest niebezpiecznie blisko zrobiła unik. Tym razem jednak Lynxowi udało się musnąć bok swojej dawnej mentorki, aczkolwiek nie przyniosło to większego skutku.
- Nie najgorzej. - pochwaliła go, widząc zapał młodego potwora. Była pod niemałym wrażeniem, chociaż tak naprawdę żadne z nich jeszcze nie oberwało za porządnie. Słowa pochwały Lynx przyjął dosyć normalnie; będąc w walce często reagował agresją, śmiechem czy irytacją, ale nie kiedy dochodziło do takich jak ta - nieczęsto miał w końcu okazję sprawdzić się w walce w towarzystwie Lisicy i prawdopodobnie właśnie dlatego chciał wypaść w jej oczach jak najlepiej. - Idzie Ci lepiej niż za szczeniaka. Ale mam wrażenie, że to wciąż za mało. Musisz postarać się trochę mocniej! - to mówiąc, strzeliła w jego kierunku migoczącymi ognikami; były mniejsze od poprzednich, jednakże w większej ilości. Tym razem Lynx nie czekał z unikiem - wykonał go wręcz natychmiastowo zaraz po tym, jak pani Star zaatakowała swoją magią w jego kierunku. Starał się uskoczyć w bok i udało mu się to, aczkolwiek Wdowia Pani jeszcze nie skończyła; kolejna salwa pocisków dosięgła go. - Powinieneś był poćwiczyć coś lżejszego. - zasugerowała. Lynx natomiast odkaszlnął czując swąd spaleniska. Tym razem jej słowa nie komplementowały go, dlatego też przyjął to jako ujmę dla jego honoru. - Nie ma mowy. Chcę spróbować... Ja, Benki Lynx, najlepszy z najlepszych, najbardziej wampirzy wampir w Podziemiu - dam radę! - wycedził przez zaciśnięte zęby. Starał się ukryć ból, który - niestety - dawał się we znaki. Nie był ciężko ranny, aczkolwiek czuł znaczny dyskomfort spowodowany znalezieniem się w centrum niewielkiego pożaru. Ogień ten był rzecz jasna magiczny i nie palił niczego, co nie było jego celem, a po jakimś czasie - znikał. Tym razem Lynx postanowił wykorzystać swoją magię, zamiast bawić się młotem w nieskończoność. Z cienia uformował coś na kształt gwiazd, po czym "trzymając" je wyskoczył nad Wdowią Panią, a w następnej kolejności sypnął nimi w jej stronę. Ta wyciągnęła przed siebie swój słomiany parasol, którego góra zmieniła się w coś na kształt złotej tarczy, a Lynxowe gwiazdki odbiły się od jego powierzchni, wracając do Benkiego niczym bumerang. Udało mu się jakoś uskoczyć, jednak źle upadł, co spowodowało bólem w prawej nodze. Na szczęście wciąż jakoś się trzymał i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze ani razu nie zaatakował porządnie Lisicy. Zdziwił go ów deszczochron; nie spodziewał się tego, że zadziała niczym broń, albo raczej właściwie jako ochrona.
Chciał zaatakować po raz kolejny, kiedy to pani Star ponowiła swój ognisty atak. Tym razem płomienie były błękitne, miały też inną funkcje. O ile poprzedniejsze zwyczajnie atakowały, o tyle te pozostawiały po sobie ślad na bardzo długo; parzyły aż do samej duszy. Krwiopijca wiedział o ich zastosowaniu, ponieważ widział kiedyś, jak znacznie starszy od niego potwór - również podopieczny Wdowy - wyzwał ją na pojedynek. Walka była równa nawet wtedy, gdy użyła właśnie tych jednokolorowych ogników, aczkolwiek widać było, że nie był to wcale za przyjemny atak. Lisia pani nie lekceważyła Benkiego - używała teraz wszystkiego tego, czego sama się nauczyła. Nim płomienie zdążyły go dosięgnąć sam również skontratakował, tworząc z cieni pnącza, którymi zwyczajowo oplatał swoich przeciwników. Tym razem wyrosły one z ziemi i pieły się jak najwyżej ku górze. Próbował w ten sposób chociaż trochę się obronić, jednak niestety, niebieskie języki raz dwa przedarły się przez magię wampira. W akcie desperacji osłonił się także swoim młotem, który rzecz jasna jako tarcza nie bardzo się przydał. Normalnie Czerwonooki poddałby się teraz, ponieważ czuł, że nie uda mu się ominąć ognistych sztuczek potworzycy, jednak chciał choć raz drasnąć błękitnooką bez znaczenia jak wielkie poniesie konsekwencje. Pokaz sztuczek czas zacząć!~ - wyszczerzył się sam do siebie, po czym nie zwlekając z podjęciem decyzji zaszarżował w kierunku Wdowiej Pani. Wyglądało to tak, jakby próbował atakować swoim wielkim młotem, ale kiedy to drugi potwór odskoczył w bok, Lynx wycofał poprzedni atak, po czym skupił się na stworzeniu kształtów z cieni. Liczne miniaturowe oraz duże gwiazdy wzleciały w kierunku nieco zaskoczonej intrygą wampira lisicy, jednakże jej refleks wciąż był na znacznie wyższym poziomie i zręcznie uniknęła ciosów, albo przynajmniej większości, ponieważ... jedna gwiazdka wykreowana przez ulicznego magika wbiła się w jej nadgarstek. Nie dostrzegła jej podczas robienia wielu uników na raz, a ona z łatwością jej dosięgła; Wdowia Pani musiała najwidoczniej znaleźć się na jej trajektorii lotu. Oboje wpatrywali się w pojedynczy wybryk. Przez chwilę uderzone miejsce bolało, aczkolwiek moment potem forma z cienia znikła, zmieniając się w czarny i iskrzący pył. - Jak pewnie zauważyłaś, baaaardzo lubię ☆gwiazdki!☆ - puścił swojej mentorce oczko, po czym ponowił atak, tym razem używając młotka.
Oczywiście Lisica mimo chwilowej nieuwagi nie pozostała Lynxowi dłużna; zatrzymała kolorową broń młodego potwora swoim parasolem, po czym odpychając go nim naparła na Benkiego swoimi płomieniami. Błękitny ogień trafił go w już wcześniej ranioną nogę, która tym razem bolała jeszcze bardziej niż poprzednim razem. Utykając na nią lekko uniósł swój usiany wzorami młot, po czym wyskakując nad lisice zamachnął się różowym orężem. Oczywiście celował w jeden z kierunków, w który mogła uciec Wdowa, mając nadzieję, że pójdzie właśnie tędy. Jego przypuszczenia co do następnego ruchu rudej były słuszne, jednakże cios został wprowadzony z opóźnieniem i trafił jedynie długi, puchaty ogon - ten najdłuższy z całej trójki. - Cholera, cholera, cholera! - zaklął pod adresem nieuchwytnej potworzycy, która w tym samym czasie zaatakowała go od tyłu - tym razem zwykłym kopniakiem w plecy. Benki prawie upadł, jednak udało mu się podtrzymać na młocie.
- Nie masz już czasem przypadkiem dość? - tym razem w pytaniu starszego stworzenia dało się wyczuć troskę. Prawdopodobnie przerwałaby teraz szkolenie widząc w jakim stanie znalazł się Lynx. Owszem, nie były to rany tak poważne, jednak w opinii pani Star wystarczające na to, by zakończyć właśnie w tym miejscu. Krwiopijca pewnie uniósł głowę, wpatrując się w przestrzeń znajdującą się przed nim. Nie spojrzał na swoją nauczycielkę, jednak jego głos brzmiał tak, jakby miał ją za wariatkę bredzącą od rzeczy.
- Oczywiście, że nie. Sama przecież nazwałaś mnie szaleńcem, który nigdy się nie poddaje. Nie ma jeszcze takiej potrzeby by kończyć. - odparł wciąż stojąc do niej tyłem. Dopiero wypowiadając kolejne słowa obrócił się z szerokim uśmiechem obnażając zębiska. - Spektakl wciąż trwa. Nie zawiedźmy naszej ☆widowni!☆ - w tym też momencie naparł całym swoim ciałem na Lisice w najszybszym tempie na jakie było go stać. Jego spojrzenie wydało się być nieco bardziej zwariowane i obłąkane niż wcześniej; tak jak Wdowia Pani przypuszczała, prędzej czy później stanie się niepohamowany i porywczy. Zachowanie jej byłego ucznia wytrąciło ją nieco z równowagi, co spowodowało tym, że młot w końcu ją trafił. Co prawda w odsłonięte ramię, jednakże delikatny ból przeszedł przez jej ciało. Odskakując do tyłu na jak najdalszą odległość od impulsywnego Lynxa. Widząc, że udało mu się w końcu w jakiś większy sposób zranić poczuł się znacznie pewniej i bardziej w swoim żywiole. Eurrrreka! To to, o co chodzi w walce! Nie liczy się strategia, trzeba być poprostu nieprzewidywalnym szaleńcem, haha! - przeszło mu przez myśl. Taki był właśnie ów wampir - działał bez zastanowienia przez większość czasu i właśnie to często ratowało go z opresji (o ile nie skutkowało to jeszcze większymi kłopotami). Ponownie wytworzył cieniste figury, które tym razem przypominały... Kocie łebki? Zachichotał, celując rzecz jasna w błękitnooką. Ta wykreowała w swoich łapach płomienie - w jednej zwyczajny, w drugiej niebieski, a następnie skierowała je w kierunku nie tyle Benkiego, co jego tworów. Cienie nie były w stanie przejść przez falę ognia, które zapewniła im Wdowa. Widząc to, Lynx postanowił samemu skontratakować ogoniastą. Wykorzystując swój młotek niczym tyczki, odbił się od ziemi i wyskoczył w górę zabierając za sobą także broń (można powiedzieć, że zrobił z tego salto) i grzmotnął w miejsce, w którym była Wdowia Pani. Ta nie wycofała się, lecz przeszła do defensywy, kryjąc się przed uderzeniem swoim złocistym parasolem (który był jednocześnie również tarczą). - Dość, Lynxie. Na dzisiaj starczy. - powiedziała z opanowaniem. Furialny atak Czerwonookiego nie drasnął jej choćby w najmniejszym stopniu. W dłoni Benkiego wciąż kumulowała się jego cienista magia, jednak chwilę potem zmalała, aż w końcu znikła. - Pozwól, że wrócę do swoich dzieci.


myśli
mowa
mowa Pani
Powrót do góry Go down
Frisk
Mistrz Gier
Frisk


HP : 91
Poziom duszy : 12
Doświadczenie : 61
LOVE : 3
Liczba postów : 1090
Join date : 06/01/2016
Age : 19
Skąd : Powierzchnia

Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki EmptySro Sie 30, 2017 5:05 pm

Za swój trening Lynx otrzymuje 2 Poziomy Duszy
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ośnieżone łąki Empty
PisanieTemat: Re: Ośnieżone łąki   Ośnieżone łąki Empty

Powrót do góry Go down
 
Ośnieżone łąki
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Ośnieżone łąki

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Beyond Undertale PBF :: Podziemie :: Las Snowdin-
Skocz do: