|
|
| [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów | |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Czw Cze 30, 2016 8:44 pm | |
| Starał się o tym nie myśleć. To jedyne co mógł zrobić żeby się uspokoić, ale nawet jeśli próbował, po prostu mu nie wychodziło. Chociaż starał się zająć czymś innym, wszystko zaraz wracało na ten okropny tor, o którym najchętniej by zapomniał. Wszystko kręciło się wokół tej jednej myśli. Miejscem tego okropnego incydentu... Był jego własny dom? Jak niby mają tam teraz mieszkać? Przecież gdzie nie spojrzą, będą widzieć te okropne sceny, wspomnienia, których nie da się pozbyć. Można je zagłuszyć, ale na dłuższą metę, nie można o nich zapomnieć. To przecież zbyt paskudne. Nawet jeśli miałoby minąć sto lat! STO! I tak o czymś takim będzie się pamiętać. Szczególnie, kiedy to przeklęte miejsce ma się zaraz pod nosem. Czuł jak wypełnia go niepokój. Co zrobi Ren, gdy dowie się, że miejsce, w którym mieli mieszkać to tak na prawdę miejsce jej najgorszego koszmaru? Nie był w stanie sobie tego wyobrazić. Nie był w stanie wyobrazić sobie życia w tym domu. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że najprawdopodobniej, najzwyczajniej w świecie po prostu "zamiótł" swoją własną żonę! Konkretnie prochy.. Gdy sprzątał piwnice i robił miejsce pod laboratorium. Obchodził się z nimi jak ze zwyczajnym kurzem i piaskiem. Niewiedza nie uchroni go dłużej od bólu. To w końcu.. Okropne. Nie wybaczy im. Nie wybaczy tym suk*******! - To tak na wszelki wypadek. - mruknął. - Kamery Alphys są w dalszym ciągu wszędzie. Jeśli nas zobaczy.. Jak nic wyśle tutaj cały oddział straży.. Kij ze mną, ale co zrobiliby tobie? Co jeśli uznaliby cie za moją wspólniczkę? Czekałoby cie to samo co mnie. To, że linie czasu były łaskawe tym razem, nie znaczy, że znów będą.. - dodał cicho. Mógł nawet ledwo wypuszczać powietrze z ust. Byli królikami. Denerwowało go nawet to jak głośno słyszy skrzypienie śniegu pod stopami. - Wiedziałem, że tak będzie.. - westchnął widząc szalejącą pogodę. Jakby inaczej. Skoro już i tak męczył się z iluzją, nic się nie stanie jeśli doda kilka rekwizytów. Pstryknął w palce, co niezbyt wyszło, za puszyste... I pojawił dla siebie i dla niej, dwa, białe płaszcze z kapturami. - To.. Intuicja. - odpowiedział jej, prąc do przodu mimo przeszkód. To futro było pomocne. Było im ciepło, nawet jeśli nie powinno. Iluzja miała swoje własne, dziwne prawa bytu, i w sumie dobrze. Jeśli on tego nie był w stanie czasami dokładnie zrozumieć, to przynajmniej nikt inny tego nie rozgryzie. - Schowaj się za mną. - mruknął, pod płaszczem robiąc sobie kościstą broń, czyli standardowa, zaostrzona kość, którą mógł na razie spokojnie schować. Zmniejszając trochę użycie magii, zniósł Iluzję z Ren, zostawił dla niej jedynie płaszcz i sam dokładnie naciągnął kaptur na jej głowę, tak, by nie było za dużo widać. Sam też pozbył się swojej iluzji, wracając do tej, która praktycznie magii mu nie zjadała. Czyli swojego dawnego wyglądu. I płaszczka z kapturem. Podążył w kierunku domu pewnym krokiem, trzymając swoją ukochaną w dalszym ciągu za rękę. - Halo halo? - odezwał się, kiedy tylko przekroczył próg. - Ktoś żyje? - rozejrzał się dokładnie po wnętrzu. Szczerze, najchętniej usłyszał by wyjący wiatr. Więc przestępcy postanowili wrócić na miejsce zbrodni, gdy dowiedzieli się, że Ren żyje. Cóż za głupi wybór. | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 10:28 am | |
| Gdy podeszliście bliżej mogliście usłyszeć ciche głosy, rozmowy dwóch osób: jednego bardzo niskiego, męskiego głosu i drugiego, nieco wyższego od przeciętnego. Nie znaliście ich, Ren też raczej ich nie poznawała, ponieważ minęło zbyt dużo czasu... dokładnie! Porywacze wrócili tu po coś, co swego czasu zostawili w tajnej skrytce. - Mówię ci, że minęło dużo czasu, może już tego nie ma? - Musi tu być! Nie wygląda, by ten dom był w jakiś sposób naruszony zbyt bardzo, a przy tym kryjówka. - Rozmawiali między sobą, nieświadomi czyjejś obecności, póki nie usłyszeli obcego głosu. - J-jesteśmy zwykłymi cywilami, przyszliśmy tu tylko po to, co "nasze" i już stąd idziemy - odwrócił się w stronę szkieleta bykopodobny potwór, całkiem sporych rozmiarów - a pan kim jest i co tu robi? - Nie podejrzewał, razem z lisem, że ktoś tu mieszka, dlatego przyszli tutaj kompletnie nieuzbrojeni i raczej pokojowo nastawieni. Zaraz zaraz... lis obejrzał się i spojrzał na przybyłych. - Doktor G-gaster?! - To byli ci, którzy jednak zabili Ren, bez jeszcze jednej osoby. Co postanowi zrobić szkielet? Niech uważa na czyny, obok nadal ma żonę. Lis wyraźnie się zestresował i cofnął. Po tylu latach, ale przecież on zniknął! | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 1:30 pm | |
| - Przyszliście po coś co jest "wasze"? - powtórzył tonem, jakby niby im wierzył, ale jednocześnie podważał ich słowa. "Ich"? Co może tutaj niby być "ich". Teraz wszystko co w tym budynku, należało do niego i Ren. Mógłby ich teraz ładnie pogonić by sobie stąd poszli, ale był zbyt ciekaw czego tutaj szukają. Czego dokładnie... Broń, którą ją zabili? A może jednak postąpili przynajmniej w tej jednej rzeczy tak jak powinni i nie zostawili jej prochów tam w piwnicy. Kto wie... Kto wie! Czegokolwiek nie zrobili, naukowiec skupiał się jak nigdy, by nie puściły mu nerwy. - Wiecie, tak w sumie to teraz wszystko tutaj jest moje. No cóż.. Cały ten dom jest MÓJ. A wy tutaj wtargnęliście. Nie ładnie. - mruknął nieco wkurzony, poprawił okulary, chowając agresywnie świecące światełka jego oczodołów. Zimny błękit i ciepły pomarańcz wręcz rwały się do walki. Mówcie co chcecie, wciąż był Bezdusznym, nie pełnoprawnym Potworem. Wciąż miał w sobie pewne cechy i emocje, które odczuwał silniej niż zwykły mieszkaniec Podziemia. I w tym momencie, najchętniej zabiłby ich na miejscu, chociaż doskonale wie, że nie może. Gdyby nie to, że jest tutaj Ren, gdyby nie to, że ten sposób mógłby stracić ten mały kawałeczek duszy... Już byliby na szprycowani kośćmi. - Dziesięć punktów dla lisa! - zawołał, rozkładając ręce i celując w nich kością. - A wy, jak dobrze widzę, jesteście tymi, którzy sobie sporo nagrabili ładny szmat czasu temu. No słucham.. Jakieś wytłumaczenia, żal za grzechy, czy wciąż zadowoleni? - warknął, powoli tracąc cierpliwość. Im dłużej na nich patrzył tym większą czuł odrazę i wstręt. Można powiedzieć, że trochę hipokryta. Sam lepszych rzeczy nie robił swego czasu. Ale on przynajmniej, nie gwałcił cudzych żon w opuszczonych ruderach i ich potem nie zabijał od tak dla zemsty. W sumie, nigdy się na nikim nie mścił, robił po prostu swoje i tyle. Dlaczego więc by teraz nie spróbować i dać upust emocjom? Jak tak dalej pójdzie, Ren będzie musiała mu doprawdy przywalić wałkiem. - Nie ukrywam, że wasz widok mnie NIE cieszy. Więc, lepiej tłumaczcie się szybko, zanim zdecyduję się was połamać. Jeśli nie za przeszłość, to za wtargnięcie do mojego domu. - w końcu, nieboszczyk też może mieć dom. Kto mu zabroni. Jedno było pewne. Jeśli któryś z nich wykona chociaż ruch.. Och.. Jak nic.. Jak nic jakaś kość wystrzeli z ziemi prosto w ich kończyny. Złamać nogę, rękę. Co to takiego! Od tego nie zginą. Gorzej, jeśli serio puszczą mu hamulce. | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 6:32 pm | |
| Opuściła głowę, nieco onieśmielona tym gestem naciągnięcia kaptura, a może to przez to, że wydawał się zły? Zacisnęła na płaszczu obie kościste dłonie, czekając w pobliżu domku. Wahała się co powinna zrobić. Wejść? Nie wejść? Gaster nic nie mówił na ten temat, jednak wewnątrz nie była pewna, co powinna zrobić. Słyszała jednak coraz wyraźniejszy głos ukochanego, zacisnęła mocniej dłonie, podnosząc nieco głowę, spojrzała na wejście. Zrobiła niepewnie krok, zawahała się, potem zrobiła jednak kolejny, chowając dłonie pod ubranie, po czym stanęła w wejściu. Utrzymuje głowę na takim poziomie, by widzieli z mroku kaptura tylko dwie białe kropki. Skierowane były pierw na plecy naukowca, słuchała w milczeniu ich słów, słów ukochanego. Kiedy stanęła bliżej niego, spojrzała na osoby, z którymi rozmawiał. Otworzyła szerzej oczodoły, w których natychmiast pojawiły się łzy. Białe kropki zmieniły kolor na zielono-pomarańczowe, po kościach popłynęła kolejna fala łez. Była... przerażona. - To oni... - szepnęła niemal niesłyszalnie, nawet dla szkieleta tuż obok, głos jej się kompletnie załamał. - To oni! - Powiedziała to już nieco głośniej, niż normalnie mówiła, wyraźnie przerażona. Zobaczyła oprawców po latach, a mimo to bała się, zamiast sięgnąć po broń. Wiedziała, wewnątrz wiedziała, że zasługiwali na karę. Poczuła ukłucie gdzieś w okolicy nadgarstków oraz miednicy. Rozszedł się on po całym szkielecie dziewczyny, niczym fala niechcianych uczuć. Czuła się sparaliżowana, najchętniej skuliłaby się, chowając głowę i zaczęła płakać. Był z nią jednak ten, któremu na ślubnym kobiercu obiecała wierność i miłość po wsze czasy, bycie z nim w zdrowiu i w chorobie... Te kilka złych momentów... nie pozwoli by przez nie teraźniejszość się rozpadła. Nie teraz, gdy wszystko odzyskała! - Nie ruszajcie się! - Wrzasnęła, to była bardzo dobra rada, by nie zostali zaatakowani. Patrzyła na nich ze strachem oraz nienawiścią w oczodołach, jednak zaraz stanęła za ukochanym, objęła go mniej więcej na zgięciach rąk i pociągnęła je w tył, obejmując Gastera mocno. Łzy moczyły mu ubranie. - Ja wiem dlaczego, ja wiem że zasługują, ale to samosąd. Nie możesz tego zrobić mimo wszystko! - Drżała, próbując go mocno i stabilnie utrzymać, cofnęła się, ciągnąc go w tył. Wiedziała, że chciał dokonać zemsty za wszystkie szramy, jakie pozostały na jej miednicy oraz za złe wspomnienia, których nikt jej nie wymaże, jednak... wiedziała, że to złe mimo wszystko. To żywe istoty, które... faktycznie miały gdzieś życie drugiego potwora, jednak... To nie może się tak skończyć! Zacisnęła dłonie mocniej, kuląc się nieco. - Proszę, wycofaj się... nie możesz zrobić im krzywdy... - Drżący głos, wciąż płacze, mimo wszystko chce dotrzeć do jego wnętrza, by zrozumiał, że to nie tędy droga. | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 6:57 pm | |
| Obydwoje skinęli głowami na pierwsze pytanie naukowca, głównie lis to zrobił takim pewnym ruchem, byk wydawał się nieco bardziej niepewny od swojego towarzysza. Rudzielec machnął energicznie na boki ogonem, wydawał się, że może i zdziwiony sytuacją, ale nie tak wystraszony. Tak naprawdę to większy potwór mało wtedy oraz teraz jest obeznany w sytuacji. Pomagał tylko przyjacielowi, który błagał go o pomoc. Opowiedział jak zabrano mu część rodziny do eksperymentów, na pewną śmierć i chciał się odpłacić. Zgodził się, cóż innego miał powiedzieć, jak znali się od małego, jednak nie wyglądał na bardzo złego potwora, inaczej było z lisem, który wyglądał na takiego, który nieco bardziej nie zważa na konsekwencje, byleby dopiąć swego. Różnili się wyraźnie, lisiasty był głową dowodzącą, a bykowaty jego siłą i wykonawcą.- Twoje? Mieszkasz tutaj? A nie mieszkałeś czasem w domku w Snowdin? Głupi nie jestem, kłamiesz! - Mówiąc to było słychać to zawahanie mimo udawanej pewności siebie. Był wystraszony, bo przecież ponoć zniknął po nieudanym eksperymencie, jego miejsce przejęła jakaś jaszczurka, nie było go i miało już nigdy nie być, dużo potworów o tym słyszało, a tu jednak okazuje się, że chyba ukrył się zwyczajnie gdzieś w lesie i żył. Na to już jednak lisiasty nie wpadł tak dokładnie.- A więc Gaster to ten mąż martwej szkieletki? - Zapytał dla pewności, na co usłyszał jakieś ciche prychnięcie "taa". Obydwoje jednak doznali szoku, gdy usłyszeli ten głos, który niegdyś błagał o litość, tę twarz, która kiedyś patrzyła na nich z żalem. Wyglądała teraz niemal tak samo, znów płakała, ale wydawała się bardziej delikatna. Byli zszokowani, obydwoje.- T-to jakieś sz-sztuczki, Gaster?! Ona... ona p-przecież nie żyje!!!!!! - Byli przerażeni, jakby widzieli ducha. Oboje cofnęli się, wtedy kości spod nich wystrzeliły i... połamały im nogi, przebijając się przez skórę. Przez to Ren pisnęła przerażona, szarpiąc jakby ukochanym i błagając, by przestał, bo to nie tędy droga. Krzyki bólu lisa jak i byka rozniosły się po otaczającym ich lesie.- Nie zabijaj nas, błagam! - Krew się polała, kończyny połamały, jedno nawet było złamanie otwarte. Bardzo pobrudził sobie podłogę ich krwią. Jednocześnie przerażeni wrogością Gastera oraz pojawieniem się martwej Ren. Powoli mogli wpaść w istny szał.Byk 60% / Lis 60% HP | Gaster 100% HP + połamane nogi obu potworów, nie mogą chodzić | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 7:49 pm | |
| Co powinien w takim momencie zrobić? Czy to nie oczywiste? Powinien posłuchać się Ren, powinien ich oszczędzić, wybaczyć to co zrobili, wsłuchać się w jej i ich prośby. Nie dokonywać samosądu, pozwolić im żyć i zapomnieć o całej tej sytuacji, która się wydarzyła. Kazać im zniknąć i już więcej nie pokazywać się na oczy. Po prostu o nich zapomnieć, żyć tak jak żyli zanim to wszystko się wydarzyło. Miał przecież ten kawałek duszy, który mówił mu, że powinien nauczyć się wybaczać. Czuł emocje Ren. Czuł jej porażający strach i mimo wszystko to pragnienie ocalenia ich. - A czy oni nie zrobili tego samego...? - mruknął cicho zwieszając głowę. Obejmowała go. Powstrzymywała przed jakimkolwiek ruchem. Puścił kość, którą trzymał w dłoni. Zrezygnował? Postanowił im na prawdę wybaczyć? - Lis sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość... Byk mu w tym pomógł... Mogli cie po prostu zabić. Oszczędzić tego wszystkiego, a mimo to jeszcze cie wykorzystali. Nawet.. - przerwał zaciskając szczękę, zaciskając kościste dłonie. Światełka w jego oczach tworzyły niemal prawdziwe płomienie. Wszystko w nim się gotowało. Magia starała się znaleźć dla siebie ujście, nie mogąc wytrzymać rosnącego w nim napięcia. Uśmiechnął się szeroko słysząc ich głosy przepełnione niedowierzaniem. To tak urocze. Słyszeć głos w pewnym sensie największych wrogów, którzy byli tak zaskoczeni. Nie mogący zrozumieć zaistniałej sytuacji. Nawet jeśli Ren go trzymała, nic nie powstrzyma magii, która powoli zaczynała działać sama z siebie, po prostu odczytując jego emocje. Niezwykle negatywne emocje. Wykonali ledwo krok, a kości wystrzeliły z ziemi jak pociski. Dźwięk łamanych kości, lejącej się krwi, krzyki i lamenty. To ta sama, cudowna aura, która niosła się za nim gdziekolwiek nie postawił swojej stopy. Jak widać, nic nie jest w stanie tego zmienić. - Mam was wysłuchać? - spytał drwiąco, z wyższością. Zwracał się do nich jak do zwykłych zwierząt, którymi można pomiatać ile się chce. Kościste dłonie złapały Ren, zmusiły ją do puszczenia naukowca, trzymały mocno nie pozwalając jej się wyrwać. Mimo wszystko nie chciał by patrzyła. Wystarczy, że musiała słuchać. Że usłyszy, nawet jeśli ją stąd zabierze. Uniosły ją lekko nad ziemią i skierowały w kierunku drzwi. Jeśli będzie musiała niech krzyczy, niech stara mu się przemówić do rozsądku. Było za późno. Właśnie wybrał zaprzepaszczenie wszelkich możliwych szans. Co było, pozostanie bezdusznym, który nie wie czym jest litość, który nie potrafi wybaczyć, który jedyne rozwiązanie widzi w zabójstwach. - A czy wy... Wysłuchaliście jej próśb? Gdy błagała, żebyście niczego jej nie robili? Byście jej nie krzywdzili...? - mówił monotonnie, bez jakichkolwiek emocji w głosie. Był zimny i ten sam chłód otaczał ten mały kawałeczek duszy od Reni. Chłód, nie. Najprawdziwszy lód i kamień. Powoli szedł w ich kierunku. Refleksy okularów już dłużej nie mogły ukrywać tego spojrzenia, pełnego wściekłości, nienawiści, agresywnych barw, które raziły niczym pioruny. Uniósł dłoń, w której zrobił sobie zaostrzoną kość. Mimo wszystko drżała. - Mam wam tak po prostu wybaczyć? - mówił, a jego słowa drżały. Mimo wszystko, było w nim coś z prawdziwego potwora. Powstrzymywał łzy... Łzy złości na samego siebie. Dłużej jednak się nie wahał. Wykonał szybki ruch, wbijając zaostrzoną kość wprost w ciało Lisa, mniej-więcej w tym miejscu, powinna być jego wątroba. Chyba nie myślicie, że wykończy go od razu? Kilka kościstych dłoni przytrzymywało byka. Skoro był tutaj tylko pomagierem, może sobie poczekać. Najpierw ten, który to wszystko parszywie zaplanował. - I co? Będziesz błagał nadal? Myśląc, że cie wysłucham? - po tych słowach wbił kolejną kość, przebijając prawe płuco. - Będziesz krzyczeć? - mówił coraz ciszej. Wyraźnie obrzydzony swoimi własnymi poczynaniami. Ale nie był w stanie przestać. Nie mógł się powstrzymać. Wciąż... Wciąż siedziało w nim to zło, które za nic w świecie nie pozwalało mu przejrzeć na oczy. Które nie pozwalało mu już zmienić decyzji. Wszystko zniszczył. Znów. | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 8:32 pm | |
| Ściskała go z całych sił, jak tylko mogły te chude, delikatne rączki, pozbawione brutalności. Chciała, by już wszystko było dobrze, by nic nie zepsuło tych dobre chwil, które na nowo przeżyli, by wrócili razem do domu i zapomnieli. Gaster chyba nie rozumiał, że Lis czuł się tak samo, jak on teraz, jednak tylko mu się odwdzięczył, a go nie zabił, z dodatkową różnicą: żona naukowca wróciła, a żona Lisa - nie. Nie potrafił się tym cieszyć? Linie czasu były nie tylko dla niej, ale również dla Gastera łaskawe. - A-ale..! - Nie miała argumentów, nie znała go i nie chciała poznać, nie wiedziała, co mogłaby teraz powiedzieć na jego obronę. Już dawno ułożyła plan, jak porozmawiać ze strażnikami, z samą Undyne, która zapewne gdyby zobaczyła Gastera rozszarpałaby go na strzępy... - Straż może się nimi zająć, wystarczy ich zawołać! Wszystko im powiesz jak był... - Nagle została złapana przez coś, co było kopią rąk naukowca. W jej umyśle było jedno wielkie "CO?!?!". Zaczęła się wyrywać, piszczeć, coraz głośniej, tak samo płakała tylko bardziej i bardziej. Kolorowe łzy zlatując na podłogę traciły swoje barwy. - NIE CHCE STĄD WYCHODZIĆ! CHCE BYĆ OBOK, CHCE CI POMÓC! DAŁAM CI WSZYSTKO, CO MOGŁAM, CZEMU CHCESZ ICH ZABIĆ?! TAK BARDZO NIENAWIDZISZ MOJEGO PODARUNKU W TOBIE?! - Wysokość różnorakich dźwięków, które tylko oni i ich synowie rozumieli była niesamowicie duża. To były istne piski przerażenia, smutku i bezsilności. Te uczucia próbowały przebić się przez twardą skorupę Gastera. Słuchała go, patrzyła na tę scenę nie dowierzając. To prawdziwy potwór, nie tylko z rasy. N-nie, to nie jej ukochany, to wina linii czasowych. - A CZY TY ICH TERAZ WYSŁUCHUJESZ?! JESTEŚ TAKI SAM JAK ONI!!!!!!! - Mimo iż wiele rzeczy mówiła pod wpływem emocji, były prosto z duszy, gwałtownie mówione, w akcie rozpaczy. Zacisnęła mocno szczęki widząc tę krew lejącą się z brzucha oraz torsu Lisa. To było okropne, robiło jej się niedobrze od samego widoku. - PRZEEEEESTAAAAAAAAANNNNNNN DO CHOOOOLEEEEEEEEEEERYYYYYYYYYY!!!!!!!!!! - Zachrypła, tak bardzo, do tego to wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Zieleń jak i pomarańcz świeciły się mocno w jej oczach. Nigdy nie używała takich słów, ale w chwilach podobnych do tych dorastała błyskawicznie na te kilka krótkich chwil. Chciała go powstrzymać, jednak nie mogła, tak bardzo. Bolało ją serce, bolała ją cała dusza, ale nie tylko dlatego, że była bezużyteczna i bezsilna jak zawsze, ale bo czuła, że kawałek w Gasterze długo już nie wytrzyma. Gdyby była bardziej pożytecznym potworem nic takiego nie miałoby tu miejsca. Nie potrafiła jednak nawet podnieść ręki na czyniącego zło męża. | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 8:47 pm | |
| Oba potwory zaniemówiły, kiedy spoglądali w pełne nienawiści oczodoły Gastera, przynajmniej lis wiedział, że to zapewne koniec. Był na siebie zły, że to się stało, ale zarówno gdzieś wewnątrz szczęśliwy, bo znów będzie mu dane spotkać się z ukochaną, którą naukowiec zabił. Miał tyle szczęścia, jego żona kochała go mimo wszystko, oboje wrócili z martwych, a żona Lisa już nie, to była dla niego już duża kara, jednak dla szkieleta niewystarczająca.- Ngh... - wydał z siebie jedynie, jemu jak i Bykowi zabrakło języków w gardle. Ta szkieletka żyła, przebaczyła im, nawet starała się, by Gaster odpuścił. Lis dobrze wiedział, że szkielet jej nie posłucha, bo czuje się teraz dokładnie tak samo, jak rudzielec kiedyś. Pełen determinacji do zemsty, nie cofający się przed niczym, byleby dokonać swego.- Robisz to samo, z tego samego powodu, co ja i nadal nie rozumiesz dlaczego?.. - warknął, nim kość przebiła mu brzuch. Zacisnął mocno kły, po ciosie w płuco wypluł krew i zaczął łapać łapczywie oddech. Kiedy okazało się, że to zbyt bardzo boli, po policzku popłynęła mu łza. Wstrzymał oddech... Tak skończy, prawda? Karma go dopadła, ale mimo wszystko się cieszył. Zobaczy się z ukochaną. Nie słyszał już innych, nawet Byka, który był tuż obok. Ataki Gastera były zbyt silne, by tak słabe i bezbronne potwory wytrzymały to długo.- Lisie... LISIE!!!!!!!! Błagam cię Lisie, zrób coś!!!! - Byk na własnych oczach tracił jedynego, najlepszego przyjaciela. Zaczął płakać jak małe dziecko, zalał się wręcz wodospadem łez. Mimo wszystko rudzielec uśmiechnął się do niego lekko. Z ruchu warg można było wyczytać "wszystko będzie dobrze". Byk był zły, ale bardziej przerażony. Ból? Co to ból, gdy ginął jego najdroższy i JEDYNY przyjaciel.- Nie zostawiaj mnie, nie... nie chcę... NIE CHCĘ UMRZEĆ!Byk 55% / Lis 5% HP (niezdolny do walki) | Gaster 100% + Lis na granicy życia + silne krwawienie + brak możliwości oddechu + Połamane nogi nadal, nie mogą się ruszać + Krwawienie u Byka, można je zatamować | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 9:20 pm | |
| Co on w tym momencie robił? Oszalał? Czy całkowicie się poddał? Pozwolił instynktom bezdusznego mieszkającym wewnątrz niego na wszystko czego tylko chciały, oddał im się całkowicie, nie zwracając uwagi na to co własnie robi. Dobrze wiedział, że to było złe. Gorzej niż złe. Niewybaczalne. Otrzymał od losu więcej niż ta dwójka razem wzięta, jako wynagrodzenie za zło dawnych czasów. Jego żona wróciła do życia, miał okazję przekonać do siebie na nowo swoich synów, mógł ukarać tą dwójką w sposób o wiele łagodniejszy niż teraz. Mógł zrobić tyle rzeczy by wszystko wróciło do normalności, by nikt nie ucierpiał bardziej niż dawniej. Dlaczego?! Dlaczego nie potrafił tego uszanować? Dlaczego nie mógł postąpić inaczej. Nie potrafił zrobić niczego innego... Mógł jedynie, ranić. Siebie. Ich. Najdroższą mu w życiu osobę. Był paskudny i dobrze o tym wiedział. Nie potrafił niczego innego. Po prostu do tego został stworzony. Nie mógł zmienić swojej natury. To tak jakby chcieć nauczyć sarnę jeść mięso, ale jeśli długo będzie się ją do tego zmuszać w końcu zdechnie nie mogąc przezwyciężyć tego jak ją zaprogramowano. - R-r.. - nie był w stanie wypowiedzieć jej imienia. Czuł, że jeśli to zrobi, że jeśli akurat on je wypowie, czuł się jakby miał je pobrudzić. Zbezcześcić. - Kocham ten podarunek! Kocham ciebie! - krzyczał, cofając się w tył, przewrócił się, jakby ktoś podstawił mu coś pod nogi. - Nie powinienem tak nawet mówić, ale... Ale.. - łzy zaczęły płynąć po jego kościach policzkowych, ale nie czuł ulgi. Czuł jedynie narastający ból. Nie był w stanie tego odróżnić, czy to ból w duszy Ren, czy ból w pustce, w której już dawno pojawiłaby się jego własna dusza, gdyby tylko się postarał. - Ale to nie moja dusza! - wydusił w końcu. - To nie moja dusza! To nie moje emocje! - wrzeszczał, ściskając dłoń na materiale, w miejscu gdzie powinno być serce. - Nigdy nie będę zdolny by czuć, nigdy nie będę zdolny się tego pozbyć! To silniejsze ode mnie, mogę próbować, nie potrafię się temu oprzeć! Te wszystkie złe rzeczy, to jak nałóg... - zaczął tracić siły. Ból... Jej ból, sprawiał, że nie był w stanie nawet utrzymać swojej iluzji. Kościste dłonie zniknęły, puszczając ją wolno. Sam był tylko rozlatującą się kulką mazi. - Widzisz...? - spytał, wiedząc, że zaraz tu przybiegnie. Chociażby tylko po to, żeby im pomóc. - Tym jestem. Potworem. Prawdziwym potworem. Nikim innym... - podpełzł do swoich dawnych celi. Czuł ogromne wyrzuty sumienia, obrzydzenie samym sobą. To nie były emocje Ren. To były jego własne, najprawdziwsze emocje. Zżerały go od wewnątrz, wyniszczały, osłabiały jego własną psychikę czyniąc jeszcze bardziej podatnym na te złe decyzje, które przynosiły ukojenie. Nie był w stanie uwierzyć, że ten paskudny instynkt przez zaledwie jedną milisekundę, starał się podsunąć mu nawet próbę pozbycia się Ren. By nic nie stało mu na drodze, by nic już go nie powstrzymywało. By rozpacz i cierpienie całkowicie go pochłonęły, zmuszając do ciągłego mordu w celu zaspokojenia swoich potrzeb, by zająć się czymś i nie myśleć o bólu. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego zrodziło się w jego myślach. To było okropne. Okropne! Okropne! Nie do wybaczenia! Zbliżył się powoli do byka i lisa. Patrzył, nie wiedząc co zrobić. Gdyby tylko... Gdyby tylko posiadał moc mogącą leczyć. Nawet jeśli kiedyś, gdy był bardzo młody potrafił to robić, gdyby tylko nie zaniedbał tej sztuki. Może teraz.. Mógłby cofnąć przynajmniej trochę rany jakie im stworzył. - J-ja... - głos mu drżał. Załamywał się. Wręcz mamrotał, jakby własnie miał kilka ładnych promili w szpiku. - J-ja... - powtórzył, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Stał nad nimi, patrząc jak lis powoli kona, jak byk rozpacza nad przyjacielem. Czy to nie było podsumowanie jego całego życia? Łzy spływały po masce, mieszając się z czarną mazią jego własnego ciała. - N-na prawdę nie... C-chciałem to.. - mamrotał, wręcz się rozpływając. Ostatkiem sił nałożył na siebie z powrotem iluzję. Patrzył na dłonie, które chociaż czyste, w rzeczywistości wręcz ociekały krwią, wielu istnień. Żałował, że stał się taki jaki jest. Może gdyby nie zboczył ze swojej ścieżki, wciąż miałby przynajmniej fragmenty tej mocy leczenia, przynajmniej na tyle by zatamować ich krwawienie. - R-ren.. Proszę, p-pomóż.. Ja.. Ja... | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 9:59 pm | |
| Próbowała i próbowała, czy to wszystko nie szło tak bardzo na marne? Wciąż bolała ją dusza, coraz mocniej i mocniej, odbierając "oddech" i zdolność normalnego myślenia. Wyrywała się coraz słabiej, była przerażona, działała pod wpływem adrenaliny. Co chciała zrobić? Chciała pomóc ukochanemu, on się przecież bał, do cholery tylko i wyłącznie bał! Tak myślała Ren, nie wiedziała, czy to prawda, czy jednak nie. Mimo wszystko starała się widzieć w nim dobro, ale im bardziej to próbowała utrzymać, tym bardziej czuła jakby ktoś wbijał i wyjmował jej nóż z duszy. Bolało, tak bardzo, tak szybko traciła siły, traciła swoją determinacje. Jedynie pozwoliła, by słyszano, jak płacze, bezużyteczna, głupia dziewucha, która myśli, że zawsze pomimo dwóch widzianych dróg jest ta trzecia, po środku. Nawet jeżeli chciała coś powiedzieć, nie mogła, czuła, że jej gardło jest zbyt zdarte, by mogła wydać z siebie jeszcze jeden krzyk, jeszcze jeden pisk, jeszcze jeden cichy szept w stronę ukochanego, by przestał, by się odwrócił, by na nią spojrzał w ten sam pożądliwy sposób, co wcześniej. Chciała, by było dobrze, więc czemu była tak bezużyteczna? Czemu była tylko kupą kości z kobiecym głosem... czemu tak bardzo beznadziejną kupą kości?.. Płakała teraz z powodu utraty Gastera? A może przez siebie? To przez smród krwi? Krzywdę innych? Jej dusza nie chciała się z tym pogodzić, tak bardzo to wszystko bolało. Słuchała go jeszcze? Nie... nie była w stanie, była zamknięta w swoim małym świecie, w umyśle, gdzie nikt nie mógł jej zranić. Słyszała słowa o miłości, jak wiele znaczą po fakcie? Kiedy jej dusza w nim już umierała. Zapomniał jak wiele bólu czuła, by mógł na nowo być istotą czującą. Oddała to, co większość potworów bardzo ceni. - Gdybyś tylko chciał... była...by.........twoja... - szepnęła tak, że wątpliwym było, że Gaster ją usłyszy. Oddałaby wszystko, by teraz cofnąć czas, by nigdy tu nie przyszli, by powstrzymała go od kolejnych popełnionych złych uczynków. Była śmieciem... zwykłym, tchórzliwym, bez żadnej mocy... zwykłym śmieciem. To? To był koszmar gorszy od pustki. A może to nadal było to miejsce i odbierało jej resztki umysłu oraz duszy? - Poślubiłam... delikatnego... nieśmiałego szkieleta... T-ty... d-do-dopiero stałeś się b-bezduszny... - Mówiła to wszystko poniekąd nieświadomie. Poddała się... odłożona na ziemię leżała jak martwa, z jedną ręką wyciągniętą w jego stronę. Może jak straci życie, to inni je zyskają? Płacząc, zacisnęła dłoń... nie powinno jej tu być, zepsuła wszystko. Jedna z kości wyrosła spod ziemi i przebiła jej żebra, kolejna to samo, na krzyż. Trzecią wbiła prosto w duszę. Za każdym razem wydawała z siebie zduszony jęk bólu. Tak powinno być, koniec scen mordu, zaraz obudzi się w kompletnej ciemności, znów sama... jednak nikomu nie będzie przeszkadzać. - Ja... n-nie po-ma..gam... n-nigdy... n-nikomu... - Głos jej się załamał. Dusza ociekała czymś na wzór zielono-złotej krwi. Nie, to tylko magia. "Proszę, niech ten koszmar się już skończy..." | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 10:19 pm | |
| Lis patrzył na Byka, z wzajemnością, oboje ze łzami w oczach. Wiedział, że to dobra kara za te okropne czyny, jednak kierowały nim silne emocje. Złapał pół wdechu, znów plując krwią, a potem padł całkiem na ziemię, z lekko uchylonym pyskiem. Nim to jednak się stało, obok Gastera zobaczył swoją ukochaną: "już dobrze...". Wraz z tymi oto jej słowami rudzielec wydał z siebie ostatnie tchnienie. Umarł, wykrwawił się, doktor go zabił. Ciało powoli rozpadało się w biały proch, który szybko zmienił się na czerwony z powodu wszechobecnej krwi. Biała dusza unosiła się chwilę nad tym, było słychać ciche "dziękuje", a potem rozpadła się na milion drobnych kawałeczków. Byk rozryczał się na dobre, zakrywając oczy, pysk, z głośnym rykiem. Umarł, stracił go... na zawsze... Mimo wszystko spojrzał na Ren, przepraszająco i błagająco zarazem.- Sz-szkieletko NIE! - Ogromny żal za grzechy, ból, dotarł do niego dopiero teraz. Bezsilny, bezużyteczny, kolejny potwór, który mógł jedynie płakać i żałować swoich decyzji. Wszyscy tutaj obecni byli wyraźnie w rozsypce, wszyscy uszkodzeni wewnętrznie, a Ren także fizycznie! Zaczęła zadawać sobie obrażenia, bardzo poważne. Nawet, jeżeli ataki były słabe, to celowała we własną duszę, słabą duszę, jedynie jej połówkę. Rozsądnym byłoby zatamować rany Byka i zająć się Ren, a może już lepiej dobić ich oboje, by się nie męczyli? Nie ma już tutaj zbyt dobrej ścieżki do wyboru, można jedynie wybrać mniejsze zło. Kawałek duszy szkieletki w ciele Gastera zaczął trzymać się mocniej, gdy sama sobie odbierała siły życiowe, tak podtrzymywała w ukochanym to, co miało zniknąć. Normalnie ten zarodek rozsypałby się na kawałki, gdyby nie "próba samobójcza" Ren. Miał malutką nikłą szansę, by zrobić cokolwiek. A co jeszcze może?Byk 50% HP / Lis 0% HP MARTWY | Gaster 100% HP i 50% przekonania do słów ukochanej Ren 40% HP
+ Zalążek duszy zostanie zniszczony z prawdopodobieństwem 70% + Byk krwawi i ma połamane nogi + Lis umarł z powodu poważnych obrażeń + Ren bardzo osłabiona, próbuje popełnić samobójstwo | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 11:04 pm | |
| Zepsuł. Zniszczył wszystko. Pozbawił każdego nadziei, nie zostawił nawet kawałka. Nie zostawił niczego. Najmniejszego skrawka jasnego światełka, które mogłoby poprowadzić ich wszystkich na dobrą stronę. W dobrym kierunku. Tam, gdzie nic się nikomu nie stanie. Gdzie wszyscy będą żyć w radości i szczęściu. Bez szkód. Bez smutku. Bez niczego co stało się teraz. Tak bardzo żałował. Narastał w nim gniew, niewyobrażalne cierpienie. Spartaczył wszystko! Znowu! Znowu to samo! Miał tak idealną szansę, mógł wrócić na poprawny tor życia, ukochana jeszcze by mu w tym pomogła. Jedyne co czułem to ból, wciąż rósł i rósł i nie dając spokoju. Wypełniał całe moje szkaradne wnętrze nie dając nawet chwili wytchnienia. To nie tylko mój ból. To też ból Ren. Ale jej był o wiele gorszy. Nie ma niczego gorszego jak zniszczone nadzieje, a ja właśnie to zrobiłem. Zniszczyłem je. Zniszczyłem wszystko co mogłem razem z nią zrobić. Pragnąłem wybaczenia? Ale na co mi to. Po co mi to w tym momencie, nie ma przebaczenia dla takich zwyrodnialców. Byłem niczym innym jak śmieciem, który dawno powinien przestać stąpać po tym świecie, który powinien odejść. Nie ten lis. On tylko chciał pomścić zmarła żonę. A ja? Mogłem po prostu go postraszyć. Wydać królewskiej straży. Zajęliby się nim o wiele delikatniej niż to co teraz. Ren wróciła do życia, dostałem rekompensatę. Nie musiałem go zabijać, ale mimo to... Ale mimo to... Nie mogłem się powstrzymać. Coś mną kierowało. Nienawiść, złość, zemsta. Instynkt, którego nie byłem w stanie się pozbyć. Ten sam, który pomógł mi przetrwać w pustce, ten sam, który pomagał mi ukryć żal kiedy już się z niej wydostałem. Zabrał mi teraz wszystko. Skazał na cierpienie. Ale wciąż, to nic w porównaniu do mojej kochanej Ren... Czy w ogóle miałem prawo tak jeszcze myśleć? Czy w ogóle mogłem? Zawiodłem ją. Zniszczyłem jej marzenie. Tak bardzo się cieszyła. Że zobaczy Sansa. Papyrusa. Że będziemy szczęśliwą rodziną, która zacznie wieść spokojne życie, chociaż na początku byłoby to trudne. Dlaczego musiałem to zniszczyć? Sam tak bardzo tego chciałem, happy endu, zakończenia, które zadowoliłoby wszystkich. A teraz? Miałem przed sobą Byka z połamanymi nogami, który powoli się wykrwawia. Ren, która... Nie. NIE! - NIEEEE! - wrzasnąłem, rzucając się w kierunku żony. Nie zwracałem na nic uwagi. Nawet jeśli miałem oberwać jedną z kości, które sama tworzyła. Nie mogła tego zrobić. Niech przestanie. To boli! To cholernie boli! Nie mogę tak patrzeć. Czy nie zniszczyłem wystarczająco wiele?! Dlaczego postanowiła to pogłębić, dlaczego postanowiła to zrobić, dlaczego rani samą siebie, w jakim celu?! Dlaczego nie mogłem tego pojąć, dlaczego nie mogłem tego zrozumieć. Rzuciłem się po prostu w jej kierunku. Byk da rade. Przeżyje, nie wykrwawi się aż tak szybko, dobrze się trzyma. Co innego Ren. Była taka mała, delikatna, podatna na wszelkie szkody. Nie powinna nigdy stąpać po tym świecie pełnym zła. Powinna zostać w tym raju, z którego ją tutaj do mnie zesłano. Miała mi pomóc, a ja ją zdradziłem. Zniszczyłem najpiękniejsza rzecz jaką mi dała. - R-r-ren.. - jąkałem się jak małe dziecko, łapiąc ją w swoje objęcia i mocno przyciskając do siebie. Nie powinienem tego robić, ale to jedyny sposób w jaki mogłem ją uchronić. Samym sobą. Jeśli trzeba, wytrzymam jej własne ciosy, przyjmę ja na siebie, niech złamie moje kości, dorobi pęknięcie na czaszce, pozbawi żebra. Zniosę to wszystko tylko.. - Proszę... Przestań robić sobie krzywdę... - mamrotałem, nie przestając płakać. Ściskałem ją jak małe dziecko, które właśnie popełniło wielki błąd. Ale to ja byłem tym małym dzieckiem. To ja popełniłem wielki błąd, którego nie byłem w stanie naprawić. Nie mogłem. Czułem ból. Jej ból. Był ogromny. Cierpiała tak bardzo... Ten mały kawałeczek duszy, chcę go zachować. Nie mogę go stracić. Mimo wszystko, nie mogę pozwolić mu zniknąć. Tylko tak mogę jej pomóc, ale jeśli istnieje inny sposób chce go poznać. Muszę go poznać. Nie ma innego wyboru. - Pomagasz.. Pomagasz każdemu.. - mówiłem cicho i spokojnie, starając się pokonać łzy. - Jesteś najlepszą istotą jaka stąpa po tym świecie. Zawsze w pierwszej kolejności myślisz o innych, nigdy o sobie.. Jesteś prawdziwym aniołem.. To ja.. - zrobiłem przerwę. Miałem wrażenie, że zaraz znów się rozpłaczę. Jeszcze gorzej niż poprzednio. Musiałem jednak trzymać się w kupie. - To ja nie zasłużyłem by mieć cie w swoich objęciach... To przeze mnie tyle cierpiałaś, to przeze mnie to wszystko się stało.. Tak bardzo przepraszam. Byłem.. Nie. Jestem głupi. Jestem największym idiotom tego świata! Zaprzepaściłem wszystko, co od ciebie dostałem. Ale proszę.. D-daj mi j-jedną.. O-ostatnią sz-szansę.. Ja.. Ja się.. Ja się p-postaram... Z-zrobię wszystko, n-n-nawet j-j-j-jeśli... J-j-j-jeśli k-każesz mi przekopać się na p-powierzchnię, z-zrobię to... W-wskoczę do lawy, do b-basenu pełnego p-piranii. - wymyślałem tak kiepskie przykłady. Przecież nigdy nie kazałaby mi czegoś takiego zrobić. Jedyne czego chciała, to po prostu żebym się zmienił. Nie udało mi się już teraz. Skąd mam wiedzieć, że pozwoli mi spróbować drugi raz? - Żałuję wszystkiego.. D-dałem się ponieść emocjom.. Za.. Zapomniałem czego c-chciałaś.. Czego tak bardzo p-pragnęłaś.. N-nie.. To nie emocje.. Dałem się ponieść swojej własnej ż.. Żądzy.. A-ale ja już tego n-nie chcę.. N-nigdy więcej. Nie mogę.. Nigdy.. Ja.. - znów zacząłem plątać się w swoich słowach, nie mogąc już niczego ułożyć w sensowne zdanie. Po prostu ściskałem ją mocno, uważając mimo wszystko, żeby nie przesadzić. | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Pią Lip 01, 2016 11:50 pm | |
| Leżeć, zginąć, przestać być bezużyteczną, żeby koszmar zniknął. Robiła to dla siebie, czy dla niego, a może dla nikogo? Nie wiedziała, straciła z oczu cel. Zatraciła się w tym wspaniałym śnie, który stał się koszmarem. Tak, to nie mogła być rzeczywistość, tak być nie mogło. To iluzja w jej głowie, pragnienie powrotu do ukochanego... nigdy już do niego nie wróci, nie może, jest przecież martwa. Pomarańczowo-zielone światełka stały się o wiele mniejsze, wygasły, jakby w środku Ren też zapanowała kompletna pustka. Nie, to jednak tylko ogromny ból nie do opisania, żal, strach... Głównie ból i strach, nie, przerażenie. Co ona mogła? Za kogo się uważała? To że mogła swoją duszę uczynić czyjąś? Mogła oddawać kawałki duszy znów i znów, jeżeli tylko się wyleczy, ale to nie była zwykła moc. Do tej zdolności potrzeba było ogrom determinacji, które Ren... straciła. Wygląda jak żywa, ledwo kontaktująca lalka. Jeszcze jedna i kolejna, mocno, powoli, by ból fizyczny zastąpił psychiczny. Nie, oba bolały, mocno, tak samo. Gaster nie oberwał kością. Zakasłała, czując jak ciało słabnie. To kara? Za co się karze? Jaki był w tym sens? Przeprosić świat? Przebłagać go o koniec swoim cierpieniem? Ta drobna szkieletka wewnątrz jest o wiele bardziej krucha, nie to co jej kości. Złamała sobie już ze 3-4 żebra, zarysowała inne, ale to wciąż mało. Czując dotyk na ciele nie zainteresowała się tym, kto to może być (któż by inny), chciała jedynie wbić w siebie kolejną kość i kolejną, aż do śmierci. To wszystko było jej porażką, tylko w głowie, prawda? Szkieletka... zdawała się oszaleć, jej psychika pękła. - Jeszcze... jedna... i... - Mówiła do samej siebie tak cicho, tak bardzo załamanym głosem. Nie chciała go słuchać? Nie miała sił? Nie, jakaś część jej umarła. Czemu nie poczuła tego ciepła od tulącego ją ukochanego, to jeszcze było ważne? Mogła, mogła wszystko, jeżeli tylko miała determinację, jednak potwory nie miały jej zbyt wiele, niemal wcale... ona miała malutko, ale jednak. Była taka wątła, przelewała się Gasterowi przez ręce. Nie była głupia, to tylko ona nie powinna tu należeć. Stworzyła kość między swoimi żebrami, kolejny raz przebiła się przez duszę, nie wychodząc poza żebra. Jeden mały kawałek połowy duszy ukruszył się i rozpłynął. Mimo wszystko... nie chciała, by naukowiec był bardziej krzywdzony. Niesłuchała go, to jedyne co mogła zrobić... dla swojego własnego dobra. Egoistka... a może po prostu słaba istota? Mimo wszystko jego słowa spowodowały, że ponownie zaczęła płakać. Czy to aby na pewno dobry znak? Szanse... jak mu dać? Był jak ci porywacze - bez litości dla duszy Ren. Nie okazywała większego zainteresowania jego słowami, ale słuchała uważnie. Jak mogła, na ile mogła, ukrywając się w swoim świecie. - Więc po... po prostu... zapomnij. Byłam... jestem bezużyteczna... cały ten czas... | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 12:33 am | |
| - Nie jesteś bezużyteczna! - wrzasnąłem, nie wiedząc już co zrobić. Tak bardzo zepsułem! Zepsułem! Zepsułem! Zepsułem! Od początku swojego istnienia, od moich narodzin, miałem pomagać innym, tworzyć nowe rzeczy, konstruować, naprawiać, pomagać innym, być prawdziwym naukowcem i wynalazcą. Ułatwiać wszystkim życie, sprawiać by jutro było lepsze, zasiewać ziarna nadziei w sercach wszystkich ludzi i potworów. Bez żadnych wyjątków. Bez selekcji. Każdy miał być szczęśliwy. To miałem robić. A tymczasem? - Zniszczyłem własną rodzinę. Zniszczyłem cudze rodziny. Zabierałem życia innych, bo się bałem. Bo nie potrafiłem przezwyciężyć ogromnego bólu po twojej stracie! - krzyczałem, czułem jak powoli wysiada mi głos, a mimo wszystko wciąż się nie poddawałem. Nie mogłem w takim momencie zrezygnować, to nie może się tak skończyć! Nie mogę... Nie mogę jej znowu stracić. Znowu przeze mnie, znowu przez moją głupotę. Czy kiedykolwiek się nauczę. Czy kiedykolwiek poprawię swoje zachowanie?! Czy to w ogóle możliwe? - Nie każ mi znów tego przeżywać... Nie każ mi tego robić. Nie każ mi o sobie zapomnieć... - pozbyłem się iluzji. Przeszkadzała. W tym momencie tak bardzo mi przeszkadzała. Męczyła jak nigdy, chociaż zwykle nie zjadała nawet kawałka magicznej energii. Przycisnąłem ją mocno do siebie, szlamowate ciało owinęło każdą jej kostkę, chwyciłem jej małą duszyczkę w dłonie, chroniąc przed kolejnymi ciosami. - Tak bardzo boli... - mruknąłem cicho. - Ale... Nie musi. Bo nie musisz tego robić... Nie musisz siebie ranić. Wiem, że zawiniłem... Wiem, że zrobiłem ci krzywdę... Mówiłem rzeczy, których nie chciałem. Ale proszę... Przestań. Ren. Nie jesteś bezużyteczna. Gdyby nie ty... Nic na tym świecie nie miałoby sensu. Nie miałbym po co żyć. Pomyśl o naszych synach. Sans. Papyrus. Kochają cie i tęsknią. - nie miałem odwagi wspomnieć o samym sobie. Czy w ogóle miałem prawo mówić, że nadal ją kocham? Po tym co zrobiłem? Wystarczyło proste "Królewska Straż się wami zajmie.", które zakończyłoby to wszystko od razu happy endem. Dlaczego?! Dlaczego więc znów zboczyłem z drogi, czemu znów każę jej cierpieć?! Doprowadziłem ją do takiego stanu... Czułem jej ból. Był okropny. Cierpiała jak nigdy, nie potrafię tego nawet opisać. Ten mały kawałeczek duszy, który mam w sobie, który należy do niej. Przekazywał tak wiele, pokazywał tak wiele. A ja go nie uszanowałem. Podeptałem jak zwykły chwast, który okazał się być najpiękniejszym kwiatem istniejącym na ziemi. A teraz? Teraz, bezsilnie próbowałem przywrócić mu życie. - Jesteś silna... Jesteś użyteczniejsza niż ci się zdaje... Zrobiłaś tyle dobrego, pomogłaś mi wstać, pokazałaś właściwą drogę... Uczyniłaś moje życie pięknym. Czy ktoś bezużyteczny, mógłby zrobić coś tak niesamowitego? To tylko ja... To tylko ja upadłem, to tylko ja zboczyłem z drogi, którą mi wskazałaś.. To jedynie moja wina... Że to wszystko.. Proszę.. - trzymałem jej małą duszyczkę najdelikatniej jak tylko mogłem, ale też i najsilniej jak tylko się da. Byle nie zrobiła jej już nic. Byle nie zrobiła już sobie niczego. Każdą kostkę chroniłem samym sobą. - Jeśli masz cierpieć, chcę cierpieć z tobą. Jeśli masz czuć ból, też chcę go poczuć. - mówiłem spokojnie, przestałem nawet płakać. Po prostu chciałem do niej dotrzeć. Niech przejrzy na oczy. Niech zrozumie.. - Jesteś wspaniałą osobą... - gładziłem delikatnie ten mały, biały kawałeczek. - I nigdy o tobie nie zapomnę. Bo to całkowicie niepotrzebne. Zostaniesz tutaj... Nie możesz odejść. Nie w takim momencie.. Nie z powodu takiego idioty jak ja. W swojej dłoni, zaraz obok duszy Ren, zmaterializowałem ten mały kawałeczek, który mi podarowała. Trzymałem je razem, blisko siebie. To nie była moja, lecz jej dusza. Ale jeśli tylko bym w to uwierzył, byłaby moja. Cała. Nie... Ona już teraz była w pewnym sensie moja. Tak jak Ren. Dlatego nie mogłem odpuścić. Musze o nią walczyć. - Ren... Proszę. Oprzytomnij. Wiem, że tam jesteś. Ta wesoła, dziecinna ty, która sprawia uśmiech na twarzy każdego kto ją zobaczy... Która operuje wałkiem lepiej niż niejedna perfekcyjna pani domu. Na tyle dobra, by oddać takiemu idiocie jak ja, część swojej duszy. Proszę. Przestań robić sobie krzywdę. Proszę.. Tak bardzo.. - to nie prośby. To już błaganie. Wszelkiego rodzaju próby, nie wiedziałem co robić, starałem się nie tracić nadziei, ale w momencie takim jak ten, trudno jej nie stracić. Ale musiałem się trzymać, dla niej. By przynajmniej ona nie ucierpiała już bardziej. Nie chce tego. NIE CHCĘ TEGO DO JASNEJ CHOLERY! Nie chcę być już tym kim jestem! Nie chcę być mordercą, szalonym naukowcem! Chcę być tylko zwykłym potworem, szkieletem, ojcem dwójki wspaniałych dzieci, mężem równie wspaniałej żony, który swoimi wynalazkami pomaga potworom w Podziemiu. | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 9:22 am | |
| Psychika Ren siadła, nie wiadomo czy nie na dobre. Myślała, że da radę, że uda jej się pomóc, powstrzymać męża. Wiedziała co chciał zrobić, domyślała się, iż im nie odpuści i dlatego ruszyła w ślad za ukochanym bez wahania. To było jednak błędem, który przypłaciła zdrowym rozsądkiem, a potem ranami na własnym ciele. Większość rzeczy, o których myślała, to były tylko i wyłącznie wymysły jej umysłu, całkowicie zniszczonego teraz umysłu. Mało prawdopodobne jest, że ktoś do niej dotrze, jeżeli nie będzie tego chciała. To w jakiś sposób podstawa, jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, nie można mu pomóc, kiedy nie będzie tego chcieć. Miała się za gorszą, źle się z tym czuła, ta cała sytuacja nie poprawiała jej myślenia, a już na pewno nie ten krwawiący w pobliżu Byk. A właśnie, on zaczął się czołgać jakkolwiek w stronę poduszek, mimo iż to sprawiało mu ból. Miał nadzieję, że sobie poradzi. Było słychać jego ciężkie sapanie, które oznaczało, jak bardzo się stara i jak mu zależy. Złapał poduszki z kanapy w swoje ogromne ręce, zaczął je rozrywać, by zrobić prowizoryczne opatrunki. Nie myślał o Gasterze, on zajął się tą szkieletką. Co ona wgl robiła? Czemu w takim momencie ta ponoć nieżyjąca, nie, na pewno nie żyjąca, przecież sam przyczynił się do jej śmierci, na jego oczach odbierała sobie życie. Kiedyś tak bardzo o to walczyła, a teraz nagle się poddaje? Co tu się dzieje? Co jest nie tak?! Naprawił sobie nogi, rany stworzone przez kości zabandażował prowizorycznie szmatami, byleby krwawienie ustało. Niewiele znał się na pierwszej pomocy, więc to wszystko co robił było tylko po to, by wydłużyć sobie czas życia. Skutecznie, ale to złamanie otwarte... nie pomagało. Kompletnie nie rozumiał co oznaczają te przeróżne dziwne dźwięki, ale słysząc odpowiedzi naukowca... zwyczajnie poszedł drogą dedukcji.- Nie... poddawaj się... - Powiedział, nie mogąc znaleźć lepszych słów.- Tak s-samo... jak wtedy... - Mówił ciężko, wciąż sapał i całkowicie wątpił, że to jakkolwiek pomoże, ale nie mógł patrzeć na to tak bezczynnie. Podpełzł do prochów Lisa, część z nich wziął w ogromne dłonie i ścisnął, by móc do siebie przytulić, łzy znów popłynęły mu po pysku, to bolało. Gaster dobrze wiedział, w jakiej sytuacji się znalazł. Popełnił kolejny błąd, ale wiadomo (jak to mówi jego żona) każdy błąd da się jakoś naprawić. Tylko czy tutaj coś jeszcze dało się zrobić? Ren prawie umierała, Byk również w niedługim czasie umrze, jeżeli nie otrzyma odpowiedniej pomocy medycznej. Co on sobie myślał, doprowadzając tą, na której najbardziej mu zależało, do stanu szmaty podłogowej? Jedna z istot, która zrobiła Ren krzywdę już była martwa i nikt tego nie cofnie. Druga zaraz tam trafi. W.D. Gaster nic się nie zmienił, a może jednak? Łzy, ból, podstawa istnienia... czuł je od dawna, od utraty żony, ale teraz bardziej. Mimo iż mówił do niej, próbował ją ratować, mówienie o rodzinie nie przynosiło najwyraźniej żadnego efektu, a może... jednak? Czuła tylko, jak coś bardziej rozszarpuje jej duszę, coś bardziej doprowadza ją do płaczu. Bezsilność i głupota, to na pewno to. Siła grzechów walnęła swym młotem sprawiedliwości prosto w ciebie Gaster, nadszedł moment osądu, nawet o tym nie wiedziałeś. Nikt tutaj cierpiący nie miał młotka, w rzeczywistości miałeś go ty. O czym zadecydujesz, co jeszcze powiesz, jakie uczucia do ciebie dotrą? Zrozumiałeś, że zrobiłeś źle, chociaż zabiłeś Lisa, czułeś swego rodzaju poczucie winy, które zaczęło cię teraz coraz bardziej dobijać, jednak... czułeś determinacje, pewne jej małe ilości, jak Ren, która chciała ci pomóc... Mimo iż ściskałeś dusze Ren oraz swoją, twój kawałek zaczął kruszyć się coraz bardziej i blednąć. Bardzo powoli umierał, w męczarniach, ale to jeszcze nie był koniec, a chyba warto teraz walczyć do samego końca.Byk 45% HP | Gaster 100% HP i 85% przekonania Ren 20% HP
+ Zalążek duszy ledwo trzyma się przy życiu - 85% zniszczenia + Byk powstrzymał krwawienie, nie umrze, jeżeli nie zostanie dobity + Psychika Ren została zmiażdżona niemal całkowicie, nadal próbuje się zabić | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 10:02 am | |
| Każdy miał swoje własne, inne myślenie. Ona... chciała być jedynie szczęśliwa, wieść spokojne życie bez zbyt dużych trosk. Jedyne, czym chciała się przejmować to lekkie zdarcia kostek na kolanach jej synów, gdy zaczną biegać, ukochany, który z przepracowania będzie spał w laboratorium, a ona będzie musiała go przenieść, zaciągnąć, COKOLWIEK, do ich sypialni. To miały być jej jedyne zmartwienia, nie widok mazistego potwora, który niszczy ich teraźniejszość i przyszłość, nie, który niszczy jej nadzieje oraz sny na to, że będzie dobrze. Nie będzie, to tylko koszmar, który zaraz minie, jeżeli pojawi jeszcze jedną kość, jeżeli to wszystko zakończy. Nie myślała o sobie jak o egoistce, która chce tylko przestać cierpieć, bo jej tak dobrze i nie patrzy na innych. A miała jeszcze na kogo? Ten, który ją kocha, klęczał tuż obok, w swojej prawdziwej postaci, nie ukrywał się. Już zaakceptował to kim jest? Że jest zwykłym potworem i również popełnia błędy? Jak Lis? Jak Byk? Zrozumiał czy nie, czy robi to, ponieważ też jest egoistą i chce utrzymać to, co zostało z Ren, przy życiu dla własnej wygody i zadowolenia? Słowa o rodzinie tylko powodowały, że spływało jej więcej łez po policzkach. Skoro to wszystko to tylko jakiś koszmar, to znaczy, że jeszcze nie dostała odpowiedniej szansy, by zobaczyć się ze swoją prawdziwą rodziną, która w rzeczywistości nie istniała od dawna. Tak bardzo zepsuł się jej umysł w jednej chwili, tak bardzo pustka odcisnęła na niej swoje piętno, nie fizyczne, czy w postaci braku duszy, a jeszcze gorsze, bo psychiczne. To mimo wszystko najgorsza z opcji, ponieważ jeżeli sama nie zechce pomocy, to nikt jej nie pomoże. Niektóre z łez tej mazi, jej męża, spływały na jej buźkę. Usłyszała również Byka. Nie poddawać się? On żył? Jeszcze żył. Jakie to teraz ma znaczenie? Nie miała siły, ani trochę, by się ruszać, by mówić, by zrobić cokolwiek, nadal była jak zwykła lalka. Czuła się opleciona mazią, z każdej strony, czuła się otulona, przez co zrobiła się spokojniejsza. Od jej duszy ociekającej mieszaniną pomarańczy i zieleni znów zaczęło bić silne, zielone światło, którym otoczyła siebie i ukochanego. Pełne siły życiowej, ciepła, nadziei... Wyciągnęła rękę, by móc go pogłaskać, odsunęła się minimalnie, by uśmiechnąć się smutno i pocałować go. "- W końcu zaakceptowałeś sam siebie?" - przeszło jej przez myśl, nie odrywając się od niego. Było w tym coś bardzo dziwnego. W tym jednym, delikatnym momencie Gaster mógł poczuć, jak nagle coś wbiło się w jego ciało, nie, to była kość Ren, która pierw przebiła ją, a potem w nieszkodliwy sposób jego. Z kącika jej szczęki poleciała zielonkawa maź, magia dosłownie. Kość przebiła się też po części przez dłonie naukowca, by mogła zranić własną duszę. Wykończyła się, całkiem, to był przedostatni cios, czuła, że więcej ich nie wytrzyma. Osunęła się bardziej na ziemię, z szeroko otwartymi oczodołami i pojedynczymi, ostatnimi łzami, które spłynęły jej po kościstych policzkach. Na duszy Ren, w połowie tej połówki... powstało spore pęknięcie. - Po.. wsz-szystkim... - Ledwo wyszeptała, osiągając swój górny limit. | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 4:06 pm | |
| Nie mogę niczego zrobić! To ja jestem bezużyteczny, to ja jestem śmieciem, który nie potrafi naprawić swoich własnych błędów i zamiast tego wciąż je powtarza, powiela, tworzy na nowe sposoby. Nie jestem wart kogoś takiego jak ona. Nie zasłużyła na to by cierpieć, nie przeze mnie, nie w takim momencie. Nie powinna tego wszystkiego robić, nic z tych rzeczy nie powinno się wydarzyć. Była tak delikatna, jak porcelanowa laleczka. A ja rzuciłem nią o ziemię i rozbiłem na miliony malutkich kawałeczków, których nie da się zebrać do kupy. Zrobiłem to jednym prostym ruchem. Bo znów zabiłem. Zrujnowałem. Podeptałem ten mały kawałeczek duszy, który mi podarowała. Widziałem jak przy tym cierpiała, jak bardzo ją to bolało. Powinienem ją bardziej uszanować, a tymczasem? Co ja uczyniłem? Nie byłem w stanie tego naprawić. Nie miałem takiej siły. Mogłem odbierać życia, niszczyć rodziny. Ale nie jestem w stanie niczego uratować. Nawet swojej własnej żony. Mogę się starać.. Ona... Ona... Umiera. Przeze mnie. A ja nie mogę niczego zrobić! - Dziękuję.. - szepnąłem cicho. Nie byłem nawet pewien czy Byk to usłyszy. Starał się pomóc, chociaż nie wiedział jak. Mówił, chociaż słowa do niej nie docierały w żaden istniejący na tym świecie sposób. Dlaczego musiała być taka uparta?! Dlaczego musiała zamknąć się w tym małym pudełeczku, z którego nie ma wyjścia, i do którego nie można wejść?! Odmawiała pomocy, nie reagowała na nic. Aż tak bardzo zawiniłem? Moje czyny aż tak bardzo ją zraniły, że nie była w stanie niczego już poczuć? To okropne. Jak mogłem do tego doprowadzić? Zabiłem tego lisa na jej oczach, na jej niewinnych oczach. Przedtem jeszcze łamiąc kończyny każdego z nich. Sprawiając rany, które zdolne były do zabicia ich przez zwykłe wykrwawienie. Oczywiście, nie byłem w stanie się powstrzymać, ta wredna ciemna strona, pustka w duszy, wciąż kazała i kazała niszczyć, ranić i zabijać. Nie była w stanie wybaczyć Lisowi, chociaż tak bardzo tego chciałem. Teraz mam za swoje. Otrzymałem karę. Nie jestem wart posiadania duszy od kogoś tak niesamowitego jak Ren. Nie powinienem nigdy dostąpić tego zaszczytu by być jej mężem. To się nigdy nie powinno wydarzyć. To ja powinienem konać, to ja powinienem już nie żyć, to ja powinienem leżeć z połamanymi kośćmi niezdolny do ruchu. Tylko ja powinienem cierpieć, nie oni. Nie oni wszyscy. Nic im się nie powinno dziać, niczemu nie zawinili. To wszystko działo się przeze mnie, przez moje błędy przeszłości, które jak głupiec powielałem w teraźniejszości. Tylko ja powinienem ponieść karę. Oni powinni żyć, powinni być cali i zdrowi, żyć własnym życiem nie wiedząc nawet o tym, że istnieję. Myślałem, że to kawałek nadziei, że coś się zmieniło. Że w końcu moje słowa do niej dotarły. Pogłaskała, uśmiechnęła się, pocałowała. Udało mi się? Nie. Skąd. Jest wciąż tak samo. Tak samo beznadziejnie. Chociaż robiłem co mogłem, nie mogłem jej obronić nawet przed samą sobą. Poczułem ból, nie tylko w swoim ciele. Kolejna kość, kolejna, pieprzona kość, która wbiła się w jej niewinną duszyczkę. Czułem tą agonię. Czułem ten ból. Nie mogłem tego znieść, nie byłem w stanie. Chciałem jej pomóc, chciałem jej pomóc za wszelką cenę, ukoić to okropne uczucie, dać jej powód, dla którego mogłaby przestać się ranić. Nie mogłem znieść tego widoku. Ona… Ona.. - Wcale nie! – krzyknąłem, ściskając razem oba kawałki jej duszy. Skupiłem się jak nigdy przedtem, chciałem je tak bardzo uleczyć. Jeśli nie dusze, to przynajmniej jej rany. Starałem się sobie przypomnieć, jak za młodu leczyłem rany, pomagałem tym, którzy tego wymagali. Miałem to przecież robić cały czas, ale zboczyłem ze swojej trasy. Teraz jednak chcę na nią wrócić, zacząć od nowa, wszystko dla niej. WSZYSTKO! Oddam wszystko byleby tylko przeżyła! Nawet własne życie! Nawet nie zauważyłem, gdy pojawiło się to jasne, zielone światło. Nie byłem już jednak pewien - to dzięki mnie, czy to ostatnie tchnienie jej duszy, jej samej. Ale nie mogłem dopuścić do siebie tej ostatniej opcji. Muszę wyleczyć jej rany, tylko tak… Tylko tak mogę jej pomóc. Nawet jeśli nie robiłem tego przez wielki, nawet jeśli powinienem już nie móc tego robić, musze jej pomóc. Słowa na nic się zdadzą, teraz zostały już tylko czyny, już tylko tak mogę to zrobić, chociaż miałbym zrezygnować z własnego życia na rzecz jej. - Będziesz żyć. Nie pozwolę ci odejść! - krzyczałem. Głos mi ochrypł, brzmiałem jak małe dziecko, które całymi dniami płakało i krzyczało, ale nikt go nie słuchał. - N-nie pozwolę… R-rozumiesz? Nie.. - mamrotałem, z całych sił starając się uleczyć jej rany. Łudziłem się na to, chociaż doskonale wiedziałem, że nie potrafię. Starałem się oszukać samego siebie tylko po to by jej pomóc. Nie może być już za późno.. Nie może. Po prostu nie może. Nie pozwalam na to! Jeśli istnieją jacyś bogowie, niech ześlą jakikolwiek cud, chociaż nie zasługuję. Dla niej. | |
| | | KiedyśUndyne Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 19 Doświadczenie : 0 LOVE : 2 Liczba postów : 680 Join date : 13/12/2015 Age : 25
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 8:09 pm | |
| Ściskałeś oba kawałki duszy bardzo mocno, jednocześnie uważając, aby nie zrobić z nich miazgi. Oboje traciliście nadzieję, szczerze mówiąc Ren już dawno jej nie miała, w momencie, w którym zabiłeś Lisa. Szkieletka była już u krańcu swego życia, z 20% HP zostało jej tylko 5% i nie wyglądało na to, by chciała z własnej woli polepszyć swój stan. Na nic twoje krzyki, na nic słowa niedoszłego wroga, jedynie czynami mogłeś cokolwiek zmienić. Ale jak? Co powinieneś zrobić, skoro nie możesz nic, nie masz odpowiednich zdolności, a raczej miałeś i zmarnowałeś je "za młodu". Może jednak nie byłeś tak beznadziejnym mówcą, ale nie ukrywajmy dyplomatą nawet dobrym nigdy nie będziesz. Tyle dobrego, że Ren zaczęła chcieć współpracować, chyba... CHYBA to dobre słowo, ponieważ wbiła w siebie przecież kość, która niemalże decydowała o tym, czy zginie, czy nie. A więc jednak bała się śmierci, bała się, że to nie do końca prawdziwy koszmar, że straci ukochanego, który może był kim był, jednak kochała go ponad życie i zrobi dla niego wszystko. Gdyby tak nie było tutejsza scena nigdy nie miałaby miejsca. Gaster był już w 100% przekonany, wiedział co zrobił źle i wycierpiał dużo w ciągu kilku krótkich chwil. Nie wiedział, że głównie coś takiego, a nie oszczędzenie wrogów, odmieni go na zawsze. Czuł przecież teraz, czego w sobie wcześniej nie miał, nim żona się nie pojawiła i nie przywróciła go do początku. Niebieskie światło objęło dłonie naukowca, w tym obie dusze. Mały kawałek Gasterowej duszy, który wcześniej zaczął się rozpadać bardzo szybko ukształtował się w białe serce, nieco większe, niż powinno nawet. Szkieletka powoli wracała do sił, jej własna połówka duszy przestała ociekać magią, jak krwią. Stało się, ten cud, na który naukowiec nie zasługiwał, a jednak. Wraz z nową duszą objawiła się i "nowa" moc - leczenie. Żebra, centrum jej egzystencji również, zaczęły się powoli regenerować. Silna zielona aura jednak nie zanikała.W.D. Ren 25% HP (uleczona) Gaster przemienił się w POTWORA! tracąc zdolności (na czas wbicia PD): ~ Blue ~ Blastery Całkowicie pozbył się: ~ Molecule Oraz zyskał "nową", acz starą umiejętność: ~ Leczenie - Losowo leczy w przedziale 15-30 HP. W bitwie może użyć tego raz na 4 posty, podczas odpoczynku może leczyć raz na turę do 5 postów. Jeżeli Gaster użyje 5 razy leczenia nie może go użyć ponownie, póki nie wskoczy do wyrka (z Renią) tzn. nie prześpi się. Może leczyć sam siebie jak i innych. ZYSKAŁEŚ NOWĄ DUSZĘ
Poziom 5,55 LOVE zamienia się na 5 PD i 55% doświadczenia. - 5,55 PD - 2,50 LOVE - za Lisa | |
| | | Wingdings Gaster Zakorzeniony
HP : 100 Poziom duszy : 7 Doświadczenie : 77 LOVE : 6 Liczba postów : 519 Join date : 01/01/2016 Skąd : Powierzchnia
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 8:40 pm | |
| Co się właśnie stało? To w sumie bardzo dobre pytanie. Działo się w końcu tyle, że trudno do tego dojść, ale koniec końców, była jedna najważniejsza w tym wszystkim rzecz. Udało się. Mimo kolejnego błędu jaki popełnił naukowiec - udało się. Uratował życie swojej żony. Uratował ten mały kawałeczek duszy, który w nim był. Ale, zabił też Lisa. Poważnie ranił Byka. Mały przykład na to, że nie da się być do końca dobrym, po tylu latach czynienia zła, ale jeśli tylko się postara... Jeśli tylko znów nie zboczy z drogi... Takich sytuacji już nie będzie. Nie będą miały po co istnieć. Znikną, i tyle! Życie stanie się kolorowe i wesołe. Ściskał Ren jeszcze przez długi czas, ciesząc się tą chwilą jak nigdy dotąd. Ostatni raz tak szczęśliwy był chyba, kiedy urodził się Papyrus. Trzymał ją w swoich objęciach, nawet na chwilę nie zakładając iluzji, nawet jeśli, nie miał na to siły. Cała ta sytuacja była wykańczająca. W końcu jednak musiał ją puścić. Wziął ją więc na ręce i położył na kanapie. - Poczekaj chwilę. - mówił, kładąc ją delikatnie na, może i nie aż tak miękkim meblu, ale lepsze to niż podłoga. Podążył w kierunku Byka. Ukucnął obok jego złamanych nóg. - Bardzo.. Przepraszam. - mruknął, oglądając rany. Porządne złamania, czego mógł się spodziewać. W końcu sam je zrobił, oczywiście, że to nie zwykłe zadrapania. Stworzył w dłoni niewielką kość i podał Bykowi. - Masz, wsadź do pyska. Żebyś nie odgryzł sobie języka. Nie mam środków znieczulających, ani nic, więc musisz to wytrzymać.. Zanim.. Zanim to wyleczę muszę.. Złożyć kości. Wiesz, znam się na nich jak nikt inny. - oczywiście. Myśl o tym, że zrobi to największy morderca Podziemia jak nic uspokoiła tego biednego potwora. - Postaram się być delikatny... S-serio. - dodał zaraz, biorąc się do roboty, co chwila patrząc na twarzy byka, sprawdzając, czy się jeszcze trzyma. To już ostatnia porcja wrzasków tego dnia, ostatnia porcja krwi i zakończenie tego dnia. Kiedy tylko w miarę poskładał kości, użył leczenia by zatamować krwawienie, przyśpieszyć regenerację kości i w ogóle - wyleczyć te paskudne złamania, które zrobił. Jeśli ma zacząć być dobrym, lepiej zacząć od razu. - Na prawdę nie chciałem tego robić.. Nie chciałem już zabijać.. Ale.. To impuls. Odebrałem ci przyjaciela.. Wiem, że przeprosiny tutaj nie pomogą, ale to jedyne co mogę zrobić, po tym wszystkim.. - mówił gdy było po wszystkim, klęcząc obok swojego niedoszłego wroga, patrząc na dłonie ociekające krwią. Oby widział to po raz ostatni. | |
| | | W.D. Ren Bywalec
HP : 100 Poziom duszy : 1 Doświadczenie : 0 LOVE : 1 Liczba postów : 69 Join date : 02/06/2016
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów Sob Lip 02, 2016 9:17 pm | |
| Ból powoli zaczął się zmniejszać, ten fizyczny oczywiście. Psychiczny? Nie wiadomo. Zdziwiona spojrzała na swoją duszę, na dłonie Gastera dokładniej. Czemu stały się takie niebieskie? Po części przypominały morze, bardzo jasne, głębokie, aż chciała się w nim zatopić. Zamknęła oczodoły, ponownie uśmiechając się delikatnie, bardzo łagodnie, przede wszystkim szczerze. Czuła się lepiej, to było leczenie, prawda? J-jak to?.. Nie pamiętała oczywiście, czy ukochany miał tą zdolność wcześniej, ale... to musiał być znak! Kiedy trafiła na kanapę poczuła też, że nie czuje tego kawałka duszy oddanego Gasterowi. To znaczy, że musiał się rozwinąć, że musiał stać się jego! Zacisnęła dłonie w miejscu serca, poszerzając uśmiech. Duma przytłumiła ten ból, poczucie samotności. Takie zło sobie wmawiała, tak uważała to za mega zły koniec, a ostatecznie... wszystko skończyło się w dużej mierze dobrze. Nie dla Lisa, ale cóż... Skuliła się i odwróciła plecami, by już na nic nie patrzeć, była wyczerpana. Nawet nie słuchała zbytnio ich rozmowy. ----------------- Odpis MG już z tego konta, ponieważ koniec akcji Cóż Ren wyzdrowiała, przynajmniej na chwilę i nie wyglądało na to, że chce kontynuować próbę pozbawienia siebie życia. Byk obserwował to mimochodem, układając prochy swego przyjaciela w jakiejś zgrabnej kupce. Przestał płakać, już był smutny, bardziej załamany, ale potrafił się przynajmniej cieszyć, że niewinna szkieletka jest bezpieczna, cała i zdrowa. Zasłonił się ręką, kiedy Gaster podszedł. Chciał dokończyć? Nie... jednak tylko przeprosić oraz naprawić mu nogi!- Zachowałeś się jedynie tak samo jak on, jedynie... bardziej.. brutalnie. - Wziął daną mu kość, wsadził w pysk, zgadzając się na leczenie. Każdy silniejszy ruch powodował, że muczał, a raczej ryczał jak na byka przystało. Poruszał łbem na boki, uderzał pięścią o podłogę. To cholernie bolało, ale musiał wytrzymać, tak, a potem poczuł leczniczą moc. Wypuścił z pyska kość, kiedy została sama regeneracja. Jakże niemiłe uczucie...- Dzięki za pomoc... jednak myślę, że z całą tę sprawę trzeba... wytłumaczyć, pójść do Królewskiej Straży. Cała nasza trójka, żeby wszystko naprostować. Potem najlepiej zapomnieć o wszystkim i wrócić do własnych spraw. - Jakże łagodny, pomimo utraty Lisa. Kości się zrosły, mógł już chodzić, ale miał jeszcze kilka ran do wyleczenia. Spojrzał przelotnie na Ren. Najlepiej, żebyście wyszli porozmawiać z rybią wojowniczką, jak tylko wszyscy będą zdrowi.Byk 60% HP (uleczony) | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów | |
| |
| | | | [Quest W.D. Gastera] Odpuszczenie grzechów | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|